niedziela, 20 lipca 2014

15. Nastoletnia miłość

Rozdział 15

Marek siedział na kanapie w domu Radka. Oglądali jakiś film, ale on nijak nie mógł się na nim skupić. Miał nadzieję, że spotkanie z kumplem i obejrzenie jakiejś lekkiej komedii pozwoli mu zapomnieć
o problemach, ale zwyczajnie nie potrafił się nie martwić. Michał nie miał ochoty na spotkania
z przyjaciółmi i wysłał go samego, choć zapewniał, że może zostać. Nie lubił ostatnio zostawiać go samego. Nie ze świadomością, że w każdej chwili może akurat go potrzebować. To już tydzień jak czekał aż Michał się przemoże, powie mu co go boli, wyrzuci z siebie to wszystko. To by mu wszystko ułatwiło. Od razu byłoby mu lżej. Pocieszyłby go i wysłuchał, a potem nie pozwoliłby mu na zbyt długie załamanie – zapewniał go o tym już tyle razy, ale Michał zawsze zmieniał temat. Usłyszał obok siebie śmiech Radka i sam też się zaśmiał – oglądali w końcu komedię, prawda? Ludzie na komediach się śmiali. Ale on nie potrafił się skupić na tym co mówią i robią aktorzy. Radek włączył pauzę, ale on zauważył to dopiero po dłuższej chwili.
- Co jest? – zapytał.
- To ja ciebie powinienem o to zapytać – odparł chłopak. – Dziwnie się zachowujesz. Chodzi
o Michała?
- Czy wszystkie moje problemy muszą być związane z Michałem? – zapytał podirytowany. Wkurzało go, że wszyscy potrafili go przejrzeć. Że widzieli, że chodzi o jego chłopaka, a on nie chciał im mówić
o ich sprawach. Nie chciał opowiadać co dzieje się z Michałem, a bez tego nie mogliby mu doradzić. Czemu nie potrafił tak dobrze udawać, że wszystko gra?
- Nie, ale to łatwe do odgadnięcia.
Westchnął ciężko. Poczuł nagle wibrację w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon. Dostał wiadomość od Michała. Zmarszczył brwi i od razu ją odczytał.
Przyjdziesz do domu? Potrzebuję cię.
Poczuł niepokój. Skoro Michał sam przyznał, że go potrzebuje, po tym jak przez cały tydzień jak ognia unikał jego wsparcia, coś musiało się stać.
- Radek, muszę iść – powiedział.
- Coś się stało? – zapytał, zaskoczony patrząc jak przyjaciel w pośpiechu wiąże buty.
- Nie, to znaczy nie wiem. Zadzwonię.
Pierwszy raz piętnastominutową drogę pokonał w pięć minut. Wszedł do domu. Uderzyła w niego głucha cisza, jak gdyby nikogo nie było w domu. Niepewnie wszedł do środka.
- Michaś? – odezwał się, ale nie dostał odpowiedzi. – Kochanie? – zawołał ponownie. Wszedł do kuchni i zamarł. Na podłodze zobaczył potłuczone szkło. Michał siedział pod ścianą, ukrywając twarz w ramionach, a jego ramiona drżały spazmatycznie. – Co się stało? – Odgarnął szkło na bok i klęknął przy chłopaku. – Michał? – Spojrzał na niego po chwili. Miał tak przejmująco smutny wyraz twarzy, że Marek od razu go do siebie przytulił. Chłopak wtulił się w niego i dał upust emocjom. Rozpłakał się. Łzy spływały mu po policzkach i wsiąkały w koszulę bruneta, ale on wcale się tym nie przejmował. Najważniejsze było dla niego teraz, żeby mu pomóc.
Michał po chwili sam już nie wiedział dlaczego płacze. Wszystkie duszone emocje ostatnich dwóch tygodni, ból, który ciągle odczuwał, myśli o rodzicach, w szczególności o ojcu, wszystko go przerosło. Chciał wyrzucić z siebie cały ból, strach i smutek. Nie był pewien jak długo siedział na kuchennej podłodze wtulony w kochane, dające mu ukojenie ramiona. Nie chciał ich opuszczać, ale zaczął powoli się wyciszać. Oddech stał się spokojniejszy i tylko ból w piersi oraz łzy spływające mu po policzkach przypominały o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Marek nic nie mówił. Tulił go tylko do siebie, był obok. To wystarczało. Poczuł lekki pocałunek na skroni, a potem dłoń na policzku, ocierającą ostatnie łzy. Przymknął oczy i wtulił się w nią. Pocałował go lekko w nadgarstek.
- Przepraszam – szepnął. – Przepraszam, że tak cię ostatnio odpychałem.
Marek rozprostował nogi i pociągnął chłopaka na siebie. Michał usiadł mu okrakiem na kolanach
i przytulił twarz do jego barku. Odetchnął głęboko. Jego obecność zawsze przynosiła spokój. Marek palcem podniósł mu głowę tak, że musiał na niego spojrzeć. Delikatnie scałował ostatnie łzy z jego policzków. Kochał go. Kochał go całym sobą.
- W porządku? – zapytał łagodnie.
- Tak. Już nie mogłem dłużej…
Odetchnął cicho i pokiwał głową. – Wiem. – Pocałował go w czoło. – Powiesz mi teraz co się stało, że na podłodze jest pełno szkła?
Michał pokiwał głową. – Jak byłeś u Radka, wyszedłem do sklepu. Na powrocie… - Przygryzł wargę. – Spotkałem… spotkałem ojca. W domu musiałem chyba odreagować, więc poszła jedna szklanka – zaśmiał się cicho, bez wesołości.
- Co chciał twój ojciec? – zapytał spokojnie.
- To samo co zwykle – szepnął. – Żebym wrócił do domu. Żebym przestał się wygłupiać. Oczywiście nie przebierając w słowach. – Drżał lekko, co Marek wyczuł. Przytulił go mocniej i pocałował w skroń.
- Nie musisz się powstrzymywać. Jesteś zdenerwowany. Nie chcę, żebyś tłumił uczucia. To nie jest dobre.
Michał pokiwał powoli głową. – Wiem. – Przymknął oczy i oparł się o jego ramię. – Po prostu trudno jest o tym mówić.
- Mamy czas. Tyle ile potrzebujesz.
Przenieśli się do łóżka. Michał długi czas nic nie mówił, tylko leżał przytulony do Marka. A on go nie poganiał. Nie miał takiego zamiaru. Kiedy w końcu zaczął, mówił cicho i niepewnie. Marek milczał, słuchając go. Znał tą historię, wiedział, co rodzice zrobili Michałowi. Wiedział, że był bity i wyzywany, że wysyłali go do psychiatry, że go nie akceptowali. Ale nie wiedział co on czuł. Mógł się tylko domyślać. Teraz to właśnie było najważniejsze. To co czuł. To nie pozwalało mu normalnie funkcjonować.
- Bałem się go. Nie potrafiłem ich znienawidzić, choć może i bym chciał. Potrafiłem poradzić sobie
z wyśmiewaniem w szkole, ale w domu było jeszcze gorzej. Choć na pierwszy rzut oka wcale tak nie wyglądało. Rodzice potrafili stwarzać pozory rodziny idealnej. Mama martwiła się tylko, kiedy musiała, ale to nie było szczere. Gdybym im nie powiedział, że jestem gejem, to pewnie by do tego nie doszło… ale nie sądziłem, że tak zareagują. – Przymknął oczy. Marek pocałował go w głowę
i pogłaskał go po plecach. – Miałem wtedy dwanaście lat. Byłem dzieciakiem, ale zdawałem sobie sprawę, jaki jestem. Miałem nadzieję, że rodzice zareagują normalnie, dobrze… nie spodziewałem się czegoś takiego. – Zadrżał nieznacznie. Marek lekko przejechał dłonią po plecach chłopaka, w miejscu, gdzie miał bliznę. Ojciec chłopaka zranił go tak właśnie wtedy. - Zamknąłem się w pokoju i płakałem. Przestraszyłem się wtedy jak nigdy. Potem było tak codziennie, a ja nie umiałem się przed nim bronić, matka nie powstrzymywała go. Nie bała się, po prostu było jej na jedno co ze mną zrobi. – Poczuł pieczenie pod powiekami. – To był najgorszy okres. Budziłem się w nocy z płaczem, miałem koszmary, zamknąłem się w sobie, miałem same czarne myśli. Wtedy zaczynałem gimnazjum, a tam nie byłem lubiany, co wcale nie ułatwiało mi sytuacji. – Przełknął ślinkę. Sądził, że mówienie o tym będzie trudniejsze. Było bolesne, ale potrafił się z tym zmierzyć. – To wtedy nauczyłem się wszystko w sobie tłumić. Nie było nikogo, z kim mógłbym o tym porozmawiać, kto by mi pomógł. W końcu miałem dość tego płaczu, zobojętnienia na wszystko. Tłumiłem wszystkie negatywne emocje. Ojciec bił mnie i wyzywał, ja bałem się mu sprzeciwić i płakałem, ale potem… - Odgarnął nerwowo włosy. – Potem zamykałem się w pokoju, pozwalałem sobie na chwilę płaczu i żalu i zmuszałem się do działania. To z jednej strony było dobre, bo dałem radę przeżyć tak sześć lat i się nie załamać, ale z drugiej… umiałem rozmawiać o emocjach, umiałem je okazywać. Ale to wszystko nigdy nie chciało przejść mi przez gardło. Kiedy postawiłem się ojcu i wyniosłem się z domu, było mi źle, ale umiałem już sobie radzić, a ty pomogłeś mi oderwać od tego myśli. Było dobrze aż do tego spotkania w szpitalu. Tam wszystko wróciło i to kilka razy mocniej. Nie dawałem sobie z tym rady. Mogłem to tłumić, ale bolało. Bałem się jednak rozmowy z tobą. Bałem się, że mówiąc o tym, załamię się. Że wrócę do punktu wyjścia, do tego stanu, nim nauczyłem się dawać sobie z tym radę.
- A jak się czujesz? – zapytał cicho. Tulił go do siebie, pozwalając mu mówić.
- Czuję… ulgę. Wypłakałem się już, wyrzuciłem to wszystko i mogę o tym spokojnie mówić. Bo wiem, że to już było, że już do tego nie wrócę. Ale jeśli jeszcze raz go spotkam… - Pokręcił głową i odetchnął nerwowo. Marek odsunął go od siebie lekko i spojrzał mu w oczy.
- Wtedy zrobimy to samo co teraz. Wypłaczesz się i wygadasz. Kochanie, nikt nie jest silny we wszystkim co go w życiu spotyka. Każdy ma jakiś słaby punkt. Nigdy więcej nie duś w sobie w ten sposób emocji, dobrze?
- Okej. – Wtulił się w niego i odetchnął głęboko. – Zostaniesz ze mną?
Pocałował go w czoło i przytulił go do siebie. Marek z przyjemnością wtulił się w jego ciało i westchnął cicho.
- Zostanę. Chcesz się przespać?
- Tak, ale bez tabletek. Nie wysypiam się po nich zupełnie dobrze. Tylko tyle, że mam tyle snu ile potrzebuję. Ale dam radę bez tego.
- Jesteś już spokojniejszy?
- Teraz tak. Jestem pewien, że będzie lepiej. Wyrzuciłem to z siebie. Jest mi lżej.
- To dobrze. – Pocałował go w czoło. – W razie czego jestem obok.
Uśmiechnął się do niego. – Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. – Pogłaskał go po policzku, a potem pocałował czule. – Śpij.

