poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 3

Rozdział 3

- Czyś ty kompletnie zwariował? Nie ma szans!
Maciej westchnął ciężko. Doskonale wiedział, że taka właśnie będzie reakcja przyjaciółki, kiedy oznajmi jej jak ją wrobił. Spodziewał się tego. Ale znał Natalię od lat. Miał nadzieję, że tak jak zwykle trochę się na niego powścieka, ale później zgodzi się pomóc. Sam był na siebie zły za ten idiotyczny pomysł. Miał prawie trzydzieści lat, a bał się powiedzieć matce, że jest gejem. Już dawno powinien to zrobić. Był tchórzem.
- Natalka, proszę cię. – Złożył ręce jak do modlitwy. – Obiecałem już mamie, że przywiozę moją dziewczynę.
- Nie masz dziewczyny, durniu – warknęła. – Idź sobie jakąś przygruchaj i to ją przedstawiaj matce.
Pokiwał głową i odetchnął cicho. – Tylko ten jeden raz, co?
- Nie, Maciej. Jedź do matki i powiedz jej prawdę.
Przygryzł wargę i odwrócił wzrok. Wiedział, że powinien. Przecież on nie wyobrażał sobie udawać przed kimkolwiek, że Natalia jest jego dziewczyną. Jak miał się wobec niej zachowywać? Całować ją? Zmarszczył brwi. Była dla niego jak młodsza siostra, znał ją od ośmiu lat. Nie wyobrażał sobie czegoś takiego. Najbliżej byli, kiedy ją przytulał, a i to było przecież czysto przyjacielskie. A teraz sam wymyślił coś takiego? Był kretynem, to nie ulegało wątpliwości. Ale przecież nie mógł się teraz wycofać…
- Powiem jej prawdę… ale jeszcze nie teraz. Tylko jedno spotkanie.
Westchnęła ciężko i spojrzała na przyjaciela wilkiem. Zawsze sądziła, że to Daniel będzie osobą, która prędzej czy później wytrąci ją z równowagi. Bywał trochę narwany, emocjonalny i strasznie przylepny. Ale Maciej? Był najbardziej rozsądnym człowiekiem jakiego znała, mało tego, chyba jako jedyny człowiek na świecie potrafił trzymać Daniela w ryzach. Miał do studenta słabość i to było widoczne na pierwszy rzut oka, ale umiał także się mu sprzeciwić. A teraz wymyślił pomysł głupszy od wszystkich pomysłów Daniela razem wziętych.
- Dobrze dogadujesz się z matką, więc czemu boisz się jej powiedzieć?
Wywrócił oczami. – To nie takie proste.
- A jak będziesz kogoś miał? – zapytała. – Na poważnie – dodała zaraz, wiedząc jakie relacje łączą Maćka i Daniela. Związkiem na pewno by tego nie nazwała.
- Wtedy jej powiem – mruknął.
- Więc w czym problem?!
Pokręcił głową. Sam nie wiedział, ale zwyczajnie nie umiał się przyznać do swojej orientacji. Po prostu nie. – Natalka, proszę. – Spojrzał na nią błagalnie.
- Sorry, kochany, ale to zły pomysł.
- Wiem, jestem idiotą i w ogóle. Więcej cię tak nie wrobię. To jak?
Pokręciła głową i westchnęła ciężko. Wstała z kanapy, na której siedzieli od dłuższego czasu. – Jedno spotkanie – powiedziała. – Raz mogę udawać. Ale tylko raz.
- Jesteś najlepsza. – Chciał ją uściskać, ale powstrzymała go.
- Nie myśl, że mi za to nie zapłacisz.
- Już się boję.
Uśmiechnęła się i pokiwała głową. – Bój się. Muszę lecieć. Ucałuj chłopaków. – Poznała Ariela ostatnio i nawet go polubiła. Był sympatyczny. I mieszkał
z dwoma gejami nie mając nic przeciwko. Raczej rzadko spotykała takich ludzi.
- Ta, jasne, ale obawiam się, że Ariel nie byłby zadowolony – zaśmiał się, wyobrażając sobie reakcję współlokatora. Potrząsnął głową. Chyba wolał nie wiedzieć.
- Podoba ci się?
- Kto, Ariel? – Zmarszczył zabawnie brwi i parsknął śmiechem. – Gdzie tam. Lepiej pytaj o to Daniela. Jak zacieśnią stosunki, to coś się obawiam, że Ariel się nie odgoni.
- Jest dotykalski, ale bez przesady. Sądzisz, że Ariel mu się podoba?
Wzruszył ramionami. – Szczerze mówiąc nie wiem. Ale na pewno nie mi. Jest
w porządku, miły, sympatyczny i jeśli trochę z nami pomieszka, to pewnie się zaprzyjaźnimy, ale na więcej nie licz. Co do Daniela, to bardziej prawdopodobne, spędzają ze sobą większość czasu.
- Może i tak. Podrzucisz mnie do pracy? – Uśmiechnęła się przymilnie.
- Jasne. Chodź.

***

Ariel wylegiwał się na kanapie i przeszukiwał Internet. Znalazł sobie parę ofert pracy, miał zamiar później wysłać CV, albo podzwonić tu i ówdzie. Na szczęście nie miał problemów z pieniędzmi, ale wolał być niezależny finansowo od matki. Usłyszał pukanie do drzwi i oderwał wzrok od komputera.
- Proszę. – Domyślał się, że to Maciej albo Daniel. Bardziej podejrzewał tego pierwszego, słyszał jego krzątanie się po domu, odkąd wrócił z pracy, za to Daniel zaszył się dzisiaj w pokoju i nie widział go od rana.
- Hej, nie przeszkadzam? – Nie mylił się. Maciek stanął w progu jego pokoju
i oparł się o futrynę, zerkając na niego pytająco.
- Nie, w porządku. – Zamknął klapę komputera i uśmiechnął się lekko. – O co chodzi?
- Szukasz jeszcze pracy?
Spojrzał na niego zaciekawiony. Wydawało mu się, że w Warszawie powinno być zapotrzebowanie na grafików, w końcu to duże miasto, ale trafił na jakiś okres, że za bardzo nie potrzeba było nikogo do pracy w tym zawodzie. Nie zazdrościł Danielowi, który za rok będzie musiał prawdopodobnie przeżywać to samo.
- Tak, czemu pytasz?
- W Draft* zwolniło się parę miejsc w dziale graficznym. Facet wyjechał za granicę, kogoś zwolnili, jedna dziewczyna poszła na macierzyński. Pojutrze od dwunastej są rozmowy kwalifikacyjne, jak przedzwonisz, to bez problemu się tam umówisz. Chcesz numer?
- Jasne. – Wziął od niego wizytówkę. – Dziękuję.
- Polecam się. Gdzie Daniel?
- Zaszył się w pokoju. Nie pytaj co tam robi, od rana go nie widziałem.
Zmarszczył lekko brwi, ale zaraz wzruszył lekko ramionami. Daniel miał swoje dziwactwa, a on wiedział o tym dobrze jak nikt inny. Uśmiechnął się lekko do Ariela i wycofał się zaraz z jego pokoju. Szybko przystosowali się do mieszkania we trójkę. Każdy z nich wstawał o innych porach, więc nie mieli problemu z łazienką, ani z kuchnią, jego przez większość dnia i tak nie było,
a chłopacy chyba się jakoś dogadywali, przynajmniej takie odnosił wrażenie. Zapukał do pokoju Daniela i wszedł nawet nie czekając na zaproszenie. Student leżał na łóżku, robiąc coś na laptopie. Podniósł na niego wzrok i lekko kiwnął głową na przywitanie.
- Co porabiasz? – zagadnął Maciek.
- Nic ciekawego. Zastanawiam się czy nie znaleźć sobie jakiejś roboty.
- Rodzice odcięli fundusze? – Położył się bez skrępowania obok niego. Było to dla nich naturalne, nawet jeśli aktualnie nie byli bliżej.
- Nie, ale fajnie by było nie być tak zupełnie ograniczonym.
- I co, masz coś?
Zmarszczył brwi. – Dla studentów? Kelnerowanie.
- I, niech zgadnę, średnio ci się ten pomysł podoba. – Daniel był wybredny.
- Nie, dlaczego. Po prostu się rozglądam. – Odłożył komputer i spojrzał na przyjaciela. – A co u ciebie?
Westchnął ciężko. – Weź nawet nie pytaj – jęknął. Do tej pory pamiętał poranne narzekanie Natalii najpierw w domu, a potem powrót do tematu w samochodzie, kiedy podwoził ją do pracy.
- Coś nie tak?
- Natalia jest na mnie cięta.
- Auć. – Zaśmiał się. Ich przyjaciółka potrafiła zamęczyć człowieka, kiedy była za coś zła. – Co nabroiłeś?
- Stchórzyłem i zamiast powiedzieć mamie, że jestem gejem, to powiedziałem jej, że mam dziewczynę, która ma na imię, uwaga, Natalia.
Roześmiał się. – O, stary, nagrabiłeś sobie, ona ci nie da o tym zapomnieć.
- Nie pomagasz – mruknął. – Pojedzie ze mną do mamy, ale już widzę jak przez następny rok a nawet dłużej będzie mi to wypominać.
- Na pewno tak będzie – zgodził się. Komu jak komu, ale Natalii lepiej było nie podpadać. Ich przyjaciółka była na ogół łagodna i miła, ale kiedy na czymś jej zależało, albo ktoś ją zdenerwował, potrafiła być cięta i postawić człowieka do pionu. – Twoja mama przecież jest w porządku, powiedziałbyś jej i miałbyś święty spokój.
- Bo ty od razu swoim powiedziałeś.
- Ale powiedziałem. To, że nie byli zachwyceni, to inna historia, ale przynajmniej nie mam takich problemów. – Spojrzał na niego z ukosa. – Chciałbym zobaczyć Natalkę w roli twojej dziewczyny – zaśmiał się, kręcąc głową.
- To będzie jeden wielki jednorazowy cyrk.
- Zobaczymy czy jednorazowy.
Szatyn westchnął ciężko. Nie podobało mu się to, że wkręcił Natalię, ale miał jeszcze kilka dni, żeby przyzwyczaić się do tej myśli. Będzie dobrze.

