Rozdział
15
Marek siedział na kanapie w
domu Radka. Oglądali jakiś film, ale on nijak nie mógł się na nim skupić. Miał
nadzieję, że spotkanie z kumplem i obejrzenie jakiejś lekkiej komedii pozwoli
mu zapomnieć
o problemach, ale zwyczajnie
nie potrafił się nie martwić. Michał nie miał ochoty na spotkania
z przyjaciółmi i wysłał go
samego, choć zapewniał, że może zostać. Nie lubił ostatnio zostawiać go samego.
Nie ze świadomością, że w każdej chwili może akurat go potrzebować. To już
tydzień jak czekał aż Michał się przemoże, powie mu co go boli, wyrzuci z
siebie to wszystko. To by mu wszystko ułatwiło. Od razu byłoby mu lżej.
Pocieszyłby go i wysłuchał, a potem nie pozwoliłby mu na zbyt długie załamanie
– zapewniał go o tym już tyle razy, ale Michał zawsze zmieniał temat. Usłyszał
obok siebie śmiech Radka i sam też się zaśmiał – oglądali w końcu komedię,
prawda? Ludzie na komediach się śmiali. Ale on nie potrafił się skupić na tym
co mówią i robią aktorzy. Radek włączył pauzę, ale on zauważył to dopiero po
dłuższej chwili.
- Co jest? – zapytał.
- To ja ciebie powinienem o to
zapytać – odparł chłopak. – Dziwnie się zachowujesz. Chodzi
o Michała?
- Czy wszystkie moje problemy
muszą być związane z Michałem? – zapytał podirytowany. Wkurzało go, że wszyscy
potrafili go przejrzeć. Że widzieli, że chodzi o jego chłopaka, a on nie chciał
im mówić
o ich sprawach. Nie chciał
opowiadać co dzieje się z Michałem, a bez tego nie mogliby mu doradzić. Czemu
nie potrafił tak dobrze udawać, że wszystko gra?
- Nie, ale to łatwe do odgadnięcia.
Westchnął ciężko. Poczuł nagle
wibrację w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon. Dostał wiadomość od Michała.
Zmarszczył brwi i od razu ją odczytał.
Przyjdziesz
do domu? Potrzebuję cię.
Poczuł niepokój. Skoro Michał
sam przyznał, że go potrzebuje, po tym jak przez cały tydzień jak ognia unikał
jego wsparcia, coś musiało się stać.
- Radek, muszę iść –
powiedział.
- Coś się stało? – zapytał,
zaskoczony patrząc jak przyjaciel w pośpiechu wiąże buty.
- Nie, to znaczy nie wiem.
Zadzwonię.
Pierwszy raz piętnastominutową
drogę pokonał w pięć minut. Wszedł do domu. Uderzyła w niego głucha cisza, jak
gdyby nikogo nie było w domu. Niepewnie wszedł do środka.
- Michaś? – odezwał się, ale
nie dostał odpowiedzi. – Kochanie? – zawołał ponownie. Wszedł do kuchni i
zamarł. Na podłodze zobaczył potłuczone szkło. Michał siedział pod ścianą,
ukrywając twarz w ramionach, a jego ramiona drżały spazmatycznie. – Co się
stało? – Odgarnął szkło na bok i klęknął przy chłopaku. – Michał? – Spojrzał na
niego po chwili. Miał tak przejmująco smutny wyraz twarzy, że Marek od razu go
do siebie przytulił. Chłopak wtulił się w niego i dał upust emocjom. Rozpłakał
się. Łzy spływały mu po policzkach i wsiąkały w koszulę bruneta, ale on wcale
się tym nie przejmował. Najważniejsze było dla niego teraz, żeby mu pomóc.
Michał po chwili sam już nie
wiedział dlaczego płacze. Wszystkie duszone emocje ostatnich dwóch tygodni,
ból, który ciągle odczuwał, myśli o rodzicach, w szczególności o ojcu, wszystko
go przerosło. Chciał wyrzucić z siebie cały ból, strach i smutek. Nie był
pewien jak długo siedział na kuchennej podłodze wtulony w kochane, dające mu
ukojenie ramiona. Nie chciał ich opuszczać, ale zaczął powoli się wyciszać.
Oddech stał się spokojniejszy i tylko ból w piersi oraz łzy spływające mu po
policzkach przypominały o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Marek nic nie mówił.
Tulił go tylko do siebie, był obok. To wystarczało. Poczuł lekki pocałunek na
skroni, a potem dłoń na policzku, ocierającą ostatnie łzy. Przymknął oczy i
wtulił się w nią. Pocałował go lekko w nadgarstek.