Wpatrywał się w śpiącego obok chłopaka z błądzącym po ustach uśmiechem. Michał wyglądał uroczo, kiedy spał. Brązowe włosy rozsypane były po całej poduszce, usta miał lekko uchylone, policzki delikatnie zaczerwienione, a całe ciało rozgrzane od snu. Pierwszy raz od dwóch tygodni spał tak spokojnie bez pomocy tabletek. Marek uśmiechnął się lekko i pogłaskał chłopaka po policzku. Był dzień i nie był senny, ale Michał potrzebował porządnego odpoczynku. Usłyszał nagle dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a potem wołanie matki.
- Chłopcy, jesteście w domu?!
Cicho wyszedł z łóżka a potem z pokoju, żeby mama nie wołała ich dalej i nie obudziła przypadkiem Michała.
- Jesteśmy, ale Michał śpi.
- Lepiej się czuje?
- Chyba tak. Nie robiliśmy obiadu, zamówić pizzę? – Wiedział, że mama nie przepada za taką formą posiłku, ale gotowanie było ostatnią rzeczą o jakiej dzisiaj myślał.
- Na liście były mrożonki, o ile byliście na zakupach.
Marek chciał już zaprzeczyć, ale przypomniał sobie, że Michał wspominał coś o sklepie. Zajrzał do lodówki i uśmiechnął się pod nosem. – Są – potwierdził i wyciągnął zapiekanki. - Jak w pracy?
- Dobrze, ale nie o tym chciałam porozmawiać. Zastanawialiście się już gdzie chcecie mieszkać podczas studiów?
Brunet spojrzał na kobietę rozbawiony. - Wyrzucacie nas?
- Pewnie, że nie. – Żartobliwie uderzyła go ścierką. – Po prostu zdajemy sobie z tatą sprawę, że obaj jesteście dorośli i pewnie wolelibyście mieszkać sami.
- I co?
- Ciocia Ela wyprowadziła się już dawno i od tamtego czasu jej dom stoi pusty. Mieszkanie nie jest zbyt duże, ale w dobrym punkcie, bo obaj mielibyście blisko na uczelnie. Ciocia ucieszyłaby się, że ktoś się nim zajmie.
Marek uśmiechnął się do matki wesoło. Po raz kolejny docenił tolerancję jego rodziców. Bo którzy nie tylko zaakceptowaliby ich związek, ale jeszcze mówili, że mają razem mieszkać?
- Zastanawialiśmy się nad jakąś kawalerką – zgodził się. W ich przypadku akademik odpadał, bo wybierali się na dwie rożne uczelnie. Mogli też dalej mieszkać z rodzicami Marka, ale jednak obaj chcieli mieć pełną swobodę, bez zastanawiania się czy kogoś nie obudzą.
- Tata tam teraz jest. Pewnie przyda się jakiś remont, ale jest jeszcze dużo czasu.
Usłyszał nagle stąpanie po schodach i zaraz do kuchni wszedł Michał.
- Dzień dobry.
Marek zaśmiał się. – Raczej dobry wieczór. – Bez skrępowania przytulił go do siebie. - Jak się czujesz?
- O wiele lepiej – stwierdził. – Ile spałem?
Zerknął na zegar. – Jakieś siedem godzin.
- To pewnie w nocy nijak już nie zasnę – westchnął.
- Już ja ci pomogę zasnąć – szepnął na tyle cicho, że tylko oni mogli to usłyszeć. Marek przygryzł wargę i spojrzał na niego wyzywająco.
- Chłopcy, obiad.
Obaj jęknęli.
- Mamo...
Michał zaśmiał się po nosem. – A narzekasz, że to ja psuję atmosferę – mruknął cicho.
- Ty to co innego. – Cmoknął go w usta i pociągnął do pokoju.