*Chyba nie wspominałam do tej pory nazwy agencji reklamowej, w której Maciuś jest dyrektorem finansowym – Draft Studio, która to nazwa skracana jest po prostu do Draft.


Trochę późno wrzucam, ale wcześniej nie miałam nawet czasu komputera włączyć ;) Zapraszam do zakładki Zapowiedzi publikacji, gdzie pojawiły się terminy następnych trzech rozdziałów. 

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 2

Przepraszam za poślizg czasowy. Przyznam, że pisanie tego rozdziału było dla mnie koszmarem, namęczyłam się przy tym jak nigdy. Nie wzięłam dodatkowo pod uwagę pewnych rzeczy, dlatego taki a nie inny poślizg czasowy. Natalię lepiej poznacie w następnych rozdziałach, to mogę obiecać. I mała zmiana planów - następny rozdział pojawi się w poniedziałek 1 września. Następne rozdziały będą już publikowane zgodnie z planem, który również pojawi się w poniedziałek w zapowiedziach publikacji.
Uwaga – rozdział niesprawdzany.

Rozdział 2

Maciej nie lubił być kierowcą. Nie, zdecydowanie nie było to jego ulubionym zajęciem. Ciągłe oczekiwanie przy zmianie światła czerwonego na zielone, irytujący pieszy wpychający się pod koła, no i dziury w nawierzchni. Przepis na zepsucie mu całego dnia. Na dodatek musiał jechać za Warszawę w odwiedziny do mamy. Samo spotkanie z rodzicielką nawet go cieszyło, ale wizja kierowania – nie. Na szczęście dotarł na miejsce i z westchnieniem ulgi zatrzymał auto. Nie otwierał bramy, żeby wprowadzić je na podjazd, zaparkował na poboczu. Nie uśmiechało mu się znowu odpalać silnika. Być może gdyby nie to, że bywał
u matki dość często, nawet nie załatwiałby sobie prawka, w końcu po Warszawie mógł poruszać się metrem. Samochód ułatwiał życie i jednocześnie doprowadzał go do białej gorączki.
- Szlag by to – burknął pod nosem, kiedy drzwi nie zamknęły się za pierwszym razem. Tylko spokojnie, powtarzał sobie, To tylko maszyna. Daniel pewnie miałby z niego niezły ubaw teraz. A on oczywiście gniewać się na niego nie umiał. Miał do niego swego rodzaju słabość. Poznał go, kiedy był zagubionym dziewiętnastolatkiem, nie do końca pewnym siebie, i czasem nadal patrzył na niego tak samo, choć dorósł i trochę się zmienił. Ale nadal był tak samo dotykalski. Chodzić to on by z nim nie mógł. Ale przyjaźnić się jak najbardziej. Seks od czasu do czasu też mu pasował. Westchnął cicho i bez pukania wszedł do domku jednorodzinnego. Matkę znalazł w kuchni. Uśmiechnął się i uściskał ją. Była pięćdziesięciodwuletnią kobietą i trzymała się naprawdę dobrze. Ojca nie pamiętał, z tego co mama mu mówiła, to zwinął manatki, kiedy zaszła
w ciążę. Cóż.
Rozmowa jak zawsze się kleiła. Musiał oczywiście streścić ostatnie dwa tygodnie swojego życia w najdrobniejszych szczegółach, łącznie z przebytym krótkim i lekkim przeziębieniem.
- A kiedy w końcu mi kogoś przedstawisz, co, Maciuś? – zapytała żartobliwym tonem. Maciej odchrząknął tylko i upił łyk kawy. Nigdy nie powiedział mamie
o swojej orientacji. Jakoś nie było okazji. Nie opracował jednak dobrej odpowiedzi na takie pytania. Przecież nikogo nie miał, czy to chłopaka, czy dziewczyny, a Daniel nie był kimś kogo by chciał jej przedstawić. Wiedziała o jego istnieniu, ale nie miała pojęcia, że łączy ich poza wspólnym mieszkaniem, także dobry seks i nierzadko jedna sypialnia.
- Uhm… wiesz, mamo, to nie takie proste.
- No skoro tak mówisz, ale masz prawie trzydzieści lat.
Uśmiechnął się. – Właśnie. Prawie.

***

Ariel ziewnął przeciągle i uchylił powieki. Przez odsłonięte rolety słońce świeciło mu prosto na twarz. Jęknął cicho. Jego druga już noc w Warszawie. Wczorajszy dzień był dość nudny. Maciej był w pracy, Daniel snuł się po mieszkaniu, żeby później wyjść z niego, a on udał się na rekonesans terenu. Przy okazji kupił gazetę, żeby zobaczyć ogłoszenia o pracę. No i znalazł całkiem przyjemny park. Dzisiaj nie zapowiadało się ciekawiej. Maciej miał jechać do matki, a do Daniela miała przyjść jakaś koleżanka. Sądził, że mieszkanie
z dwojgiem obcych sobie ludzi będzie kłopotliwe, albo krępujące, ale wyjątkowo dobrze szło im nie wchodzenie sobie w drogę. Daniel i Maciek musieli być przyzwyczajeni do mieszkania z kimś, a on się dostosował. Dostał swój pokój, swoją przestrzeń w łazience i w kuchni, co miał narzekać? Było
w porządku. Sięgnął po telefon, przypominając sobie, że miał zatelefonować do mamy. Średnio mu się chciało, ale co miał zrobić, obiecał. Poza tym opłacała jego część czynszu, póki on szuka pracy, a przecież nie musiała. I tak był zaskoczony, że to zaproponowała. Nigdy nie mieli najlepszych relacji.
- Cześć, mamo – przywitał się. – Jest w porządku. Szukam pracy. Ta, współlokatorzy też okej. Jasne, całkiem miły widok z okna nawet – stwierdził, zerkając na zbierające się na niebie deszczowe chmury, kałuże na chodniku, pusty w tej chwili plac zabaw, pobliską niezbyt ruchliwą ulicę i bloki. Uroczo. – Co u ojca? – zapytał, wywracając oczami. Akurat to go najmniej interesowało. Ale chyba wypadało zapytać. Słuchał przez chwilę jednym uchem jak idzie mu w pracy i potakiwał, żeby nie było, że nie uważa. – Fajnie. Wiesz co, mamo, ja muszę kończyć. Jasne, wpadnę za jakiś czas. Pa. – Rozłączył się i odłożył telefon. Wyciągnął z szafy ciuchy i ręczniki. Wczoraj w końcu się zmobilizował
i poukładał wszystko na półkach. Rzucił jakieś „cześć” do chodzącego po mieszkaniu Daniela. Był ubrany, co kazało mu myśleć, że poranną toaletę ma już za sobą, więc nie musiał się przejmować, że będzie chciał wejść do łazienki. W końcu toaleta była osobno. Zdjął koszulę i niezmiennie takim samym skrzywieniem zareagował na jego blizny. Cóż, nie miał najlepszego dzieciństwa. Odwiązał bandaż z nadgarstka, bo nie chciał go zamoczyć i stwierdził, że opuchlizna już prawie zeszła. Trochę czasu zajęła mu poranna toaleta, ale nie spieszył się. I tak nie miał nic do roboty, a niezbyt chciało mu się wychodzić na deszcz, bo chyba zaczynało już padać, jeśli wierzyć prognozie pogody, której słowa wyłapywał z włączonego w salonie telewizora. Ogolił się jeszcze, nastroszył ręką włosy i wyszedł. Na śniadanie zadowolił się jogurtem z musli. Miał już zamiar zaszyć się w swoim pokoju i coś poczytać, albo pogrzebać
w sieci, ale Daniel postanowił znaleźć mu inne zajęcie.
- Natalia chce cię poznać – mruknął, wchodząc do kuchni. Ariel zmarszczył brwi.
- Mhm – mruknął. – W celu?
- Żadnym. Po prostu wspomniałem, że się wprowadziłeś i tyle.
- No dobra. – Mógł się zgodzić, czemu nie? Poszedł za Danielem do salonu
i spojrzał na siedzącą tam dziewczynę. Miała długie, rude włosy i brązowe oczy. Uśmiechała się sympatycznie. Musiał przyznać, że była ładna.
- Cześć – odezwała się przyjemnym dla ucha głosem. – Natalia.
- Ariel. – Odwzajemnił z uśmiechem uścisk dłoni. – Miło mi.