- Przepraszam – szepnął. –
Przepraszam, że tak cię ostatnio odpychałem.
Marek rozprostował nogi i
pociągnął chłopaka na siebie. Michał usiadł mu okrakiem na kolanach
i przytulił twarz do jego
barku. Odetchnął głęboko. Jego obecność zawsze przynosiła spokój. Marek palcem
podniósł mu głowę tak, że musiał na niego spojrzeć. Delikatnie scałował
ostatnie łzy z jego policzków. Kochał go. Kochał go całym sobą.
- W porządku? – zapytał
łagodnie.
- Tak. Już nie mogłem dłużej…
Odetchnął cicho i pokiwał
głową. – Wiem. – Pocałował go w czoło. – Powiesz mi teraz co się stało, że na
podłodze jest pełno szkła?
Michał pokiwał głową. – Jak
byłeś u Radka, wyszedłem do sklepu. Na powrocie… - Przygryzł wargę. –
Spotkałem… spotkałem ojca. W domu musiałem chyba odreagować, więc poszła jedna
szklanka – zaśmiał się cicho, bez wesołości.
- Co chciał twój ojciec? –
zapytał spokojnie.
- To samo co zwykle – szepnął.
– Żebym wrócił do domu. Żebym przestał się wygłupiać. Oczywiście nie przebierając
w słowach. – Drżał lekko, co Marek wyczuł. Przytulił go mocniej i pocałował w
skroń.
- Nie musisz się powstrzymywać.
Jesteś zdenerwowany. Nie chcę, żebyś tłumił uczucia. To nie jest dobre.
Michał pokiwał powoli głową. –
Wiem. – Przymknął oczy i oparł się o jego ramię. – Po prostu trudno jest o tym
mówić.
- Mamy czas. Tyle ile
potrzebujesz.
Przenieśli się do łóżka. Michał
długi czas nic nie mówił, tylko leżał przytulony do Marka. A on go nie
poganiał. Nie miał takiego zamiaru. Kiedy w końcu zaczął, mówił cicho i
niepewnie. Marek milczał, słuchając go. Znał tą historię, wiedział, co rodzice
zrobili Michałowi. Wiedział, że był bity i wyzywany, że wysyłali go do
psychiatry, że go nie akceptowali. Ale nie wiedział co on czuł. Mógł się tylko
domyślać. Teraz to właśnie było najważniejsze. To co czuł. To nie pozwalało mu
normalnie funkcjonować.
- Bałem się go. Nie potrafiłem
ich znienawidzić, choć może i bym chciał. Potrafiłem poradzić sobie
z wyśmiewaniem w szkole, ale w
domu było jeszcze gorzej. Choć na pierwszy rzut oka wcale tak nie wyglądało.
Rodzice potrafili stwarzać pozory rodziny idealnej. Mama martwiła się tylko,
kiedy musiała, ale to nie było szczere. Gdybym im nie powiedział, że jestem
gejem, to pewnie by do tego nie doszło… ale nie sądziłem, że tak zareagują. –
Przymknął oczy. Marek pocałował go w głowę
i pogłaskał go po plecach. –
Miałem wtedy dwanaście lat. Byłem dzieciakiem, ale zdawałem sobie sprawę, jaki
jestem. Miałem nadzieję, że rodzice zareagują normalnie, dobrze… nie
spodziewałem się czegoś takiego. – Zadrżał nieznacznie. Marek lekko przejechał
dłonią po plecach chłopaka, w miejscu, gdzie miał bliznę. Ojciec chłopaka zranił
go tak właśnie wtedy. - Zamknąłem się w pokoju i płakałem. Przestraszyłem się
wtedy jak nigdy. Potem było tak codziennie, a ja nie umiałem się przed nim
bronić, matka nie powstrzymywała go. Nie bała się, po prostu było jej na jedno
co ze mną zrobi. – Poczuł pieczenie pod powiekami. – To był najgorszy okres.