- Co… robisz? – wymamrotał, pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Marek nie mógł powstrzymać się od wywrócenia oczami.
- Całuję cię. Mówiłem, że pomogę ci zasnąć.
- Po tym jak najpierw mnie zbałamucisz?
- Dobrze, że się rozumiemy. – Uśmiechnął się szeroko i ponownie go pocałował. Zaraz potem pocałował go w szyję. Michał mimowolnie odchylił głowę, ułatwiając mu do siebie dostęp.
- Twoi rodzice – mruknął.
- Wychodzą do teatru, za chwilę. Do tego czasu zadowolimy się grzecznymi zabawami.
- Jeśli to nazywasz grzecznym... – urwał, bo Marek zassał się na jego skórze. Cholera, będzie miał malinkę jak nic. Dobrze, że miał dłuższe włosy, może da radę to zakryć. – To nie chcę pytać co jest niegrzeczne – dokończył.
- Przestańże w końcu gadać – mruknął i zamknął mu usta pocałunkiem. Michał posłusznie uciszył się, oddając pocałunki coraz bardziej zapamiętale. W pewnych chwilach można było cieszyć się, że mają całe piętro praktycznie dla siebie.
- Chłopcy, wychodzimy! – Ledwo zdołali oderwać się od siebie. Marek odetchnął głęboko.
- Kiedy wrócicie?! – zapytał. Na wszelki wypadek. Obaj woleli wiedzieć ile mają czasu.
- Pewnie późno. Bądźcie grzeczni!
- Jasne! – zawołał, a ciszej już dodał. – Niedoczekanie.
Michał zaśmiał się i przygryzł wargę. Czuł się dobrze, pierwszy raz od dawna. I nie miało to związku tylko z dłońmi i ustami Marka. Czuł się także lepiej psychicznie. Nie spodziewał się, że wyrzucenie
z siebie problemów może mieć taką funkcję terapeutyczną. Sądził raczej, że tylko pogorszy sprawę. Ale świadomość, że z kimś się tym podzielił, wypłakał się i na dodatek było to w jakimś stopniu przeszłością, naprawdę pomagała.
- Nad czym ty tak znowu myślisz, hm? – Marek zadał to pytanie wprost do jego ucha i koniuszkiem języka polizał małżowinę.
- Zaraz nad niczym nie będę mógł myśleć – mruknął. Brunet zaśmiał się i pocałował go w usta. Potem w końcu pociągnął go do swojego pokoju (miał większe łóżko). Marek powędrował dłońmi do koszuli chłopaka, jak zawsze przeklinając jego tendencję do noszenia koszul na guziki. Nie umiał go całować
i jednocześnie rozpinać tego cholerstwa. Sam szybko pozbył się swojego t-shirta i rzucił go gdzieś na bok. Przyciągnął chłopaka do siebie i ponownie wpił się w jego usta i od razu zaatakował językiem ich wnętrze. Michał nie pozostawał mu dłużny i odwzajemniał pocałunek równie żarliwie.
Poznali już trochę swoje ciała. W znacznym stopniu na ich dwutygodniowym wyjeździe, ale także już w Warszawie, kiedy rodzice byli w pracy. Byli dość pewni w swoich poczynaniach. Obaj od samego początku wiedzieli do czego dążą. Marek zszedł ustami na szyję chłopaka i ugryzł go. Wiedział, że uwielbia tą pieszczotę, a pomruki pełne aprobaty tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.
Michał czuł się przez niego kompletnie zniewolony i naprawdę mu to odpowiadało. Uwielbiał to jak potrafił zwykłymi pieszczotami doprowadzić go na skraj wytrzymałości. Czuł, że spodnie niedługo go nie pomieszczą. Chciał się ich pozbyć, ale ręce Marka skutecznie go od tego powstrzymały. Brunet uśmiechnął się do niego i pocałował go znowu. Dłońmi przesunął po jego klatce piersiowej, trącając po drodze kilka razy sutki, żeby zaraz zająć się nimi, całując i lekko przygryzając. W tym samy czasie dłonią sunął w kierunku wypukłości na jego spodniach. Pomasował ją i chwycił jego członek przez materiał. Michał sapnął gwałtownie.
- Marek - wyjęczał, czując jak partner stymulująco masuje go przez materiał spodni. Marek sam rozpiął pasek i zsunął dolne części ubioru, a potem to samo zrobił ze spodniami chłopaka. Patrzył na niego pełen pożądania. Niemal pożerał go wzrokiem. Chciał go mieć. Przyciągnął go do siebie
i zaatakował jego usta, wsuwając do nich język. Michał oddał pocałunek z równym zaangażowaniem. Jęknął cicho, kiedy Marek chwycił go za pośladki, jeszcze bardziej do siebie przysuwając. Czuł jego członek na swoim brzuchu. Jego też ożywił się chwilę temu i czekał aż ktoś się nim zainteresuje, ale Marek chciał jeszcze chwilę go pomęczyć. Oderwał się od jego ust i pocałunkami wytyczył drogę od jego policzka do ucha. Kiedy do niego dotarł przygryzł jego płatek i polizał małżowinę. Michał zadrżał od przechodzącej go fali przyjemności. Uwielbiał, kiedy to robił. – Chcesz być na górze? – Usłyszał szept, a ciepły oddech omiótł jego policzek. Zamarł zaskoczony. Jeszcze ani razu nie był na górze. Zdarzało mu się być bardziej aktywną stroną, obaj odważnie sobie poczynali, ale za każdym razem to Marek kończył w nim, nie na odwrót. Zdarzało mu sie pomyśleć o tym, ale nigdy nie odważył się zaproponować.
- A ty chcesz?
Marek w odpowiedzi tylko wymownie się uśmiechnął. Michał odwzajemnił jego uśmiech, a w jego oczach zabłysły dobrze mu znane ogniki. Zadrżał w oczekiwaniu. Michał zawsze wyczyniał z nim nieprawdopodobne rzeczy. Uwielbiał to. Nikt nigdy nie wykończył go tak jak on, ani przy nikim nie czuł się taki spełniony. Był jego pierwszym męskim partnerem i choć obaj na początku byli pod tym względem niedoświadczeni i niepewni, teraz już nie martwili się aż tak. Wylądowali po chwili na łóżku. Marek nie był przyzwyczajony do bycia pasywną stroną, ale czuł przyjemne dreszcze na samą myśl o tym, że będzie miał Michała w sobie. Szatyn zaatakował jego usta. Obaj ledwo łapali oddech, odbierając sobie powietrze żarliwymi pocałunkami. Michał po chwili zakończył pocałunek i pocałował go w kącik ust, w dużo czulszym geście. Przez chwilę zajął się jego sutkami ssąc je i delikatnie gryząc, aż nie stwardniały. Słyszał pojękiwanie kochanka i tylko dodatkowo go to nakręcało. Pocałunkami wytyczył drogę do jego pachwin. Marek zadrżał w oczekiwaniu. Był już naprawdę podniecony, a to, że miał chłopaka tak blisko swojego nabrzmiałego i pulsującego przyjemnym bólem członka, doprowadzało go do szaleństwa.
- Michał – jęknął, kiedy chłopak lekko szczypał jego skórę na wewnętrznej stronie ud. Dygotał z podniecenia.
Szatyn czuł jak łomocze mu serce, a jego członek wyraźnie domaga się chwili uwagi, starał się to jednak przedłużyć. Polizał członek Marka i poczuł jak chłopak zadrżał gwałtownie. Nie pierwszy raz to robili, ale reakcje zawsze były podobne. Przez chwilę zajął się nim, całując go, liżąc i drażniąc jego czubek. Z zadowoleniem i rosnącym pożądaniem słuchał jęków dochodzących z ust Marka. Wziął go w końcu do ust. Brunet jęknął głośno i zaczerpnął głęboko powietrza.
- Boże… - sapnął. Usta Michała doprowadzały go do szaleństwa. Już nie dużo brakowało mu, żeby dojść. Wplótł palce we włosy kochanka i usłyszał jego aprobujące mruknięcie. Lubił, kiedy przeczesywał mu włosy i drażnił skórę na głowie. Michał po chwili wrócił do jego ust. Marek od razu go przyjął. Ręką powędrował do jego krocza. Szatyn pisnął zaskoczony takim posunięciem i jęknął głośno, czując dłoń zaciskającą się na jego prąciu i poruszającą się na nim stymulująco.
- Marek – wyjęczał. – O Boże… - Jego członek od samego początku domagał się uwagi. Czuł, że zwariuje od tego powolnego tempa. Pocałował go, pozwalając Markowi nadal masturbować go, a sam powędrował do jego krocza i dotknął palcem dziurki. Marek spiął się i sapnął gwałtownie.
- Mogłeś uprzedzić – wydyszał. Michał uśmiechnął się do niego pod nosem i z szafki obok łóżka wyciągnął lubrykant. Marek rozsunął nogi, ułatwiając mu dostęp do siebie. Odsunął rękę od jego członka i teraz paznokciami lekko drażnił jego ramiona i plecy. Ta delikatna i zmysłowa pieszczota pobudzała go. Powrócił z ustami do jego krocza, ale nie wziął go do ust. Zamiast tego językiem podrażnił jego dziurkę. Doskonale wiedział jakie to uczucie. Jakby przez całe ciało przechodził prąd. Marek zakwilił zaskoczony i poczuł spazmy rozkoszy. To było niesamowite. Michał po chwili sięgnął po lubrykant i wycisnął sobie trochę na dłoń. Ustami wrócił do ust kochanka, a jego dłoń powędrowała do krocza Marka Po chwili wsunął w niego palec.
- Mich... - Nie był w stanie dokończył imienia chłopaka, przez nagły jęk, kiedy w końcu poczuł przyjemność z penetracji. nie spodziewał się, że to może być aż tak dobre, jak tylko przyzwyczai się do bólu. Starał się być rozluźniony, żeby nie odczuwać tych nieprzyjemnych stron. Kiedy Michał wsunął w niego trzeci palec spiął się, ale zaraz poczuł usta chłopaka, co pomogło mu się rozluźnić. Po chwili jego dziurka była już zachęcająco rozluźniona i Michał ponownie sięgnął po lubrykant. Nawilżył swój członek
i powoli wszedł w niego. Zatrzymał się na chwilę, pozwalając mu się przyzwyczaić do swojej obecności w nim i przeczekać pierwszy ból. Kiedy został on przyćmiony przez rozkosz, nieznośnie powoli ruszył dalej. Marek już kilka razy sądził, że Michał przekracza granice jego wytrzymałości, ale teraz naprawdę czuł, że zaraz zwariuje od tej rozkoszy i przyjemnego bólu. Chciał go więcej i szybciej.
- Michaś, błagam cię – wyjęczał. Chłopak uśmiechnął się, ale nie przyspieszył. – Zwariuję przez ciebie.
Sam zaczął się poruszać, chcąc to przyspieszyć, ale Michał przytrzymał go nie pozwalając mu na to. Marek zakwilił pod wpływem tych tortur, przyjemnych i dających rozkosz, a zarazem doprowadzających go do obłędu. Czuł, że długo już nie wytrzyma i zaraz dojdzie. Michał w końcu przyspieszył w nim i pozwolił Markowi na wytyczenie tempa. Teraz także i z jego ust wydobywały się głośne jęki. Marek doszedł po chwili, plamiąc spermą swój brzuch i pościel. Michał przyspieszył jeszcze trochę i po chwili doszedł w nim. Obaj dyszeli ciężko. Po dłuższej chwili przekręcili się na bok nie odsuwając się od siebie. Marek pocałował go, a Michał odwzajemnił pieszczotę. Pocałunek był mniej namiętny, a bardziej czuły i spokojny. Pożądanie powoli z nich opadało, a oni poczuli zmęczenie.
- Mówiłem, że pomogę ci zasnąć.
- To lepsze od tych tabletek.
- I zastąpi ci twoje ostatnie poranne bieganie.
Zaśmiali się. Senność powoli brała ich w swoje sidła, ale nie opierali się. Zasnęli przytuleni do siebie.