***

Maciej spacerował z mamą po pobliskim lasku. Kobieta jeszcze kilka razy poruszała temat jego ewentualnego związku, patrząc przy tym na niego przenikliwie, przez co miał wątpliwości czy przypadkiem czegoś nie podejrzewa. Westchnął ciężko przy kolejnym pytaniu z tej serii.
- Mamo…
Był już tym zmęczony. Dla świętego spokoju mógłby jej powiedzieć prawdę, ale jakoś nie zachęcała go ta perspektywa. Kiedyś jej powie, kiedy będzie z kimś na poważnie, ale na razie wolał udawać. Nie wiedział jak mama zareagowałaby na wieść, że jest gejem i chyba nie chciał wiedzieć.
- Tylko pytam.
Odwrócił wzrok i przygryzł wargę. Mógłby coś zrobić, tylko po to, żeby mieć święty spokój. Żeby nie słyszeć co tydzień tych pytań, nie denerwować się i nie zastanawiać czy powinien jej powiedzieć prawdę. – Dobrze przedstawię ci kogoś – westchnął.
- Więc jednak?
Wzruszył ramionami. – Tak… ale to nic pewnego – zastrzegł na wszelki wypadek.
- To może wpadniecie niedługo?
Odchrząknął i spojrzał na mamę kątem oka. – Jasne, czemu nie.
- A jak ma na imię?
Przygryzł wargę analizując szybko kto mógłby mu pomóc. Była tylko jedna osoba. – Natalia.
Ona mnie zamorduje.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 1

Rozdział 1

Dochodziła dopiero siódma rano, kiedy pociąg wtoczył się na peron. Młody, brązowowłosy mężczyzna przyjął to z westchnieniem ulgi. Miał powoli dość ten kilkugodzinnej przejażdżki, szczególnie, że musiał dzielić przedział
z jakimiś dwiema trajkoczącymi nastolatkami. Wysiadł z pociągu
i z przyjemnością rozprostował kości. O niczym innym nie myślał od wyjazdu z jego małego rodzinnego miasteczka. Zarzucił plecak na ramię, drugą torbę chwycił wygodniej w dłoń i rozejrzał się w poszukiwaniu wyjścia z dworca. Wyszedł na parking pełen samochodów. Ruszył w kierunku postoju taksówek. Obejrzał się po chwili przez ramię i na budynku dworca przeczytał duży, biały napis WARSZAWA CENTRALNA. Miał zamiar rozpocząć w stolicy nowe życie. Studia skończył u siebie, ale to tutaj chciał podjąć pracę. A właściwie to najpierw ją znaleźć. Wiedział, że zabrał się za to trochę od końca, bo powinien w końcu najpierw mieć źródło dochodu, a dopiero potem brać się za przeprowadzkę, ale chciał jak najszybciej wyjechać z domu. Nieustanne towarzystwo rodziców strasznie go męczyło, szczególnie ojca. Nigdy się nie dogadywali. Wsiadł do taksówki   i podał kierowcy adres mieszkania, w którym miał zamieszkać wraz z dwójką innych chłopaków. Nigdy nie mieszkał z nikim obcym, ale Maciej, bo to z nim załatwiał sprawę, a także on pokazywał mu mieszkanie, kiedy przyjechał tutaj kilka dni temu, wydawał mu się bardzo sympatyczny, chociaż był pewien, że jest od niego starszy o jakieś trzy lata. On sam miał dwadzieścia cztery, niedawno skończył studia. Był ciekaw drugiego współlokatora, ale wiedział, że dzisiaj prawdopodobnie go pozna. Patrzył przez okno na mijane ulice, ale nie mógł ocenić, czy kierowca nie wiezie go naokoło. Nie bywał w Warszawie zbyt często. Miał tylko nadzieję, że w miarę szybko się odnajdzie. No i, że znajdzie szybko jakąś pracę. Nie chciał być uzależniony od finansów mamy dłużej niż to konieczne, na ojca nie miał co liczyć. Zapłacił kierowcy banknotem stuzłotowym. Był pewien, że ostatnim razem płacił co najmniej dwadzieścia złotych mniej, ale machnął na to ręką. Rozejrzał się po osiedlu i ruszył między bloki, usiłując sobie przypomnieć jak ostatnio dotarł do odpowiedniego. Miał kiepską orientację w terenie. Jak po dwóch dniach mieszkania tutaj zapamięta, który to dom, to będzie z siebie dumny. Przeszedł obok kolejnego placu zabaw, łudząco podobnego do trzech ostatnich, które mijał. W końcu po dziesięciu minutach krążenia uliczkami odnalazł blok, w którym miał zamieszkać. Postawił torbę na ziemi z ulgą, ręka zaczynała już go boleć. Zadzwonił domofonem i po chwili wdrapywał się na szóste piętro. Na szczęście osoba, która odebrała domofon poinformowała go, że winda nie działa, więc nie tłukł się już na drugi koniec korytarza, a od razu na schody. Maciej, a przynajmniej sądził, że to był on, zaproponował mu nawet pomoc z rzeczami, ale stwierdził, że da sobie radę. Chucherkiem nie był, więc jakoś się wdrapał na odpowiednie piętro. Postawił torbę na podłodze i zapukał do drzwi, a potem z ciężkim westchnięciem znowu dźwignął torbę do góry. Po chwili w drzwiach zobaczył znajomego już sobie mężczyznę.
- Cześć. Wejdź. – Otworzył szerzej drzwi.
- Cześć. – Z ulgą postawił torbę na ziemi, mając nadzieję, że doniesienie jej do pokoju pójdzie już gładko.
- Przecież mogłem ci pomóc – powiedział, zamykając drzwi. Ariel rzucił okiem na swój obandażowany i spuchnięty nadgarstek         i skrzywił się nieznacznie. Skręcił go kilka dni temu. To było największym utrudnieniem w doniesieniu tutaj tego wszystkiego.
- Dałem radę.
Maciej pokiwał głową i tym razem to on sięgnął po jego torbę. – Pokażę ci pokój – stwierdził i wskazał mu ręką kierunek. Przechodząc obok drzwi łazienki zapukał w nie mocno. – Daniel, streść się!
Dobiegło ich stłumione: – No już!
Maciej wywrócił oczami i wprowadził Ariela do pokoju, w którym miał zamieszkać i postawił torbę na podłodze. Była ciężka i był pełen podziwu, że wdrapał się tu z nią na szóste piętro. 
- No. To się rozpakuj, czy co tam chcesz. Ręczniki masz na łóżku – wskazał ręką – to sobie wsadź gdzie tam ci pasuje. Daniel zaraz wyjdzie z łazienki, jak chcesz iść. Będę w dużym pokoju.
- Jasne, dzięki. – Skinął głową. Maciej wyszedł, a on rozejrzał się raz jeszcze po pokoju. Nie był on za duży, ale podobał mu się wystrój. Utrzymany był w głównie w kolorystyce brązowej i écru. Przy jednej ścianie stało jasne biurko, na którym stała lampka nocna, a nad nim wisiały jakieś obrazki i półka na książki czy inne figurki. Jasnobrązowe łóżko stało pod oknem. W skrzyni były cztery małe szuflady i jedna dłuższa. Na przeciwległej ścianie za drzwiami widział jeszcze jedną większą szafę na ubrania i inne takie. Usiadł na łóżku i wyjrzał przez okno. Miał widok na pobliski plac zabaw, na którym teraz biegały jakieś dzieciaki         z psem. Zauważył nieopodal jakiś sklep i postanowił wejść później, żeby się zorientować czy mają jego ulubione produkty. Jeśli nie, to poszuka innego sklepu, ale taki pobliski byłby sporym udogodnieniem. Zerknął zniechęcony na torby i skrzywił się. Postanowił, że rozpakuje się później. Wyciągnął tylko ciuchy do przebrania i postanowił szybko się ogarnąć w łazience, a potem dopiero iść do Maćka i Daniela, który jak słyszał wyszedł już.