Budziłem się w nocy z płaczem, miałem koszmary, zamknąłem się w sobie, miałem
same czarne myśli. Wtedy zaczynałem gimnazjum, a tam nie byłem lubiany, co
wcale nie ułatwiało mi sytuacji. – Przełknął ślinkę. Sądził, że mówienie o tym
będzie trudniejsze. Było bolesne, ale potrafił się z tym zmierzyć. – To wtedy
nauczyłem się wszystko w sobie tłumić. Nie było nikogo, z kim mógłbym o tym
porozmawiać, kto by mi pomógł. W końcu miałem dość tego płaczu, zobojętnienia
na wszystko. Tłumiłem wszystkie negatywne emocje. Ojciec bił mnie i wyzywał, ja
bałem się mu sprzeciwić i płakałem, ale potem… - Odgarnął nerwowo włosy. –
Potem zamykałem się w pokoju, pozwalałem sobie na chwilę płaczu i żalu i
zmuszałem się do działania. To z jednej strony było dobre, bo dałem radę
przeżyć tak sześć lat i się nie załamać, ale z drugiej… umiałem rozmawiać o
emocjach, umiałem je okazywać. Ale to wszystko nigdy nie chciało przejść mi
przez gardło. Kiedy postawiłem się ojcu i wyniosłem się z domu, było mi źle,
ale umiałem już sobie radzić, a ty pomogłeś mi oderwać od tego myśli. Było
dobrze aż do tego spotkania w szpitalu. Tam wszystko wróciło i to kilka razy
mocniej. Nie dawałem sobie z tym rady. Mogłem to tłumić, ale bolało. Bałem się
jednak rozmowy z tobą. Bałem się, że mówiąc o tym, załamię się. Że wrócę do
punktu wyjścia, do tego stanu, nim nauczyłem się dawać sobie z tym radę.
- A jak się czujesz? – zapytał
cicho. Tulił go do siebie, pozwalając mu mówić.
- Czuję… ulgę. Wypłakałem się
już, wyrzuciłem to wszystko i mogę o tym spokojnie mówić. Bo wiem, że to już
było, że już do tego nie wrócę. Ale jeśli jeszcze raz go spotkam… - Pokręcił
głową i odetchnął nerwowo. Marek odsunął go od siebie lekko i spojrzał mu w
oczy.
- Wtedy zrobimy to samo co
teraz. Wypłaczesz się i wygadasz. Kochanie, nikt nie jest silny we wszystkim co
go w życiu spotyka. Każdy ma jakiś słaby punkt. Nigdy więcej nie duś w sobie w
ten sposób emocji, dobrze?
- Okej. – Wtulił się w niego i
odetchnął głęboko. – Zostaniesz ze mną?
Pocałował go w czoło i
przytulił go do siebie. Marek z przyjemnością wtulił się w jego ciało i
westchnął cicho.
- Zostanę. Chcesz się przespać?
- Tak, ale bez tabletek. Nie
wysypiam się po nich zupełnie dobrze. Tylko tyle, że mam tyle snu ile
potrzebuję. Ale dam radę bez tego.
- Jesteś już spokojniejszy?
- Teraz tak. Jestem pewien, że
będzie lepiej. Wyrzuciłem to z siebie. Jest mi lżej.
- To dobrze. – Pocałował go w
czoło. – W razie czego jestem obok.
Uśmiechnął się do niego. –
Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. –
Pogłaskał go po policzku, a potem pocałował czule. – Śpij.
Wpatrywał się w śpiącego obok
chłopaka z błądzącym po ustach uśmiechem. Michał wyglądał uroczo, kiedy spał.
Brązowe włosy rozsypane były po całej poduszce, usta miał lekko uchylone,
policzki delikatnie zaczerwienione, a całe ciało rozgrzane od snu. Pierwszy raz
od dwóch tygodni spał tak spokojnie bez pomocy tabletek. Marek uśmiechnął się
lekko i pogłaskał chłopaka po policzku. Był dzień i nie był senny, ale Michał
potrzebował porządnego odpoczynku. Usłyszał nagle dźwięk otwieranych drzwi
wejściowych, a potem wołanie matki.
- Chłopcy, jesteście w domu?!
Cicho wyszedł z łóżka a potem z
pokoju, żeby mama nie wołała ich dalej i nie obudziła przypadkiem Michała.
- Jesteśmy, ale Michał śpi.
- Lepiej się czuje?
- Chyba tak. Nie robiliśmy
obiadu, zamówić pizzę? – Wiedział, że mama nie przepada za taką formą posiłku,
ale gotowanie było ostatnią rzeczą o jakiej dzisiaj myślał.
- Na liście były mrożonki, o
ile byliście na zakupach.
Marek chciał już zaprzeczyć,
ale przypomniał sobie, że Michał wspominał coś o sklepie. Zajrzał do lodówki i
uśmiechnął się pod nosem. – Są – potwierdził i wyciągnął zapiekanki. - Jak w
pracy?
- Dobrze, ale nie o tym
chciałam porozmawiać. Zastanawialiście się już gdzie chcecie mieszkać podczas
studiów?
Brunet spojrzał na kobietę
rozbawiony. - Wyrzucacie nas?
- Pewnie, że nie. – Żartobliwie
uderzyła go ścierką. – Po prostu zdajemy sobie z tatą sprawę, że obaj jesteście
dorośli i pewnie wolelibyście mieszkać sami.
- I co?