***

Marek obudził się w naprawdę niewygodnej pozycji. Jęknął i westchnął ciężko.
- Cholera, wszystko mnie boli – mruknął sennie pod nosem, układając się w normalnej pozycji. Usłyszał cichy śmiech Michała.
- No nie dziwię się.
Uśmiechnął się pod nosem. – Od kiedy wstajesz wcześniej ode mnie, hm? – mruknął, nie otwierając oczu. Odwzajemnił lekki jak wiatr pocałunek.
- Przespałem wczoraj cały dzień. Ale wymęczyłeś mnie, obudziłem się kilka minut temu. Dopiero szósta.
Mruknął coś niewyraźnie, wtulając twarz w poduszkę. Michał przeczesał mu dłonią włosy. Marek uśmiechnął się pod nosem i przez chwilę pozwalał mu na tą pieszczotę, ale zaraz otworzył oczy
i przekręcił się tak, że leżał prawie na nim. Pocałował go czule. – Nie jesteś śpiący?
- Przespałem prawie całą dobę. Wiem, że ostatnio miałem problemy ze snem, ale bez przesady.
Marek przyciągnął go do siebie i przytulił się. Przymknął oczy. Michał uśmiechnął się lekko i pogłaskał go po plecach.
- Wczoraj jak spałeś rozmawiałem z mamą – odezwał się po dłuższej chwili. Poprzedniego dnia nie poruszali już tematu mieszkania. Nie specjalnie, tak po prostu wyszło, że rozmowa zeszła na inne tory.
- O czym? – zapytał cicho. Pocałował go w głowę.
- Moja ciocia ma mieszkanie. Kawalerkę w sumie. Wyprowadziła się jakiś czas temu, ale nigdy nie wynajmowała mieszkania. Mama powiedziała, że możemy tam razem mieszkać podczas studiów. – Pocałował go lekko. – Albo dłużej. Tata miał tam wczoraj być, zobaczyć jak to wygląda. Chociaż nikt od lat tam nie zaglądał, więc pewnie nie najciekawiej. Co ty na to?
- Fajnie, ale co z czynszem?
Spojrzał na niego pytająco. – Co masz na myśli? Do tej pory ciotka opłacała mieszkanie, choć bez mediów było na pewno tańsze.
- Chodzi mi o to, co z czynszem, jeśli będziemy tam mieszkać. Nie pracujemy.
- A, to. Mieszkanie opłacą moi rodzice, a my dorzucimy tyle, ile będziemy mieli na zbyciu.
Michał westchnął cicho. Marek spojrzał na niego pytająco.
- Twoi rodzice od jakiegoś czasu już mnie utrzymują. Nie czuję się z tym najlepiej.
- Daj spokój.
- Nie, mówię serio. Póki nie miałem osiemnastu lat… okej. Ale, kiedy od kiedy skończyłem osiemnastkę, to nie czuję się z tym jakoś świetnie. Pewnie, doceniam to, ale… sam rozumiesz. Ciebie utrzymują, bo jesteś ich synem, ale…
- Michaś – przerwał mu. – Śmiem sądzić, że od jakiegoś czasu ciebie także traktują jak syna. I jestem pewien, że dla nich to żaden problem. Zarabiają, dość dobrze trzeba przyznać. A jak chcesz pracować na studiach dziennych? Kosztem nauki, opuszczonych wykładów czy zarwanych nocy?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze było dla mnie jasne, że moi rodzice nie opłacą mi ani mieszkania, ani akademika. Utrzymywali mnie, póki byłem z nimi pod jednym dachem i sądziłem, że będę do tego zmuszony do skończenia studiów i rozpoczęcia normalnej pracy.
- Ale potoczyło się inaczej. Pewnie, ludzie tak żyją, pracują na dziennych… to jest do pogodzenia. Ale skoro masz okazję nie pracować, to po co wynajdujesz problemy? Nie widzę sensu.
- Bo nie ciebie utrzymują rodzice twojego faceta.
Westchnął ciężko. – Nie wiedziałem, że to dla ciebie problem. Nic nie mówiłeś.
- Bo nie był aż taki. Ale co innego opłacać cały czynsz zamiast połowy, jak to z reguły w takich układach bywa.
Zastanawiał się przez chwilę. – Wiesz co? Moi rodzice na bank nie zgodzą się, żebyś pracował
w trakcie roku, choćby i mieli cię od tego siłą odwodzić. Ale skoro już aż tak ci na tym zależy, to możesz pracować w wakacje. Zresztą, pewnie obaj wtedy coś sobie znajdziemy, bo jednak dobrze jest mieć swoją kasę. Możesz im oddać jakąś część z tego, co za ciebie płacili, skoro to jest dla ciebie aż tak ważne. – Pocałował go lekko. – A teraz wstawaj. Tata pewnie będzie chciał nas zabrać do tego mieszkania.
Michał uśmiechnął się i pokiwał głową. – Pomyślałbyś, że tak to będzie?
- Co?
- Jeszcze kilka miesięcy temu. Że będziemy planować wspólne mieszkanie, leżąc w łóżku…
Zaśmiał się cicho i odetchnął. – Szczerze, nie. Chociaż tak, chciałem tego. Ale nie wierzyłem, że to naprawdę może się stać. Nie sądziłem, że możesz być zakochany w takim pajacu.
Michał roześmiał się wesoło. – Fakt, sam nie wiem co w tobie widziałem.
- Hm, pomyślmy… mój urok osobisty?
- To oksymoron?  - zaśmiał się.
Pokręcił głową z uśmiechem. – Wtedy nie sądziłem jeszcze, że jesteś taką wredotą.
- A ja, że podkochuję się w takim palancie.
- Nie znoszę cię.
- Taaak? – Spojrzał na niego podejrzliwie. – A w nocy wydawało mi się, że jest zupełnie inaczej.
- Weź nic nie mów, tyłek mnie boli.
Zaśmiał się. – Zawsze można wybić klin klinem.
- Ktoś tu jest niewyżyty…
- Żebym ja ci tu nie przypomniał kto w nocy był niewyżyty.
- Boże, jak ja ciebie nie znoszę! – zaśmiał się, przewracając chłopaka na plecy i kładąc się na nim. – Dlaczego nikt mnie nie uprzedził, co mnie czeka, kiedy się z tobą zwiążę?
- Widziały gały co brały.
- Usprawiedliwię się długotrwałą niepoczytalnością.
- Ile jeszcze potrwa?
- Oby jak najdłużej. – Pocałował go czule. Uśmiechał się przy tym i czuł, że Michał też się śmieje. – Kocham cię.



~*~KONIEC~*~

14. Nastoletnia miłość

Rozdział 14

Marek obudził się i poczuł dość silny ból głowy. Jęknął cicho. Na dodatek miał nieprzyjemny posmak w ustach. Wymiotował? Kiedy? I w ogóle to gdzie on jest? Przecież po wyjściu od Marka poszedł… cholera, gdzie on poszedł? Czuł się kompletnie zdezorientowany, nie wybudził się jeszcze do końca,
a ból głowy wcale mu tego nie ułatwiał. Poczuł nagle dotyk na dłoni. Spróbował otworzyć oczy, ale słońce wpadające do pomieszczenia oślepiło go i natychmiast zacisnął powieki.
- Cholera. 
- Jak się czujesz? – Usłyszał dobrze mu znany głos. Wszędzie by go poznał. Ale co on tu robił? Przecież… Otworzył oczy i zamrugał kilka razy, przyzwyczajając się do światła. Od razu rozpoznał pomieszczenie, w którym się znajdował. Jego pokój, a właściwie Jacka. Spojrzał na siedzącego obok Marka. – Co tu robisz?
Brunet uśmiechnął się pod nosem. – Czekam aż się w końcu obudzisz.
- A dlaczego?
Marek spojrzał na niego ogłupiały, ale zaraz odgarnął mu włosy z twarzy. – Chyba się jeszcze nie obudziłeś, co?
- Też mam takie wrażenie.
- Michaś, dobrze się czujesz? – zapytał ze słyszalną troską w głosie. Szatyn spojrzał na niego zdziwiony. Chyba faktycznie jeszcze śpi. Sam nie był pewien co było jawą, a co snem.
- Ja… co się właściwie stało? Czemu tu jestem?
Marek zmarszczył brwi. – A gdzie miałbyś być?
- No… - Zastanowił się chwilę. Fakt. Przecież gdyby gdzieś wczoraj poszedł, to by chyba pamiętał? Więc co? Nic się nie wydarzyło, a on spał sobie w najlepsze? – Byliśmy na imprezie u Radka.
- Michaś, to było wczoraj wieczorem, już popołudnie. Wiesz co, prześpij się jeszcze, jesteś zmęczony. Jak się obudzisz to wszystko ci się poukłada. – Pogłaskał go po policzku.
Michał pokiwał głową. Faktycznie był padnięty i pewnie dlatego wszystko mu się miesza. Ale czym był taki zmęczony skoro było już popołudnie? O której wyszli wczoraj z tej imprezy? Cholera, czuł się jakby ktoś mu podstawił fałszywe wspomnienia, a sen mieszał mu się z rzeczywistością.
- Fatalnie się czuję – mruknął.
- Nie dziwię się. Chcesz się napić?
Skinął głową i wziął od niego kubek z herbatą. Musiał się pozbyć tego dziwnego smaku z ust. Poza tym chciało mu się pić. – Powiesz mi co się wczoraj działo? Mam mętlik w głowie. – Denerwował go fakt, że wspomnienia, które miał, nijak nie pasowały do obecnej sytuacji, a na dodatek były zbyt nieprawdopodobne. Przecież nie zrobiłby czegoś takiego. Nie on, nie Markowi!
- A co pamiętasz?
- Że byliśmy na imprezie, potem Diana przedstawiała nam Karola i Doriana. – Tak, to ten drugi chłopak zajmował większość jego… czego, wspomnień? Kurde, naćpał się na tej imprezie, czy co? –
A potem… - Zastanowił się chwilę, próbując przywołać cokolwiek więcej, oprócz zwyczajnych plotek ze znajomymi. – Gadaliśmy z Radkiem i Karolem – przypomniał sobie. – Potem ja powiedziałem, że muszę iść do łazienki, a ty gadałeś z nimi o… skąd wiem o czym z nimi gadałeś?
Marek patrzył na niego uważnie. – Michaś, rozmawialiśmy z Radkiem i Piotrem, nie z Karolem.
- Piotr był na górze – zaprotestował niepewnie.
- A niby po co miałby tam być? – Michał był chyba naprawdę zmęczony. – Wszyscy byliśmy na dole.
Powoli wróciło do niego jakieś bardziej wiarygodne wspomnienie. – Źle się czułem.
- Tak – zgodził się. – Poszedłeś do łazienki i wymiotowałeś. – To stąd ten posmak w ustach. – Poszedłem do ciebie. Zasłabłeś.
Zmarszczył brwi. – Długo byłem nieprzytomny?
- Trochę. Byłeś w szpitalu. Jakoś w środku nocy odzyskałeś przytomność, ale zaraz usnąłeś. Nic poważnego ci nie było, więc pozwolili nam cię zabrać, mój ojciec podał się za twojego. Nie pamiętasz jak wracaliśmy do domu?
- Marek, ja mało co pamiętam, a przynajmniej nie to, o czym mówisz.
- A co pamiętasz?
- Że… - urwał. Uśmiechnął się pod nosem i odetchnął z ulgą. – To pewnie był jakiś realistyczny sen.
- Całkiem możliwe, bo chwilę temu nie wyglądałeś ani nie mówiłeś zbyt przytomnie. Możesz nie pamiętać tego co się działo, okropnie się czułeś, ledwo stałeś na nogach ze zmęczenia.
Pokiwał głową, mógł w to uwierzyć. Nadal był padnięty. Przymknął oczy. – I co powiedzieli w szpitalu?
- Długotrwały stres. – Uchylił powieki. Marek patrzył na niego poważnie.
- Co? – Nie podobało mu się to spojrzenie.
- Myślisz, że nie widziałem cię przez ostatnie dwa tygodnie? Udawałeś, że nic ci nie jest.
- Daję sobie radę.
- Nie, Michał, nie dajesz. Ukrywałeś to wszystko przede mną, a raczej próbowałeś, ale byłeś zdenerwowany. Spaliśmy razem kilka razy, wiem, że nie mogłeś spać. Kręciłeś się jak w ukropie.
I chodziłeś biegać, a sam mówiłeś, że tak rozładowujesz stres. Nikt kto wstaje o wpół do piątej rano, po tym jak wcześniej nie mógł spać do pierwszej w nocy, nie będzie czuł się dobrze. Zamyślałeś się częściej, poza tym pewnie bolała cie głowa, co?
- Skąd wiesz? – zapytał cicho. Faktycznie miał migrenowe bóle.
- Brałeś tabletki na ból głowy. Michał, dałem ci czas, czekałem spokojnie, miałem nadzieję, że przyjdziesz ze mną porozmawiać, udawałem, że nic nie widzę. Ale nie możesz żyć w stresie i nie wysypiać się. Człowiek może wytrzymać jakiś czas śpiąc po cztery godziny, ale w końcu go to wykończy. Jesteś osłabiony. Ojciec wykupił leki, które masz brać, żeby przespać całą noc, i takie, które pomogą ci się uspokoić. I będziesz je brał, Michał – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, kiedy chłopak chciał zaprotestować. – Chyba, że szczerze porozmawiamy, wyrzucisz z siebie wszystko i ulży ci. Twój wybór. – Był poważny jak nigdy. Musiał postawić sprawę jasno. Albo uspokoi go rozmowa, wypłakanie się i wyrzucenie z siebie wszystkiego, albo leki. Patrzył na niego uważnie, czekając na odpowiedź.
- Jestem śpiący.
Marek westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. – Jak wolisz. Ale w każdej chwili możemy porozmawiać. – Pocałował go lekko i wyszedł.