***

Maciej z cierpiętniczym westchnięciem odsunął od siebie chłopaka. Blondyn spojrzał na niego podirytowany.
- Przecież nic złego nie robię – mruknął. Maciek wywrócił oczami.
- Okej, ale jakbyś nie zauważył nasz nowy współlokator zaraz tu przyjdzie.
Daniel westchnął ciężko i burknął coś pod nosem. Nie lubił tego rozsądku Macieja. – Przecież chcę cię tylko pocałować.
- Twój pocałunek prawie zawsze kończy się  w łóżku. – Potargał mu blond włosy i zaśmiał się na widok jego naburmuszonej miny. – Bądź grzeczny.
- Mam dwadzieścia trzy lata, więc mogę sobie poużywać.
- Poużywasz sobie trochę później.
- Obiecujesz?
Wywrócił oczami, ale uśmiechnął się. Miał ogromną słabość do studenta. – Tak, obiecuję.
Daniel uśmiechnął się i, korzystając z chwili nieuwagi przyjaciela zbliżył się i od razu go pocałował. Maciej zmarszczył brwi i zaprotestował, ale na niewiele to się zdało. Wywrócił oczami i oddał pocałunek. Wiedział, że Daniel mu nie odpuści. Mieszkali ze sobą już od czterech lat i mieszkało już z nimi wiele osób, nieraz studentów, ale zazwyczaj rezygnowali po krótkim czasie od chwili, kiedy w taki czy inny sposób dowiedzieli się o ich homoseksualizmie. Mieli jak na razie tylko jedną osobę, której to nie przeszkadzała i dziewczyna mieszkała z nimi dobre dwa lata, zanim się nie wyprowadziła do swojego faceta. Od tamtego czasu mieszkali sami, ale to było raptem dwa miesiące. A teraz był Ariel. Nie martwił się. Jak będzie chciał mieszkać to będzie mieszkał, a jak będzie mu coś nie pasowało, to przecież nie będą trzymać go tutaj na siłę. Na szczęście nie zamykał oczu, bo zauważył moment, kiedy Ariel wyszedł z łazienki. Objął Daniela jedną ręką i lekko odciągnął go od siebie, chwytając go za koszulę.
- No już, starczy – mruknął. Daniel uśmiechnięty, że postawił na swoim, odwrócił się w kierunku nowego współlokatora. Nie zważając na fakt, że Ariel wyglądał na nieco zakłopotanego, przez fakt, że Maciek zaprotestował z lekkim opóźnieniem, podszedł do niego z wyciągniętą ręką.
- Cześć. Daniel.
- Ariel. – Uścisnął ją i ucieszył się, że nie było widać zawahania. Zdziwiła go nieco ta chwila bliskości, ale to przecież nie jego sprawa. Sam nie był homoseksualistą, ale nie miał zamiaru nikomu zaglądać do łóżka. Usiedli na kanapach i przez następne kilka minut omawiali zasady ich współżycia, jak to określił Daniel, przez co Maciej spiorunował go wzrokiem. Takie dwuznaczne teksty bawiły go nieraz, ale widział, że Ariel jest nieco skrępowany taką swobodą blondyna. Nie miał skrupułów przed okazywaniem Maćkowi bliskości, choć szatyn trochę go stopował. W końcu zerknął na zegarek i zobaczył, że jest wpół do dziewiątej.
- Dobra, ja muszę uciekać do pracy – oznajmił. – Daniel ma wakacje, to dotrzymacie sobie towarzystwa. Do wieczora.
Zaprotestował przed buziakiem na do widzenia i ruszył do przedpokoju, wywracając oczami. Nie wiedział co Daniela napadło z tymi czułościami. Nigdy się tak nie zachowywał. Chyba koniecznie chciał „przetestować” stosunek Ariela do homoseksualistów, jakby nie mógł po ludzku zapytać… Westchnął cicho i wyszedł do pracy.

Ariel wpatrywał się przez okno. Przez większość dnia rzeczywiście Daniel dotrzymywał mu towarzystwa, no a on jemu. Chłopak był nawet sympatyczny. Pokazał mu okolicę i pogadali trochę o grafice, bo on skończył ten kierunek,
a Daniel szedł od października na piąty rok. Był między nimi zaledwie rok różnicy. Ariel miał ochotę zapytać blondyna, co łączy go z Maćkiem, ale ostatecznie tego nie zrobił. W końcu ich relacje były bardziej niż widoczne. Wiedział, że trochę zajmie mu zanim się przyzwyczai, ale raczej nie miał nic przeciwko. Kiedy usłyszał trzask drzwi od łazienki, a potem dźwięk telewizora z salonu, sam udał się pod prysznic. Zdjął koszulę i skrzywił nieznacznie, kiedy spojrzał w lustro. Nie chodziło mu o swój wygląd, a raczej o widoczne na ramionach blizny. Dobrze wiedział, że były one także na plecach, ale raczej się im nie przyglądał. Rozebrał się do końca i wszedł pod prysznic. Nie zabawił pod nim długo. W rodzinnym domu potrafił spędzić w łazience i dwie godziny, ale tam mieli wannę. Raczej nie był amatorem długiego stania pod prysznicem. Osuszył się
i ubrał, a potem powędrował do kuchni, gdzie Daniel czekał aż ekspres przygotuje mu kawę.
- Maćka jeszcze nie ma? – zapytał, właściwie tylko po to, żeby coś powiedzieć. Blondyn wzruszył ramionami.
- Mają dzisiaj jakiś jubileusz firmy, czy inną drętwą imprezę. On jest dyrektorem finansowym, a wszyscy z kierowniczych stanowisk mają obecność obowiązkową.
- Nie wziął cię na osobę towarzyszącą?
- Nie, i dzięki Bogu. Nie zazdroszczę mu. To musi być cholernie nudne. Poza tym dlaczego miałby?
Ariel wzruszył ramionami i wyciągnął z lodówki swój ulubiony jogurt pitny. Na szczęście pobliski sklep był wyposażony jakby specjalnie dla niego.
- W końcu jesteście razem.
Daniel zmarszczył brwi i zaraz roześmiał się głośno. Szatyn spojrzał na niego zaskoczony. Takiej reakcji się nie spodziewał. Daniel chichotał jeszcze chwilę, ale zaraz pokręcił głową.
- Skąd taki wniosek? – zapytał i parsknął śmiechem.
- Ciężko było wysunąć inny.
- Maciej nie jest moim chłopakiem – odparł. On i Maciek? Pokręcił głową rozbawiony. – Lubimy się i jesteśmy przyjaciółmi, tak, ale nie jesteśmy razem.
- A rano?
- Jesteśmy kochankami – wyjaśnił. Zawsze był bezpośredni. Nie przeszkadzało mu informowanie go o tym. Maciej pewnie trochę by plątał. Wolał sam to załatwić, żeby wszystko od samego początku było jasne. Przez cały dzień chłopak zrobił na nim dobre wrażenie i do teraz nie zapytał go ani razu o to poranne przedstawienie. To kazało mu sądzić, że nie ma nic przeciwko. Nawet go polubił. – I nie ma szans, żebyśmy kiedykolwiek byli razem. – Nie dogadaliby się. On lubił okazywać sobie uczucia, był dotykalski, a Maciej, choć nie ukrywał się, wolał zostawić sobie czułości na chwile, kiedy są sami. Był mniej wylewny.
Ariel pokiwał lekko głową, przyjmując to do wiadomości. Nie chciał wnikać. To w końcu nie jego sprawy. Za jakiś czas pewnie będzie znał dokładniej naturę ich relacji, ale teraz wystarczyło mu to, co wiedział.
- A ty kogoś masz? – zainteresował się blondyn.
- Nie. I nie szukam chyba za bardzo. – Upił łyk jogurtu. Daniel zaśmiał się pod nosem. Domyślał się, co miał na myśli informując go, że nikogo nie szuka. On nie miał zamiaru go podrywać. Nie, żeby nie był w jego typie. Szatyn, brązowe oczy... Po prostu widział na ich spacerze, że jeśli już zawiesza na kimś oko, to raczej jest to płeć podobno piękniejsza. Poza tym nie szukał stałego związku. Wystarczał mu romans zupełnie bez zobowiązań z Maćkiem. Obaj mogli spotykać się z kim chcieli i nie robili sobie o to wyrzutów, mało tego, nawet czasem życzyli sobie powodzenia, kiedy któryś z nich wybierał się na randkę. Byli najlepszymi przyjaciółmi, tylko łączył ich seks, i parę pocałunków od czasu do czasu. Nie czuł potrzeby zmieniania tego. Było dobrze jak było.