Michał nie był pewien ile spał tym razem, ale chyba dość długo. Otworzył oczy i ziewnął. Głowa nadal mu pulsowała. Przekręcił się na bok i na szafce zobaczył szklankę wody i mały kubeczek
z tabletką. Westchnął ciężko. Nie podobało mu się to. Nigdy nie faszerował się lekami. Miewał gorsze okresy, czasem chodził niewyspany i zawsze prędzej czy później mu przechodziło. No ale nigdy nie zemdlał i nigdy nie spał tak mało. Ostatecznie połknął tabletkę i zwlókł się z łóżka. Czuł ulgę, że to wszystko okazało się tylko snem. Że jest z Markiem. Wyszedł  z pokoju i usłyszał głuchą ciszę. Zerknął na zegar i zmarszczył brwi. Dziewiąta rano. Jakim cudem spał tyle czasu? To dlatego był teraz taki wypoczęty. Wszedł do kuchni i uśmiechnął się, widząc Marka, pijącego poranną kawę.
- Hej.
- Cześć. – Brunet włączył czajnik. – Wziąłeś tabletkę? – wolał się upewnić, zbyt dobrze znał Michała.
- Tak. Czemu wstawiasz wodę? Wypiję kawę. – Przecież mieli ekspres.
- Nie, nie wypijesz, bo wziąłeś lek uspokajający, a nie chcę drugiej wizyty w szpitalu w ciągu trzech dni. – Wyciągnął kubek i wrzucił do niego torebkę z herbatą. – Powinienem dać ci melisę, ale chyba nie będę taki. – Michał uśmiechnął się pod nosem, ale Marek nie żartował. Był cholernie poważny.
- Jesteś na mnie zły – bardziej stwierdził niż zapytał.
Chłopak i westchnął ciężko. Sam nie wiedział czy jest, czy nie. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony był na niego wręcz wściekły, że dusi w sobie wszystko zamiast z nim porozmawiać, a z drugiej martwił się o niego. Wiedział, że lekarstwa nie są rozwiązaniem na dłuższą metę. Uspokoją go, ale nie pozbędą się problemu. Nie będzie się stresował i będzie spał, ale nadal będzie myślał.
- Nie, Michaś, nie jestem zły. Po prostu się martwię. – Postawił przed nim kubek z gotową herbatą. –
I nie rozumiem dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać. Przecież wiem o co chodzi. Powinieneś to
z siebie wyrzucić.
- Nigdy nikomu się z tego powodu nie wypłakiwałem. – Upił łyk herbaty. Kiedyś płakał w swoim towarzystwie, kiedy już naprawdę nie mógł dać rady. Ale wtedy było jeszcze gorzej. Przychodziły czarne myśli, depresyjne wręcz. Nie chciał tego.
- Więc czas najwyższy. Nie jesteś sam i nie musisz sam sobie z tym radzić. Ale jeśli ze mną nie porozmawiasz, to ci nie pomogę, bo nie wiem jak.
- Na pewno nie pomożesz mi lekami – mruknął.
- Wiem, też mi się to nie podoba. Ale nie możesz nie spać i ciągle się stresować. W końcu całkiem cię to wykończy.
- A w czym niby pomoże mi rozmowa?
Marek westchnął cicho i potarł skronie. Naprawdę nie chciał się denerwować. Obiecał sobie to już wcześniej, kiedy Michał spał. Że będzie spokojny. Jego charakter wcale mu tego nie ułatwiał, bo łatwo wpadał w irytację. Teraz tego nie chciał.
- Wyrzucisz z siebie wszystko. Wypłaczesz się i…
- Zrozum, ja tego nie chcę. To tylko pogarsza sprawę. Kiedy zaczynam się nad sobą rozczulać, wtedy jest jeszcze gorzej. Robię się płaczliwy, zniechęcony, apatyczny, mam same czarne myśli. Już raz przez to przechodziłem i nie mam zamiaru robić tego po raz drugi.
- Ale teraz nie jesteś sam.
- Płacz jest płacz. Zacznę o tym myśleć, przejmować się, będę miał depresyjny nastrój… To błędne koło. Złe myśli napędzają kolejne. Nawet nie wiesz jak ciężko to przerwać, poradzić sobie z tym. Wolę już udawać, że nic mi nie jest, niż czuć się tak źle. – Wyszedł z kuchni.
Marek westchnął ciężko i pokręcił głową. Nie wiedział jak ma mu pomóc. Odstawił kubek z zimną już kawą na szafkę. Michał siedział w salonie, wpatrywał się w telewizor. Usiadł obok niego i objął go.
- Kochanie…
- Nie, Marek. Przepraszam. Wiem, że się martwisz. Ale nie będę o tym mówił. Pozwól mi uporać się
z tym samemu, moim sposobem.
- To cię wykończy.
- Depresja tym bardziej.
Pokręcił głową i przytulił go. Michał odetchnął cicho i oparł się o ramię chłopaka. Przymknął oczy.
- Michaś…
- Marek, proszę cię. Nie. Poza tym już ci o tym mówiłem.
- O suchych faktach. Mówiłeś jak było. Nie o tym co czułeś i co czujesz.
Westchnął ciężko i pokręcił głową. – Nie. Przepraszam.

Marek ze zniechęconym wyrazem twarzy wpatrywał się w ekran komputera. Pisał z Piotrem, ale szczerze mówiąc, nie miał nastroju do gadania przysłowiowej dupie Maryni. Na biurku stała szklanka z sokiem, który jakiś czas temu sobie przyniósł. Usłyszał w głośniku dźwięk przychodzącej wiadomości i włączył okno z komunikatorem.
Piotrek
Jakiś nie w sosie dzisiaj jesteś. Coś się stało?
Westchnął ciężko. Co miał mu napisać? Że martwi się o Michała? Wtedy będzie musiał opisać mu sytuację, a nie chciał tego robić, nie mógł dysponować prywatnymi sprawami swojego chłopaka.
Ja
Nie, wydaje ci się.
Upił łyk soku i po raz kolejny już westchnął ciężko. Spojrzał przez ramię. Przez otwarte drzwi pokoju widział cały korytarz drugiego piętra, a także pokój, który zajmował Michał. On także miał otwarte drzwi, upał był niemiłosierny i usiłowali zrobić przeciąg. Chłopak siedział w drzwiach (zapewne najbardziej tam wiało, bo włosy latały mu dookoła głowy) i czytał książkę. Marek przygryzł wargę. Nigdy nie przejmował się, kiedy akurat spędzali czas osobno. Każdemu jest to potrzebne, żeby nie zwariować. Ale martwił się o chłopaka. Nie widział jak mu pomóc i to go dobijało. Usłyszał trzy razy dźwięk przychodzącej wiadomości. Wywrócił oczami. Piotr miał czasem dziwną tendencję do wysyłania wiadomości po kilka słów, zamiast zawarcia wszystkiego w jednej.
Piotrek
Wątpię.
Trochę cię znam.
Coś z Michałem?
Zmarszczył brwi. Chyba faktycznie go znał.
Ja
Skąd taki wniosek?
Piotrek
Bo gadamy już od jakiegoś czasu
Marek wywrócił oczami i poczekał chwilę, aż chłopak dokończy myśl. Czy on naprawdę lubił trzymać tak wszystkich w niepewności, czy się enter sam klikał? Strasznie go to irytowało.
A ty ani razu nie wspomniałeś o Michale.
Fakt. Unikał tematu.
Ja
Nie pokłóciliśmy się, jeśli to masz na myśli.
Po prostu się o niego martwił, a Michał nie chciał dać sobie pomóc. To nie była kłótnia. Co najwyżej nieporozumienie w pewnych sprawach.
Piotrek
Więc co?
Ja
Nic takiego.
Ponownie obejrzał się przez ramię. Michał nadal nie zmienił pozycji, zajmując się lekturą. Mechanicznie odgarnął włosy za ucho i po chwili usiadł po turecku, opierając się plecami o ścianę. Marek oderwał wzrok od chłopaka, kiedy Piotr odpisał.
Piotrek
Wiesz, że ci nie wierzę?
Ja
Wiem. Nie musisz. Ale serio, nie kłócimy się.
Piotrek
Zaraz zadzwonię do twojego faceta i go wypytam, bo ty mi nic nie powiesz.
Marek zaśmiał się pod nosem.
Ja
Wątpię, żeby cokolwiek ci powiedział. Nie ma o czym.
Chociaż z drugiej strony…
Ale możesz wyciągnąć go na spacer i przekonać, żeby ze mną pogadał.
Ryzykuje, miesza w ich sprawy innych ludzi… Po chwili zastanowienia kliknął enter. Przygryzł wargę, czekając na odpowiedź. Piotr odpisywał mu dłuższą chwilę.
Piotrek
Wiesz, że mogę. Ale mogę tylko domyślać się o co wam poszło. Mogę też próbować go przekonywać do rozmowy z tobą, ale ty znasz Michała i jeśli on nie chce, to nic go nie nakłoni. Poza tym nie wiem co się dzieje. Jak powiesz to spróbuję pomóc, ale tak to będzie ciężko.
Marek westchnął ciężko. Jasne, że mógłby mu o wszystkim powiedzieć, ale nie był pewien jak zareagowałby na to Michał. Mógłby tylko pogorszyć, już i tak nienajlepszą, sytuację.
Ja
Sądzę, że chyba sobie poradzimy. Po prostu Michał bywa uparty.
Piotrek
Coś o tym wiem.
Muszę kończyć.
Powodzenia, stary.
Ja
Dzięki. Pa.
Wylogował się z komunikatora, a potem ustawił ściąganie jakiegoś filmu na wieczór i wyłączył monitor. Odszedł od biurka i zawahał się. Nie wiedział co tak właściwie chce zrobić. W każdym razie coś. Wyszedł z pokoju i przeszedł przez korytarz. Michał spojrzał na niego pytająco.
- Idziesz się przejść? – zapytał. – Mama zostawiła nam listę zakupów.
- Szczerze mówiąc nie mam nastroju.
Westchnął cicho i usiadł obok niego. – Słuchaj, Michaś, nie chcę się kłócić, ani nic. Nie chcesz o tym rozmawiać, w porządku. Nie zmuszę cię. – Musiał w końcu odpuścić, jeśli nie chciał, żeby w końcu Michał zaczął go unikać, nie chcąc z nim o tym rozmawiać. Objął go ramieniem. – To jak? Idziesz ze mną?
- No okej.
Uśmiechnął się i pocałował go w policzek. Wstali z podłogi i wyszli z domu. To był urok lata. Wystarczyło założyć buty i można było wychodzić tak jak się stało. Ruszyli do pobliskiego supermarketu. Trzymali się za ręce. Już od jakiegoś czasu obaj starali się przyzwyczaić do takiego zachowania także na ulicy. Denerwował ich fakt, że usiłują się ukrywać. Ostatecznie nie było tak źle. Ludzie nieraz patrzyli, ale nauczyli się ich ignorować. Weszli do sklepu. Byli przyzwyczajeni do wspólnych zakupów i zawsze sprawnie im to szło. Marek uśmiechnął się pod nosem. Czy takie myśli jak „umiemy zgrać się na zakupach” nie powinny przychodzić im dopiero po latach związku? Naprawdę przez to mieszkanie razem przechodzili to zakochanie w trybie przyspieszonym…

13. Nastoletnia miłość

Rozdział 13

Michał siedział na ławce, pisząc SMSy z Radkiem. Zerknął na zegarek. Trzynasta. Czekał na Marka już dwie godziny, więc posiedzi tutaj jeszcze trochę, bo sam egzamin trwał sto pięćdziesiąt minut. Oczywiście trzymał za niego kciuki, ale był też pewien, że mu się uda. On sam nawet nie denerwował się aż tak bardzo, bo rysunek techniczny opanował już w gimnazjum, pod czujnym okiem bratowej, która także kończyła architekturę. Westchnął cicho. Słońce świeciło naprawdę mocno i mógłby się założyć, że w słońcu było z czterdzieści stopni. Dostał kolejną wiadomość od przyjaciela.
Jesteś chętny z Markiem na imprezę w przyszłą sobotę?
Zastanowił się przez chwilę. Prawdę mówiąc, tak, był chętny. Starał się jak mógł odwrócić swoje myśli od rodziców. Marek może i miał rację mówiąc, że psychikę ma nie do zdarcia. Ale tak naprawdę po prostu nauczył się sobie radzić. Już się napłakał i nacierpiał przez rodziców. Nie chciał do tego wracać. Nie dusił w sobie emocji. Wczoraj rozmawiał o tym wszystkim z Markiem do w pół do pierwszej. Dzisiaj pobiegał, rozładował się i ponownie uspokoił w ramionach chłopaka. Radził sobie. Bolało, ale dawał radę.
Jasne, ale zapytam jeszcze Marka. Gdzie impreza?
U mnie, rodzice wyjeżdżają, ludzie ci sami co zwykle.
Michał uśmiechnął się pod nosem. Nie mieli jakiejś szczególnie zgranej paczki, ale grono wspólnych kumpli. Nie było to bardzo dużo osób, raptem dziewięć.
A jak egzaminy wstępne?, zaciekawił się. Radek szedł na medycynę i także musiał je zdać.
Chyba nieźle, ale muszę poczekać jeszcze na odpowiedź z uczelni. A Marek kiedy pisze?
Dzisiaj.
To życz mu powodzenia ode mnie.
Za późno, już jest w trakcie. Ale przekażę ;)
Przez następnego pół godziny pisał z Radkiem o jakichś głupotach. Uśmiechał się przy tym pod nosem. Mimo wszystko mógł powiedzieć, że jest szczęśliwy. Miał chłopaka, przyjaciół, miał nadzieję, że dostanie się na wymarzone studia, radził sobie… nie załamał się przez rodziców. Było mu ciężko się trzymać, ale dawał radę. Trochę dzięki sobie, trochę dzięki Markowi, trochę dzięki Radkowi i Piotrowi, ale dawał. Odetchnął głęboko. W ogólnym rozrachunku miał dobre życie.
Po kolejnych kilku minutach zobaczył w końcu Marka wychodzącego z budynku uczelni dosłownie dwie minuty przed końcem egzaminu, więc wykorzystał w pełni dany mu czas. Michał z ulgą podniósł się z ławki, czując, że jeszcze trochę, a by do niej przyrósł. Spojrzał na swojego chłopaka. Uśmiech na jego twarzy podpowiedział mu, że poszło po jego myśli, ale na potwierdzenie musiał poczekać kilka sekund, aż do niego nie podszedł i nie pocałował.
- I jak?
- Dobrze, tak sądzę. – Był pewniejszy niż po maturach. Tam musiał liczyć na to co wie, a czego nie. Tutaj mógł nauczyć się ogólnych zasad, żeby wykonać rysunek. – Ale muszę poczekać jeszcze na odpowiedź. Serio cały czas tu czekałeś?
Michał zaśmiał się. Fakt, ciężko było wytrzymać w tym upale przez dwie i pół godziny.
- Tak. Ktoś musiał trzymać za ciebie kciuki. – Puścił mu oczko. Marek uśmiechnął się i objął go. Powoli ruszyli. – Radek robi imprezę w sobotę. Większość osób już poznałeś. Pójdziemy?
- Jasne – zgodził się chętnie. Musiał przyznać, że imprezy organizowane przez przyjaciół Michała były o wiele lepsze od tych popijaw, na które chodził jeszcze jakiś czas temu. Tam był hałas, pełno ludzi, chociaż to mu nie przeszkadzało, alkohol lał się strumieniami, a większość osób wychodziło w trakcie ze swoimi partnerami w celu wiadomym. Był z Markiem i na takiej imprezie, ale nigdy nie czuł się na nich zupełnie dobrze.