Bohaterowie

Daniel
Nazwisko: Markowski
Wiek: 23 lata


Ariel
Nazwisko: Kros
Wiek: 24 lata


Maciej
Nazwisko: Tarczewski
Wiek: 27 lat

Artur
Nazwisko: Zarski
Wiek: 29 lat

Natalia
Nazwisko: Wermer
Wiek: 25 lat

Anna
Nazwisko: Tarczewska
Wiek: 52 lata

Laura
Nazwisko: Niecka
Wiek: 24 lata

W opowiadaniu mogą pojawić się także inne postacie. Tutaj wymienieni zostali bohaterowie pierwszoplanowi, a także ci, którzy pojawią się więcej niż raz.

niedziela, 20 lipca 2014

15. Nastoletnia miłość

Rozdział 15

Marek siedział na kanapie w domu Radka. Oglądali jakiś film, ale on nijak nie mógł się na nim skupić. Miał nadzieję, że spotkanie z kumplem i obejrzenie jakiejś lekkiej komedii pozwoli mu zapomnieć
o problemach, ale zwyczajnie nie potrafił się nie martwić. Michał nie miał ochoty na spotkania
z przyjaciółmi i wysłał go samego, choć zapewniał, że może zostać. Nie lubił ostatnio zostawiać go samego. Nie ze świadomością, że w każdej chwili może akurat go potrzebować. To już tydzień jak czekał aż Michał się przemoże, powie mu co go boli, wyrzuci z siebie to wszystko. To by mu wszystko ułatwiło. Od razu byłoby mu lżej. Pocieszyłby go i wysłuchał, a potem nie pozwoliłby mu na zbyt długie załamanie – zapewniał go o tym już tyle razy, ale Michał zawsze zmieniał temat. Usłyszał obok siebie śmiech Radka i sam też się zaśmiał – oglądali w końcu komedię, prawda? Ludzie na komediach się śmiali. Ale on nie potrafił się skupić na tym co mówią i robią aktorzy. Radek włączył pauzę, ale on zauważył to dopiero po dłuższej chwili.
- Co jest? – zapytał.
- To ja ciebie powinienem o to zapytać – odparł chłopak. – Dziwnie się zachowujesz. Chodzi
o Michała?
- Czy wszystkie moje problemy muszą być związane z Michałem? – zapytał podirytowany. Wkurzało go, że wszyscy potrafili go przejrzeć. Że widzieli, że chodzi o jego chłopaka, a on nie chciał im mówić
o ich sprawach. Nie chciał opowiadać co dzieje się z Michałem, a bez tego nie mogliby mu doradzić. Czemu nie potrafił tak dobrze udawać, że wszystko gra?
- Nie, ale to łatwe do odgadnięcia.
Westchnął ciężko. Poczuł nagle wibrację w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon. Dostał wiadomość od Michała. Zmarszczył brwi i od razu ją odczytał.
Przyjdziesz do domu? Potrzebuję cię.
Poczuł niepokój. Skoro Michał sam przyznał, że go potrzebuje, po tym jak przez cały tydzień jak ognia unikał jego wsparcia, coś musiało się stać.
- Radek, muszę iść – powiedział.
- Coś się stało? – zapytał, zaskoczony patrząc jak przyjaciel w pośpiechu wiąże buty.
- Nie, to znaczy nie wiem. Zadzwonię.
Pierwszy raz piętnastominutową drogę pokonał w pięć minut. Wszedł do domu. Uderzyła w niego głucha cisza, jak gdyby nikogo nie było w domu. Niepewnie wszedł do środka.
- Michaś? – odezwał się, ale nie dostał odpowiedzi. – Kochanie? – zawołał ponownie. Wszedł do kuchni i zamarł. Na podłodze zobaczył potłuczone szkło. Michał siedział pod ścianą, ukrywając twarz w ramionach, a jego ramiona drżały spazmatycznie. – Co się stało? – Odgarnął szkło na bok i klęknął przy chłopaku. – Michał? – Spojrzał na niego po chwili. Miał tak przejmująco smutny wyraz twarzy, że Marek od razu go do siebie przytulił. Chłopak wtulił się w niego i dał upust emocjom. Rozpłakał się. Łzy spływały mu po policzkach i wsiąkały w koszulę bruneta, ale on wcale się tym nie przejmował. Najważniejsze było dla niego teraz, żeby mu pomóc.
Michał po chwili sam już nie wiedział dlaczego płacze. Wszystkie duszone emocje ostatnich dwóch tygodni, ból, który ciągle odczuwał, myśli o rodzicach, w szczególności o ojcu, wszystko go przerosło. Chciał wyrzucić z siebie cały ból, strach i smutek. Nie był pewien jak długo siedział na kuchennej podłodze wtulony w kochane, dające mu ukojenie ramiona. Nie chciał ich opuszczać, ale zaczął powoli się wyciszać. Oddech stał się spokojniejszy i tylko ból w piersi oraz łzy spływające mu po policzkach przypominały o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Marek nic nie mówił. Tulił go tylko do siebie, był obok. To wystarczało. Poczuł lekki pocałunek na skroni, a potem dłoń na policzku, ocierającą ostatnie łzy. Przymknął oczy i wtulił się w nią. Pocałował go lekko w nadgarstek.
- Przepraszam – szepnął. – Przepraszam, że tak cię ostatnio odpychałem.
Marek rozprostował nogi i pociągnął chłopaka na siebie. Michał usiadł mu okrakiem na kolanach
i przytulił twarz do jego barku. Odetchnął głęboko. Jego obecność zawsze przynosiła spokój. Marek palcem podniósł mu głowę tak, że musiał na niego spojrzeć. Delikatnie scałował ostatnie łzy z jego policzków. Kochał go. Kochał go całym sobą.
- W porządku? – zapytał łagodnie.
- Tak. Już nie mogłem dłużej…
Odetchnął cicho i pokiwał głową. – Wiem. – Pocałował go w czoło. – Powiesz mi teraz co się stało, że na podłodze jest pełno szkła?
Michał pokiwał głową. – Jak byłeś u Radka, wyszedłem do sklepu. Na powrocie… - Przygryzł wargę. – Spotkałem… spotkałem ojca. W domu musiałem chyba odreagować, więc poszła jedna szklanka – zaśmiał się cicho, bez wesołości.
- Co chciał twój ojciec? – zapytał spokojnie.
- To samo co zwykle – szepnął. – Żebym wrócił do domu. Żebym przestał się wygłupiać. Oczywiście nie przebierając w słowach. – Drżał lekko, co Marek wyczuł. Przytulił go mocniej i pocałował w skroń.
- Nie musisz się powstrzymywać. Jesteś zdenerwowany. Nie chcę, żebyś tłumił uczucia. To nie jest dobre.
Michał pokiwał powoli głową. – Wiem. – Przymknął oczy i oparł się o jego ramię. – Po prostu trudno jest o tym mówić.
- Mamy czas. Tyle ile potrzebujesz.
Przenieśli się do łóżka. Michał długi czas nic nie mówił, tylko leżał przytulony do Marka. A on go nie poganiał. Nie miał takiego zamiaru. Kiedy w końcu zaczął, mówił cicho i niepewnie. Marek milczał, słuchając go. Znał tą historię, wiedział, co rodzice zrobili Michałowi. Wiedział, że był bity i wyzywany, że wysyłali go do psychiatry, że go nie akceptowali. Ale nie wiedział co on czuł. Mógł się tylko domyślać. Teraz to właśnie było najważniejsze. To co czuł. To nie pozwalało mu normalnie funkcjonować.
- Bałem się go. Nie potrafiłem ich znienawidzić, choć może i bym chciał. Potrafiłem poradzić sobie
z wyśmiewaniem w szkole, ale w domu było jeszcze gorzej. Choć na pierwszy rzut oka wcale tak nie wyglądało. Rodzice potrafili stwarzać pozory rodziny idealnej. Mama martwiła się tylko, kiedy musiała, ale to nie było szczere. Gdybym im nie powiedział, że jestem gejem, to pewnie by do tego nie doszło… ale nie sądziłem, że tak zareagują. – Przymknął oczy. Marek pocałował go w głowę
i pogłaskał go po plecach. – Miałem wtedy dwanaście lat. Byłem dzieciakiem, ale zdawałem sobie sprawę, jaki jestem. Miałem nadzieję, że rodzice zareagują normalnie, dobrze… nie spodziewałem się czegoś takiego. – Zadrżał nieznacznie. Marek lekko przejechał dłonią po plecach chłopaka, w miejscu, gdzie miał bliznę. Ojciec chłopaka zranił go tak właśnie wtedy. - Zamknąłem się w pokoju i płakałem. Przestraszyłem się wtedy jak nigdy. Potem było tak codziennie, a ja nie umiałem się przed nim bronić, matka nie powstrzymywała go. Nie bała się, po prostu było jej na jedno co ze mną zrobi. – Poczuł pieczenie pod powiekami. – To był najgorszy okres. Budziłem się w nocy z płaczem, miałem koszmary, zamknąłem się w sobie, miałem same czarne myśli. Wtedy zaczynałem gimnazjum, a tam nie byłem lubiany, co wcale nie ułatwiało mi sytuacji. – Przełknął ślinkę. Sądził, że mówienie o tym będzie trudniejsze. Było bolesne, ale potrafił się z tym zmierzyć. – To wtedy nauczyłem się wszystko w sobie tłumić. Nie było nikogo, z kim mógłbym o tym porozmawiać, kto by mi pomógł. W końcu miałem dość tego płaczu, zobojętnienia na wszystko. Tłumiłem wszystkie negatywne emocje. Ojciec bił mnie i wyzywał, ja bałem się mu sprzeciwić i płakałem, ale potem… - Odgarnął nerwowo włosy. – Potem zamykałem się w pokoju, pozwalałem sobie na chwilę płaczu i żalu i zmuszałem się do działania. To z jednej strony było dobre, bo dałem radę przeżyć tak sześć lat i się nie załamać, ale z drugiej… umiałem rozmawiać o emocjach, umiałem je okazywać. Ale to wszystko nigdy nie chciało przejść mi przez gardło. Kiedy postawiłem się ojcu i wyniosłem się z domu, było mi źle, ale umiałem już sobie radzić, a ty pomogłeś mi oderwać od tego myśli. Było dobrze aż do tego spotkania w szpitalu. Tam wszystko wróciło i to kilka razy mocniej. Nie dawałem sobie z tym rady. Mogłem to tłumić, ale bolało. Bałem się jednak rozmowy z tobą. Bałem się, że mówiąc o tym, załamię się. Że wrócę do punktu wyjścia, do tego stanu, nim nauczyłem się dawać sobie z tym radę.
- A jak się czujesz? – zapytał cicho. Tulił go do siebie, pozwalając mu mówić.
- Czuję… ulgę. Wypłakałem się już, wyrzuciłem to wszystko i mogę o tym spokojnie mówić. Bo wiem, że to już było, że już do tego nie wrócę. Ale jeśli jeszcze raz go spotkam… - Pokręcił głową i odetchnął nerwowo. Marek odsunął go od siebie lekko i spojrzał mu w oczy.
- Wtedy zrobimy to samo co teraz. Wypłaczesz się i wygadasz. Kochanie, nikt nie jest silny we wszystkim co go w życiu spotyka. Każdy ma jakiś słaby punkt. Nigdy więcej nie duś w sobie w ten sposób emocji, dobrze?
- Okej. – Wtulił się w niego i odetchnął głęboko. – Zostaniesz ze mną?
Pocałował go w czoło i przytulił go do siebie. Marek z przyjemnością wtulił się w jego ciało i westchnął cicho.
- Zostanę. Chcesz się przespać?
- Tak, ale bez tabletek. Nie wysypiam się po nich zupełnie dobrze. Tylko tyle, że mam tyle snu ile potrzebuję. Ale dam radę bez tego.
- Jesteś już spokojniejszy?
- Teraz tak. Jestem pewien, że będzie lepiej. Wyrzuciłem to z siebie. Jest mi lżej.
- To dobrze. – Pocałował go w czoło. – W razie czego jestem obok.
Uśmiechnął się do niego. – Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. – Pogłaskał go po policzku, a potem pocałował czule. – Śpij.

Wpatrywał się w śpiącego obok chłopaka z błądzącym po ustach uśmiechem. Michał wyglądał uroczo, kiedy spał. Brązowe włosy rozsypane były po całej poduszce, usta miał lekko uchylone, policzki delikatnie zaczerwienione, a całe ciało rozgrzane od snu. Pierwszy raz od dwóch tygodni spał tak spokojnie bez pomocy tabletek. Marek uśmiechnął się lekko i pogłaskał chłopaka po policzku. Był dzień i nie był senny, ale Michał potrzebował porządnego odpoczynku. Usłyszał nagle dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a potem wołanie matki.
- Chłopcy, jesteście w domu?!
Cicho wyszedł z łóżka a potem z pokoju, żeby mama nie wołała ich dalej i nie obudziła przypadkiem Michała.
- Jesteśmy, ale Michał śpi.
- Lepiej się czuje?
- Chyba tak. Nie robiliśmy obiadu, zamówić pizzę? – Wiedział, że mama nie przepada za taką formą posiłku, ale gotowanie było ostatnią rzeczą o jakiej dzisiaj myślał.
- Na liście były mrożonki, o ile byliście na zakupach.
Marek chciał już zaprzeczyć, ale przypomniał sobie, że Michał wspominał coś o sklepie. Zajrzał do lodówki i uśmiechnął się pod nosem. – Są – potwierdził i wyciągnął zapiekanki. - Jak w pracy?
- Dobrze, ale nie o tym chciałam porozmawiać. Zastanawialiście się już gdzie chcecie mieszkać podczas studiów?
Brunet spojrzał na kobietę rozbawiony. - Wyrzucacie nas?
- Pewnie, że nie. – Żartobliwie uderzyła go ścierką. – Po prostu zdajemy sobie z tatą sprawę, że obaj jesteście dorośli i pewnie wolelibyście mieszkać sami.
- I co?
- Ciocia Ela wyprowadziła się już dawno i od tamtego czasu jej dom stoi pusty. Mieszkanie nie jest zbyt duże, ale w dobrym punkcie, bo obaj mielibyście blisko na uczelnie. Ciocia ucieszyłaby się, że ktoś się nim zajmie.
Marek uśmiechnął się do matki wesoło. Po raz kolejny docenił tolerancję jego rodziców. Bo którzy nie tylko zaakceptowaliby ich związek, ale jeszcze mówili, że mają razem mieszkać?
- Zastanawialiśmy się nad jakąś kawalerką – zgodził się. W ich przypadku akademik odpadał, bo wybierali się na dwie rożne uczelnie. Mogli też dalej mieszkać z rodzicami Marka, ale jednak obaj chcieli mieć pełną swobodę, bez zastanawiania się czy kogoś nie obudzą.
- Tata tam teraz jest. Pewnie przyda się jakiś remont, ale jest jeszcze dużo czasu.
Usłyszał nagle stąpanie po schodach i zaraz do kuchni wszedł Michał.
- Dzień dobry.
Marek zaśmiał się. – Raczej dobry wieczór. – Bez skrępowania przytulił go do siebie. - Jak się czujesz?
- O wiele lepiej – stwierdził. – Ile spałem?
Zerknął na zegar. – Jakieś siedem godzin.
- To pewnie w nocy nijak już nie zasnę – westchnął.
- Już ja ci pomogę zasnąć – szepnął na tyle cicho, że tylko oni mogli to usłyszeć. Marek przygryzł wargę i spojrzał na niego wyzywająco.
- Chłopcy, obiad.
Obaj jęknęli.
- Mamo...
Michał zaśmiał się po nosem. – A narzekasz, że to ja psuję atmosferę – mruknął cicho.
- Ty to co innego. – Cmoknął go w usta i pociągnął do pokoju.