Ponad tydzień później w doskonałych humorach szykowali się na domówkę. Obaj dostali już odpowiedzi z uczelni, że zostali przyjęci, więc zupełnie bez stresu mogli udać się na zabawę i wypić coś mocniejszego. Nawet nie spodziewali się, że tak się denerwują, dopóki nie dostali odpowiedzi i ten stres nie minął.
- Marek, prosiłem, żebyś przyniósł mi spodnie, okej, ale ja się w to nie wcisnę – zaśmiał się. Skąd miał w swojej garderobie coś tak obcisłego nie miał pojęcia, ale na pewno nie miał zamiaru tego zakładać.
- Narzekasz. Poza tym… - Przyciągnął go do siebie i uścisnął jego pośladki. – Będę miał sobie na co popatrzeć.
- Nie wolisz mieć takich widoków wyłącznie dla siebie?
- Wolę mieć ciebie nago wyłącznie dla siebie. – Zaśmiał się, widząc rumieniec na twarzy chłopaka.
- Nie kuś, mamy wyjść. – Wywinął się z jego objęć i znalazł sobie inne spodnie. Co jak co, ale tamtych nie miał zamiaru zakładać. Założył jeszcze swoją ulubioną, niebieską koszulę i zostawił odpięte górne guziki. Obaj po chwili byli gotowi.
- Wychodzimy – rzucił Marek, zaglądając do salonu, gdzie siedział ojciec. Mama wyszła na noc na wieczór panieński jakiejś koleżanki. – Nie wiem, o której wrócimy, więc nie czekaj na nas.
- Okej, bawcie się dobrze.
Wyszli na przyjemnie chłodny wieczór. Dom Radka nie był daleko, także postanowili przejść się piechotą. Po piętnastu minutach wchodzili już do ogrodu. Przyjaciel po chwili otworzył im drzwi.
- Cześć, wchodźcie. Prawie wszyscy już są. Brakuje jeszcze tylko kuzynów Diany i jej samej – poinformował ich. Wcześniej już wysłał Michałowi SMS, że na imprezie będą obecne dwie nieznane mu osoby z rodziny ich wspólnej przyjaciółki. Weszli do salonu i przywitali się ze wszystkimi. Impreza jeszcze się dobrze nie zaczęła, ludzie jeszcze nic nie wypili, ani nie rozkręcili się, jednak Piotr jak zwykle zarywał już do dziewczyn. Michał zaśmiał się pod nosem widząc poczynania przyjaciela. Nigdy nie miał dziewczyny, ale nie zniechęcał się w swoich poszukiwaniach, nawet nie zauważając, że jedna z koleżanek wodzi za nim wzrokiem. Spojrzał porozumiewawczo na Radka, a ten wywrócił tylko oczami. Ich kumpel był po prostu ślepy. Dzwonek do drzwi przerwał tą wymianę spojrzeń. Radek wyszedł i wrócił po chwili prowadząc do salonu Dianę i dwóch chłopaków w ich wieku. Nikt ich nie znał, więc dziewczyna od razu rozpoczęła przedstawianie swoich kuzynów każdemu z osobna.
W końcu padło także na nich.
- Marek, Michał, to Karol i Dorian – przedstawiła ich sobie i dała czas na krótkie uprzejmości. Marek zauważył, że Dorian spojrzał na  Michała w ten charakterystyczny sposób. Nie spodobało mu się to,
a jego chłopak nie zwrócił na to uwagi. Złapał go więc za rękę, dając jasny komunikat, że Michał jest bardzo poza zasięgiem innych facetów i chłopak nie ma nawet próbować.
Impreza całkiem szybko się rozkręciła. Byli w gronie, które się znało i lubiło, więc nie musieli się nachlać, żeby dobrze się bawić. Mimo to alkohol obecny był i to w dość dużych ilościach. Marek stał
z Radkiem i Karolem, rozmawiając na niezobowiązujące tematy.
- A gdzie Michał? – Radek zwrócił nagle uwagę na przedłużającą się nieobecność przyjaciela. Marek rozejrzał się dookoła. Faktycznie, jego chłopak odszedł od nich już jakiś czas temu, ale pewnie po prostu z kimś się zagadał. Jednak ludzi nie było na tyle dużo, żeby nie mógł odnaleźć go wzrokiem.
- Piotra też nie ma – zauważył. – Pewnie gdzieś gadają. – Upił łyk piwa i odruchowo zerknął na zegar. Nawet nie zauważył, kiedy minęły cztery godziny i dochodziła północ. Zauważył nagle, że do Radka podeszła dziewczyna, która, jak wiedział, podoba mu się. Uśmiechnął się pod nosem. – Poszukam Michała – stwierdził i dał znak Karolowi, żeby także dał im chwilę. Chłopak zrozumiał aluzję, bo uśmiechnął się i kiwnął głową. Marek faktycznie postanowił odnaleźć swojego chłopaka. Nie widział go nigdzie, więc postanowił wejść na piętro. Ledwo tam dotarł zobaczył Piotra. – Widziałeś Michała?
- Tak, to znaczy… - Zmarszczył brwi. – Nie idź tam.
Marek zaśmiał się, sądząc, że jacyś z jego przyjaciół postanowili skorzystać z sypialni na piętrze
i wynajęło Piotrka za ochroniarza. Miał już ulec i zejść na dół, ale spojrzał ponad ramieniem przyjaciela. To co zobaczył sprawiło, że wstrzymał na chwilę oddech. Michał… on… Nie chciało mu to przejść przez myśl. Całował się z tym całym Dorianem, czy jak mu tam. Zacisnął zęby. Nie był pewien co powinien teraz zrobić. Udawać, że nic nie widział, czy może wpaść tam jak burza?
- Marek, próbowałem jakoś… nie wiem co mu się stało.
- W porządku, Piotrek – powiedział dziwnie opanowanym jak na niego głosem. – Nie ponosisz odpowiedzialności za jego wyczyny. – Nie sądził, że kiedykolwiek będzie świadkiem czegoś takiego. Zbiegł po schodach i wyszedł do ogrodu. Odetchnął nerwowo. Jak on w ogóle… Nie, nie wytrzyma tutaj. Musiał wyjść.

Michał sam nie był pewien co się przed chwilą stało, ale najpierw odepchnął od siebie chłopaka…
z którym się całował. I zdecydowanie nie był to jego chłopak. Nim zdążył w ogóle zastanowić się co on najlepszego zrobił dorwali go jego przyjaciele. Już szykował się na pogadankę Radka i Piotra. Cholera, co on właśnie zrobił?! Przecież nawet się nie upił, do cholery! Poza tym nawet to by go nie usprawiedliwiło. Był w pełni świadomy. Ten chłopak nawet mu się nie podobał!
- Co cię napadło, stary? – Radek patrzył na niego zaskoczony.
- Nie mam pojęcia. Gdzie Marek? – Poderwał się z krzesła, ale zaraz został na nie pchnięty przez Piotra. Spojrzał na niego podirytowany.
- Wyszedł i wcale mu się nie dziwię. Jak nie chcesz oberwać, choć pewnie by ci się należało, to lepiej go nie szukaj.
Poczuł, że ciężej mu się oddycha. – Widział?
- Tak.
- Cholera – jęknął. Chociaż może to i lepiej. Czy powiedziałby mu prawdę, gdyby go nie przyłapał? Sam nie mógł być tego pewien, choć chciałby móc powiedzieć, że tak. – Muszę iść.
- Daj mu najpierw ochłonąć. Może porozmawiacie na spokojnie. Choć nie wiem co musiałbyś mu powiedzieć, żeby ci wybaczył.
Doskonale wiedział, że nie ma żadnego usprawiedliwienia. Nic nie może zrobić. Może tylko przeprosić i pokornie czekać na opieprz. Serce waliło mu jak głupie, a w głowie mu się kręciło od nadmiaru emocji. Cholera, co go napadło?
- Muszę się przewietrzyć. – Tym razem udało mu się wyminąć przyjaciół i wyjść. Szedł szybkim krokiem nawet nie patrząc dokąd. Co on zrobił? Co on najlepszego zrobił, do cholery?! Odetchnął głęboko. Przecież on nie był taki. Nie zdradzał. Umiał trzymać emocje na wodzy. Kochał Marka. – Cholera. – On mu nie wybaczy. Nie Marek. Był osobą, która, po tym jak już skończy się wkurzać, przeklinać i rzucać przedmiotami, wybacza, ale nie coś takiego. Doskonale wiedział, że nigdy nie wybaczyłby mu zdrady, choć nigdy też się nad tym nie zastanawiał. Nie było takiej potrzeby. Nigdy nie brał nawet czegoś takiego pod uwagę! Przygryzł wargę i rozejrzał się, próbując znaleźć odpowiednią drogę. Tak czy inaczej musi wrócić do domu. Nawet jeśli Marek wystawi go za drzwi. Po prostu musiał. Nie mógł tak tego zostawić.

Wrócił do domu. Było zupełnie cicho, więc ojciec Marka musiał już położyć się spać. Miał tylko nadzieję, że jego chłopak wrócił do domu. Musiał z nim porozmawiać. Wszedł po schodach na piętro, a potem otworzył drzwi od pokoju.
- Marek… - zaczął cicho.
- Wyjdź. Nie chcę cię widzieć.
- Posłuchaj…
Pokręcił głową. – Nie tłumacz mi tego, bo i tak nie zrozumiem. Wynoś się. – Marek położył mu rękę na ramieniu. – Nie dotykaj mnie! – Odepchnął go, trochę zbyt brutalnie. Był na niego wściekły, ale wcale mu się nie dziwił.
- Marek, proszę…
- O co? O wybaczenie? Nie bądź śmieszny
- Nie chciałem.
Prychnął. – Nie pogrążaj się jeszcze bardziej. Jakbyś nie chciał, to byś tego nie zrobił. I nie tłumacz się – dodał, widząc, że chłopak chce coś powiedzieć. – Nie mam zamiaru tego słuchać.
- Ale…
- Kurwa, Michał, jeśli nie chcesz, żebym zrobił coś czego będę żałował, to wyjdź stąd, do cholery ciężkiej! – wrzasnął.
- Uderz mnie. Należy mi się.
Marek przymknął oczy. – Wynoś się.
- Marek…

- Wypierdalaj!