- Co… robisz? – wymamrotał, pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Marek nie mógł powstrzymać się od wywrócenia oczami.
- Całuję cię. Mówiłem, że pomogę ci zasnąć.
- Po tym jak najpierw mnie zbałamucisz?
- Dobrze, że się rozumiemy. – Uśmiechnął się szeroko i ponownie go pocałował. Zaraz potem pocałował go w szyję. Michał mimowolnie odchylił głowę, ułatwiając mu do siebie dostęp.
- Twoi rodzice – mruknął.
- Wychodzą do teatru, za chwilę. Do tego czasu zadowolimy się grzecznymi zabawami.
- Jeśli to nazywasz grzecznym... – urwał, bo Marek zassał się na jego skórze. Cholera, będzie miał malinkę jak nic. Dobrze, że miał dłuższe włosy, może da radę to zakryć. – To nie chcę pytać co jest niegrzeczne – dokończył.
- Przestańże w końcu gadać – mruknął i zamknął mu usta pocałunkiem. Michał posłusznie uciszył się, oddając pocałunki coraz bardziej zapamiętale. W pewnych chwilach można było cieszyć się, że mają całe piętro praktycznie dla siebie.
- Chłopcy, wychodzimy! – Ledwo zdołali oderwać się od siebie. Marek odetchnął głęboko.
- Kiedy wrócicie?! – zapytał. Na wszelki wypadek. Obaj woleli wiedzieć ile mają czasu.
- Pewnie późno. Bądźcie grzeczni!
- Jasne! – zawołał, a ciszej już dodał. – Niedoczekanie.
Michał zaśmiał się i przygryzł wargę. Czuł się dobrze, pierwszy raz od dawna. I nie miało to związku tylko z dłońmi i ustami Marka. Czuł się także lepiej psychicznie. Nie spodziewał się, że wyrzucenie
z siebie problemów może mieć taką funkcję terapeutyczną. Sądził raczej, że tylko pogorszy sprawę. Ale świadomość, że z kimś się tym podzielił, wypłakał się i na dodatek było to w jakimś stopniu przeszłością, naprawdę pomagała.
- Nad czym ty tak znowu myślisz, hm? – Marek zadał to pytanie wprost do jego ucha i koniuszkiem języka polizał małżowinę.
- Zaraz nad niczym nie będę mógł myśleć – mruknął. Brunet zaśmiał się i pocałował go w usta. Potem w końcu pociągnął go do swojego pokoju (miał większe łóżko). Marek powędrował dłońmi do koszuli chłopaka, jak zawsze przeklinając jego tendencję do noszenia koszul na guziki. Nie umiał go całować
i jednocześnie rozpinać tego cholerstwa. Sam szybko pozbył się swojego t-shirta i rzucił go gdzieś na bok. Przyciągnął chłopaka do siebie i ponownie wpił się w jego usta i od razu zaatakował językiem ich wnętrze. Michał nie pozostawał mu dłużny i odwzajemniał pocałunek równie żarliwie.
Poznali już trochę swoje ciała. W znacznym stopniu na ich dwutygodniowym wyjeździe, ale także już w Warszawie, kiedy rodzice byli w pracy. Byli dość pewni w swoich poczynaniach. Obaj od samego początku wiedzieli do czego dążą. Marek zszedł ustami na szyję chłopaka i ugryzł go. Wiedział, że uwielbia tą pieszczotę, a pomruki pełne aprobaty tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.
Michał czuł się przez niego kompletnie zniewolony i naprawdę mu to odpowiadało. Uwielbiał to jak potrafił zwykłymi pieszczotami doprowadzić go na skraj wytrzymałości. Czuł, że spodnie niedługo go nie pomieszczą. Chciał się ich pozbyć, ale ręce Marka skutecznie go od tego powstrzymały. Brunet uśmiechnął się do niego i pocałował go znowu. Dłońmi przesunął po jego klatce piersiowej, trącając po drodze kilka razy sutki, żeby zaraz zająć się nimi, całując i lekko przygryzając. W tym samy czasie dłonią sunął w kierunku wypukłości na jego spodniach. Pomasował ją i chwycił jego członek przez materiał. Michał sapnął gwałtownie.
- Marek - wyjęczał, czując jak partner stymulująco masuje go przez materiał spodni. Marek sam rozpiął pasek i zsunął dolne części ubioru, a potem to samo zrobił ze spodniami chłopaka. Patrzył na niego pełen pożądania. Niemal pożerał go wzrokiem. Chciał go mieć. Przyciągnął go do siebie
i zaatakował jego usta, wsuwając do nich język. Michał oddał pocałunek z równym zaangażowaniem. Jęknął cicho, kiedy Marek chwycił go za pośladki, jeszcze bardziej do siebie przysuwając. Czuł jego członek na swoim brzuchu. Jego też ożywił się chwilę temu i czekał aż ktoś się nim zainteresuje, ale Marek chciał jeszcze chwilę go pomęczyć. Oderwał się od jego ust i pocałunkami wytyczył drogę od jego policzka do ucha. Kiedy do niego dotarł przygryzł jego płatek i polizał małżowinę. Michał zadrżał od przechodzącej go fali przyjemności. Uwielbiał, kiedy to robił. – Chcesz być na górze? – Usłyszał szept, a ciepły oddech omiótł jego policzek. Zamarł zaskoczony. Jeszcze ani razu nie był na górze. Zdarzało mu się być bardziej aktywną stroną, obaj odważnie sobie poczynali, ale za każdym razem to Marek kończył w nim, nie na odwrót. Zdarzało mu sie pomyśleć o tym, ale nigdy nie odważył się zaproponować.
- A ty chcesz?
Marek w odpowiedzi tylko wymownie się uśmiechnął. Michał odwzajemnił jego uśmiech, a w jego oczach zabłysły dobrze mu znane ogniki. Zadrżał w oczekiwaniu. Michał zawsze wyczyniał z nim nieprawdopodobne rzeczy. Uwielbiał to. Nikt nigdy nie wykończył go tak jak on, ani przy nikim nie czuł się taki spełniony. Był jego pierwszym męskim partnerem i choć obaj na początku byli pod tym względem niedoświadczeni i niepewni, teraz już nie martwili się aż tak. Wylądowali po chwili na łóżku. Marek nie był przyzwyczajony do bycia pasywną stroną, ale czuł przyjemne dreszcze na samą myśl o tym, że będzie miał Michała w sobie. Szatyn zaatakował jego usta. Obaj ledwo łapali oddech, odbierając sobie powietrze żarliwymi pocałunkami. Michał po chwili zakończył pocałunek i pocałował go w kącik ust, w dużo czulszym geście. Przez chwilę zajął się jego sutkami ssąc je i delikatnie gryząc, aż nie stwardniały. Słyszał pojękiwanie kochanka i tylko dodatkowo go to nakręcało. Pocałunkami wytyczył drogę do jego pachwin. Marek zadrżał w oczekiwaniu. Był już naprawdę podniecony, a to, że miał chłopaka tak blisko swojego nabrzmiałego i pulsującego przyjemnym bólem członka, doprowadzało go do szaleństwa.
- Michał – jęknął, kiedy chłopak lekko szczypał jego skórę na wewnętrznej stronie ud. Dygotał z podniecenia.
Szatyn czuł jak łomocze mu serce, a jego członek wyraźnie domaga się chwili uwagi, starał się to jednak przedłużyć. Polizał członek Marka i poczuł jak chłopak zadrżał gwałtownie. Nie pierwszy raz to robili, ale reakcje zawsze były podobne. Przez chwilę zajął się nim, całując go, liżąc i drażniąc jego czubek. Z zadowoleniem i rosnącym pożądaniem słuchał jęków dochodzących z ust Marka. Wziął go w końcu do ust. Brunet jęknął głośno i zaczerpnął głęboko powietrza.
- Boże… - sapnął. Usta Michała doprowadzały go do szaleństwa. Już nie dużo brakowało mu, żeby dojść. Wplótł palce we włosy kochanka i usłyszał jego aprobujące mruknięcie. Lubił, kiedy przeczesywał mu włosy i drażnił skórę na głowie. Michał po chwili wrócił do jego ust. Marek od razu go przyjął. Ręką powędrował do jego krocza. Szatyn pisnął zaskoczony takim posunięciem i jęknął głośno, czując dłoń zaciskającą się na jego prąciu i poruszającą się na nim stymulująco.
- Marek – wyjęczał. – O Boże… - Jego członek od samego początku domagał się uwagi. Czuł, że zwariuje od tego powolnego tempa. Pocałował go, pozwalając Markowi nadal masturbować go, a sam powędrował do jego krocza i dotknął palcem dziurki. Marek spiął się i sapnął gwałtownie.
- Mogłeś uprzedzić – wydyszał. Michał uśmiechnął się do niego pod nosem i z szafki obok łóżka wyciągnął lubrykant. Marek rozsunął nogi, ułatwiając mu dostęp do siebie. Odsunął rękę od jego członka i teraz paznokciami lekko drażnił jego ramiona i plecy. Ta delikatna i zmysłowa pieszczota pobudzała go. Powrócił z ustami do jego krocza, ale nie wziął go do ust. Zamiast tego językiem podrażnił jego dziurkę. Doskonale wiedział jakie to uczucie. Jakby przez całe ciało przechodził prąd. Marek zakwilił zaskoczony i poczuł spazmy rozkoszy. To było niesamowite. Michał po chwili sięgnął po lubrykant i wycisnął sobie trochę na dłoń. Ustami wrócił do ust kochanka, a jego dłoń powędrowała do krocza Marka Po chwili wsunął w niego palec.
- Mich... - Nie był w stanie dokończył imienia chłopaka, przez nagły jęk, kiedy w końcu poczuł przyjemność z penetracji. nie spodziewał się, że to może być aż tak dobre, jak tylko przyzwyczai się do bólu. Starał się być rozluźniony, żeby nie odczuwać tych nieprzyjemnych stron. Kiedy Michał wsunął w niego trzeci palec spiął się, ale zaraz poczuł usta chłopaka, co pomogło mu się rozluźnić. Po chwili jego dziurka była już zachęcająco rozluźniona i Michał ponownie sięgnął po lubrykant. Nawilżył swój członek
i powoli wszedł w niego. Zatrzymał się na chwilę, pozwalając mu się przyzwyczaić do swojej obecności w nim i przeczekać pierwszy ból. Kiedy został on przyćmiony przez rozkosz, nieznośnie powoli ruszył dalej. Marek już kilka razy sądził, że Michał przekracza granice jego wytrzymałości, ale teraz naprawdę czuł, że zaraz zwariuje od tej rozkoszy i przyjemnego bólu. Chciał go więcej i szybciej.
- Michaś, błagam cię – wyjęczał. Chłopak uśmiechnął się, ale nie przyspieszył. – Zwariuję przez ciebie.
Sam zaczął się poruszać, chcąc to przyspieszyć, ale Michał przytrzymał go nie pozwalając mu na to. Marek zakwilił pod wpływem tych tortur, przyjemnych i dających rozkosz, a zarazem doprowadzających go do obłędu. Czuł, że długo już nie wytrzyma i zaraz dojdzie. Michał w końcu przyspieszył w nim i pozwolił Markowi na wytyczenie tempa. Teraz także i z jego ust wydobywały się głośne jęki. Marek doszedł po chwili, plamiąc spermą swój brzuch i pościel. Michał przyspieszył jeszcze trochę i po chwili doszedł w nim. Obaj dyszeli ciężko. Po dłuższej chwili przekręcili się na bok nie odsuwając się od siebie. Marek pocałował go, a Michał odwzajemnił pieszczotę. Pocałunek był mniej namiętny, a bardziej czuły i spokojny. Pożądanie powoli z nich opadało, a oni poczuli zmęczenie.
- Mówiłem, że pomogę ci zasnąć.
- To lepsze od tych tabletek.
- I zastąpi ci twoje ostatnie poranne bieganie.
Zaśmiali się. Senność powoli brała ich w swoje sidła, ale nie opierali się. Zasnęli przytuleni do siebie.

***

Marek obudził się w naprawdę niewygodnej pozycji. Jęknął i westchnął ciężko.
- Cholera, wszystko mnie boli – mruknął sennie pod nosem, układając się w normalnej pozycji. Usłyszał cichy śmiech Michała.
- No nie dziwię się.
Uśmiechnął się pod nosem. – Od kiedy wstajesz wcześniej ode mnie, hm? – mruknął, nie otwierając oczu. Odwzajemnił lekki jak wiatr pocałunek.
- Przespałem wczoraj cały dzień. Ale wymęczyłeś mnie, obudziłem się kilka minut temu. Dopiero szósta.
Mruknął coś niewyraźnie, wtulając twarz w poduszkę. Michał przeczesał mu dłonią włosy. Marek uśmiechnął się pod nosem i przez chwilę pozwalał mu na tą pieszczotę, ale zaraz otworzył oczy
i przekręcił się tak, że leżał prawie na nim. Pocałował go czule. – Nie jesteś śpiący?
- Przespałem prawie całą dobę. Wiem, że ostatnio miałem problemy ze snem, ale bez przesady.
Marek przyciągnął go do siebie i przytulił się. Przymknął oczy. Michał uśmiechnął się lekko i pogłaskał go po plecach.
- Wczoraj jak spałeś rozmawiałem z mamą – odezwał się po dłuższej chwili. Poprzedniego dnia nie poruszali już tematu mieszkania. Nie specjalnie, tak po prostu wyszło, że rozmowa zeszła na inne tory.
- O czym? – zapytał cicho. Pocałował go w głowę.
- Moja ciocia ma mieszkanie. Kawalerkę w sumie. Wyprowadziła się jakiś czas temu, ale nigdy nie wynajmowała mieszkania. Mama powiedziała, że możemy tam razem mieszkać podczas studiów. – Pocałował go lekko. – Albo dłużej. Tata miał tam wczoraj być, zobaczyć jak to wygląda. Chociaż nikt od lat tam nie zaglądał, więc pewnie nie najciekawiej. Co ty na to?
- Fajnie, ale co z czynszem?
Spojrzał na niego pytająco. – Co masz na myśli? Do tej pory ciotka opłacała mieszkanie, choć bez mediów było na pewno tańsze.
- Chodzi mi o to, co z czynszem, jeśli będziemy tam mieszkać. Nie pracujemy.
- A, to. Mieszkanie opłacą moi rodzice, a my dorzucimy tyle, ile będziemy mieli na zbyciu.
Michał westchnął cicho. Marek spojrzał na niego pytająco.
- Twoi rodzice od jakiegoś czasu już mnie utrzymują. Nie czuję się z tym najlepiej.
- Daj spokój.
- Nie, mówię serio. Póki nie miałem osiemnastu lat… okej. Ale, kiedy od kiedy skończyłem osiemnastkę, to nie czuję się z tym jakoś świetnie. Pewnie, doceniam to, ale… sam rozumiesz. Ciebie utrzymują, bo jesteś ich synem, ale…
- Michaś – przerwał mu. – Śmiem sądzić, że od jakiegoś czasu ciebie także traktują jak syna. I jestem pewien, że dla nich to żaden problem. Zarabiają, dość dobrze trzeba przyznać. A jak chcesz pracować na studiach dziennych? Kosztem nauki, opuszczonych wykładów czy zarwanych nocy?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze było dla mnie jasne, że moi rodzice nie opłacą mi ani mieszkania, ani akademika. Utrzymywali mnie, póki byłem z nimi pod jednym dachem i sądziłem, że będę do tego zmuszony do skończenia studiów i rozpoczęcia normalnej pracy.
- Ale potoczyło się inaczej. Pewnie, ludzie tak żyją, pracują na dziennych… to jest do pogodzenia. Ale skoro masz okazję nie pracować, to po co wynajdujesz problemy? Nie widzę sensu.
- Bo nie ciebie utrzymują rodzice twojego faceta.
Westchnął ciężko. – Nie wiedziałem, że to dla ciebie problem. Nic nie mówiłeś.
- Bo nie był aż taki. Ale co innego opłacać cały czynsz zamiast połowy, jak to z reguły w takich układach bywa.
Zastanawiał się przez chwilę. – Wiesz co? Moi rodzice na bank nie zgodzą się, żebyś pracował
w trakcie roku, choćby i mieli cię od tego siłą odwodzić. Ale skoro już aż tak ci na tym zależy, to możesz pracować w wakacje. Zresztą, pewnie obaj wtedy coś sobie znajdziemy, bo jednak dobrze jest mieć swoją kasę. Możesz im oddać jakąś część z tego, co za ciebie płacili, skoro to jest dla ciebie aż tak ważne. – Pocałował go lekko. – A teraz wstawaj. Tata pewnie będzie chciał nas zabrać do tego mieszkania.
Michał uśmiechnął się i pokiwał głową. – Pomyślałbyś, że tak to będzie?
- Co?
- Jeszcze kilka miesięcy temu. Że będziemy planować wspólne mieszkanie, leżąc w łóżku…
Zaśmiał się cicho i odetchnął. – Szczerze, nie. Chociaż tak, chciałem tego. Ale nie wierzyłem, że to naprawdę może się stać. Nie sądziłem, że możesz być zakochany w takim pajacu.
Michał roześmiał się wesoło. – Fakt, sam nie wiem co w tobie widziałem.
- Hm, pomyślmy… mój urok osobisty?
- To oksymoron?  - zaśmiał się.
Pokręcił głową z uśmiechem. – Wtedy nie sądziłem jeszcze, że jesteś taką wredotą.
- A ja, że podkochuję się w takim palancie.
- Nie znoszę cię.
- Taaak? – Spojrzał na niego podejrzliwie. – A w nocy wydawało mi się, że jest zupełnie inaczej.
- Weź nic nie mów, tyłek mnie boli.
Zaśmiał się. – Zawsze można wybić klin klinem.
- Ktoś tu jest niewyżyty…
- Żebym ja ci tu nie przypomniał kto w nocy był niewyżyty.
- Boże, jak ja ciebie nie znoszę! – zaśmiał się, przewracając chłopaka na plecy i kładąc się na nim. – Dlaczego nikt mnie nie uprzedził, co mnie czeka, kiedy się z tobą zwiążę?
- Widziały gały co brały.
- Usprawiedliwię się długotrwałą niepoczytalnością.
- Ile jeszcze potrwa?
- Oby jak najdłużej. – Pocałował go czule. Uśmiechał się przy tym i czuł, że Michał też się śmieje. – Kocham cię.



~*~KONIEC~*~