12. Nastoletnia miłość

Rozdział 12

Marek leżał na łóżku i wgapiał się w sufit. Michał nie chciał wyjść z pokoju, nie chciał, żeby on wchodził, nie chciał z nim rozmawiać… nie chciał, żeby był obok. Powtarzał sobie, że proszę bardzo, przecież nie będzie się narzucał, jak chce być sam, to niech ma. Tylko niech potem nie przychodzi do mnie z płaczem. Przymknął oczy i pokręcił głową. Zabolało go to, jak Michał powiedział mu, że go nie potrzebuje. Doskonale wiedział, że mówił to w nerwach. Jednak takie słowa od bliskiej osoby zawsze sprawiały przykrość. I doskonale wiedział, że gdyby do niego przyszedł, to od razu by go przyjął. Chciał iść do niego, ale wolał tego nie robić, żeby znowu się nie kłócić. Musiał dać mu czas na odreagowanie w samotności, skoro tego potrzebował. Ale nic nie mógł poradzić, że na niego czekał, że chciał mu pomóc. Obiecywał, że będzie obok niego, że nie musi przechodzić przez to sam. Westchnął ciężko i przekręcił się na bok. Nawet nie zauważył, kiedy zmorzył go sen.
Nie był pewien ile spał, ale kiedy się obudził zobaczył obok siebie Michała. Musiał przyjść i nie chciał go budzić. Spał skulony, jak gdyby nie wiedział czy ma się do niego przytulić, a łóżko było za małe, żeby mógł położyć się wygodnie, nie dotykając go przy tym. Uśmiechnął się czule. Nie potrafił się na niego gniewać. Ostrożnie wstał z łóżka i wyszedł z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. Zbiegł po schodach do kuchni. W zamrażalniku znalazł woreczki z lodem, które zrobiła jego mama, jako okład. Wziął jeden z nich i wrócił do swojego pokoju. Michał po chwili obudził się i otworzył oczy. Marek uśmiechnął się do niego i delikatnie przyłożył mu okład. Miał sporego, fioletowego, niemal czarnego, sińca i opuchliznę. Michał skrzywił się nieznacznie na dotyk, ale lód łagodził ból. Spojrzał na chłopaka skruszony.
- Przepraszam.
- To nic. – Marek, mimo chęci, nie mógł pozbyć się jakiejś cząstki żalu w głosie. Michał zranił go, nawet jeśli nienaumyślnie, ale zrobił to.
- Naprawdę nie chciałem. – Położył się bliżej niego i pozwolił sobie go objąć. Ryzykował odepchnięciem i kłótnią, ale musiał spróbować. Nie chciał, żeby Marek się na niego złościł, a miał do tego pełne prawo. – Nie wiem co mnie napadło. Naprawdę mi głupio.
- Powinno.
Michał westchnął cicho. – Jesteś zły?
Marek patrzył na niego przez chwilę. Zaraz jednak uśmiechnął się do niego. – Nie. Trochę byłem, ale rozumiem, że byłeś zdenerwowany. Gdybym cię posłuchał i dał ci spokój, to byś mi tego nie powiedział. Miałeś prawo tak zareagować.
- I tak mi z tym źle. Marek, potrzebuję cię.
- Wiem. Spokojnie, nie jestem zły. – Spojrzał na siniec, do którego nadal przykładał lód. – Bardzo boli? – zapytał, chociaż to, że Michał lekko przymykał oko, dawało mu odpowiedź.
Nie pierwszy raz oberwał po twarzy, ale pierwszy raz tak mocno. Dotychczas kończyło się na lekkim sińcu, który łatwo mógł wyjaśnić w szkole oberwaniem z piłki podczas gry w kosza, albo bójką z kolegami, bo przecież aż takim aniołkiem nie był. Teraz ból był dużo większy. Okład go łagodził, ale sam dotyk sprawiał mu dyskomfort, a pełne otworzenie oka graniczyło z cudem. – Nie tak bardzo.
- Ale dobrze się czujesz poza tym?
- Zależy o co pytasz. Nic więcej mi nie zrobił. – Przygryzł wargę. – Uspokoiłem się już. Ale na pewno więcej tam nie pójdę. Ani do ojca, ani do matki. Ne mam zamiaru z nimi rozmawiać.
Marek westchnął cicho i nic nie mówiąc przytulił go. Michał wtulił się w niego z ulgą. Nie wiedział jakim cudem brunet potrafi go tak skutecznie uspokoić tylko tym jednym gestem. Wyciszał się przy nim, a tego właśnie potrzebował. Tego spokoju i ukojenia.

Michał obudził się o w pół do piątej. Nie mógł spać, chociaż zasnął dopiero po północy. Był zdenerwowany. Chociaż wczoraj Marek pomógł mu się wyciszyć, to nie wyrzucił z siebie emocji. Po prostu je uspokoił, zdusił w sobie. Rozsadzało go od środka. Potrzebował coś zrobić, żeby nie wybuchnąć płaczem. Musiał się zmęczyć. Zawsze, kiedy był podenerwowany zmęczenie fizyczne pomagało mu się rozładować. A teraz tego właśnie potrzebował, jeśli nie chciał się rozpłakać. Wstał z łóżka i otworzył szafę Marka. Po wyjeździe Jacka zabrał swoje rzeczy do drugiego pokoju, ale przypomniał sobie, że przez nieuwagę zostawił swój dres, a potem o nim zapomniał. Starał się ubierać jak najciszej. Prysznic weźmie po powrocie, bo i tak zaraz cały się spoci.
- Gdzie idziesz? – Usłyszał cichy, nieco jeszcze zaspany, głos Marka. Zerknął na niego.
- Pobiegać.
Marek zmarszczył brwi i spojrzał na niego zaskoczony. – Od kiedy biegasz?
- Nieregularnie. A teraz mam na to ochotę – odparł spokojnie. Ale był to tylko pozorny spokój. Wygrzebał z kieszeni dresów gumkę i skrzywił się nieznacznie. Nie znosił splatać włosów, ale do jakiegokolwiek sportu zawsze to robił, bo inaczej latały mu po całej twarzy, właziły do oczu i ust. Nic przyjemnego.
- Ale o tej porze? Przecież jeszcze jest ciemno. – Nie ukrywał, że trochę go to zaskoczyło. Przecież wczoraj do późna rozmawiali. Ile Michał mógł spać godzin, trzy, cztery? Na pewno nie więcej.
- Szybko wrócę. – Nie miał zamiaru truchtać przez najbliższą godzinę. Chciał się zmęczyć szybkim biegiem, poczuć ogień w płucach i niemoc w nogach. Potrzebował tego. – Śpij. – Uśmiechnął się do niego, założył t-shirt, splótł włosy i wyszedł z pokoju. Najciszej jak potrafił zszedł po schodach, wiedząc, że rodzice Marka mają jeszcze co najmniej godzinę snu. Potem wyszedł z domu. Przez ogród przebiegł powoli, ale potem przyspieszył. Wiedział, że długo tak nie wytrzyma i za dziesięć, góra dwadzieścia minut będzie miał dosyć. O to mu chodziło. Zawsze po kłótni z ojcem wychodził pobiegać. W jakiś dziwny sposób zmęczenie fizyczne pomagało mu wytrzymywać to wszystko psychicznie. Nie był twardy i duszenie w sobie emocji nie było dobre. Nie chciał jednak płakać i użalać się, bo wtedy wpadały do głowy najgorsze myśli, a tego długo by nie wytrzymał. To był najzdrowszy sposób na wyrzucenie z siebie wszystkiego. Zdołał dobiec na boisko i zrobić kilka kółek wokół bieżni. Kiedy miał dość nie pozwolił sobie na odpoczynek, tylko zmusił się do dobiegnięcia
z powrotem do domu. Czuł się lepiej. Nie było dobrze, ale sport pomagał się rozładować i poprawić humor. Wszedł do kuchni, żeby się napić. Zaskoczony zobaczył Marka, pijącego kawę.
- Już wstałeś? – Wyciągnął z lodówki wodę i napił się. Potem lekko przyłożył sobie zimną butelkę do obolałego oka. Marek obserwował go w milczeniu.
- Michał, na pewno wszystko dobrze? – zapytał po chwili.
- Dlaczego?
- Bo nie ma jeszcze piątej, a ciebie roznosi?
Westchnął ciężko i odstawił butelkę na szafkę. – Reaguję tak na stres – przyznał. – Wracaj do łóżka. Masz dzisiaj egzamin, musisz się wyspać. – Mimo wszystko nie zapomniał.
- Nie zmieniaj tematu.
- Marek, nic mi nie jest. – Postanowił postawić na szczerość. To było najlepsze rozwiązanie. – Zawsze po kłótni z rodzicami chodziłem pobiegać. To pozwala mi się rozładować, bo zazwyczaj byłem zdenerwowany. Dlatego wczoraj byłem na ciebie taki cięty. Potem mi przeszło, ale nie na długo. Musiałem się przebiec, żeby nie chodzić cały dzień nabuzowany. Nic mi nie będzie, naprawdę.
- Na pewno? – Spojrzał na niego podejrzliwie.
- Na pewno. Jak będę się źle czuł to do ciebie przyjdę. Ale potrzebowałem się przebiec, zmęczyć, wyładować.
- No okej. Jak oko?
- Boli, ale przeżyję. Egzamin masz na jedenastą?
- Tak, a co?
- Idź się jeszcze przespać. Obudzę cię. Jest wcześnie.
- Pod warunkiem, że pójdziesz ze mną.
- Okej, ale najpierw wezmę prysznic.
Marek kiwnął głową, przystając na to. – Czekam w łóżku.

Michał z uśmiechem odprowadził go wzrokiem. To, że Marek troszczył się o niego było miłe. Niekoniecznie powiedział mu całą prawdę. Nie czuł się idealnie po tym biegu. Ale jego chłopak póki co nie musiał o tym wiedzieć. Miał egzamin wstępny. Powinien teraz skupić się wyłącznie na tym.