- Ciocia Ela wyprowadziła się
już dawno i od tamtego czasu jej dom stoi pusty. Mieszkanie nie jest zbyt duże,
ale w dobrym punkcie, bo obaj mielibyście blisko na uczelnie. Ciocia
ucieszyłaby się, że ktoś się nim zajmie.
Marek uśmiechnął się do matki
wesoło. Po raz kolejny docenił tolerancję jego rodziców. Bo którzy nie tylko
zaakceptowaliby ich związek, ale jeszcze mówili, że mają razem mieszkać?
- Zastanawialiśmy się nad jakąś
kawalerką – zgodził się. W ich przypadku akademik odpadał, bo wybierali się na
dwie rożne uczelnie. Mogli też dalej mieszkać z rodzicami Marka, ale jednak
obaj chcieli mieć pełną swobodę, bez zastanawiania się czy kogoś nie obudzą.
- Tata tam teraz jest. Pewnie
przyda się jakiś remont, ale jest jeszcze dużo czasu.
Usłyszał nagle stąpanie po
schodach i zaraz do kuchni wszedł Michał.
- Dzień dobry.
Marek zaśmiał się. – Raczej
dobry wieczór. – Bez skrępowania przytulił go do siebie. - Jak się czujesz?
- O wiele lepiej – stwierdził. –
Ile spałem?
Zerknął na zegar. – Jakieś
siedem godzin.
- To pewnie w nocy nijak już
nie zasnę – westchnął.
- Już ja ci pomogę zasnąć –
szepnął na tyle cicho, że tylko oni mogli to usłyszeć. Marek przygryzł wargę i
spojrzał na niego wyzywająco.
- Chłopcy, obiad.
Obaj jęknęli.
- Mamo...
Michał zaśmiał się po nosem. –
A narzekasz, że to ja psuję atmosferę – mruknął cicho.
- Ty to co innego. – Cmoknął go
w usta i pociągnął do pokoju.
- Co… robisz? – wymamrotał,
pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Marek nie mógł powstrzymać się od wywrócenia
oczami.
- Całuję cię. Mówiłem, że
pomogę ci zasnąć.
- Po tym jak najpierw mnie
zbałamucisz?
- Dobrze, że się rozumiemy. – Uśmiechnął
się szeroko i ponownie go pocałował. Zaraz potem pocałował go w szyję. Michał
mimowolnie odchylił głowę, ułatwiając mu do siebie dostęp.
- Twoi rodzice – mruknął.
- Wychodzą do teatru, za chwilę.
Do tego czasu zadowolimy się grzecznymi zabawami.
- Jeśli to nazywasz
grzecznym... – urwał, bo Marek zassał się na jego skórze. Cholera, będzie miał
malinkę jak nic. Dobrze, że miał dłuższe włosy, może da radę to zakryć. – To
nie chcę pytać co jest niegrzeczne – dokończył.
- Przestańże w końcu gadać – mruknął
i zamknął mu usta pocałunkiem. Michał posłusznie uciszył się, oddając pocałunki
coraz bardziej zapamiętale. W pewnych chwilach można było cieszyć się, że mają
całe piętro praktycznie dla siebie.
- Chłopcy, wychodzimy! – Ledwo
zdołali oderwać się od siebie. Marek odetchnął głęboko.
- Kiedy wrócicie?! – zapytał.
Na wszelki wypadek. Obaj woleli wiedzieć ile mają czasu.
- Pewnie późno. Bądźcie
grzeczni!
- Jasne! – zawołał, a ciszej
już dodał. – Niedoczekanie.
Michał zaśmiał się i przygryzł
wargę. Czuł się dobrze, pierwszy raz od dawna. I nie miało to związku tylko z
dłońmi i ustami Marka. Czuł się także lepiej psychicznie. Nie spodziewał się,
że wyrzucenie
z siebie problemów może mieć
taką funkcję terapeutyczną. Sądził raczej, że tylko pogorszy sprawę. Ale
świadomość, że z kimś się tym podzielił, wypłakał się i na dodatek było to w
jakimś stopniu przeszłością, naprawdę pomagała.
- Nad czym ty tak znowu
myślisz, hm? – Marek zadał to pytanie wprost do jego ucha i koniuszkiem języka
polizał małżowinę.
- Zaraz nad niczym nie będę
mógł myśleć – mruknął. Brunet zaśmiał się i pocałował go w usta. Potem w końcu
pociągnął go do swojego pokoju (miał większe łóżko). Marek powędrował dłońmi do
koszuli chłopaka, jak zawsze przeklinając jego tendencję do noszenia koszul na
guziki. Nie umiał go całować
i jednocześnie rozpinać tego cholerstwa. Sam szybko
pozbył się swojego t-shirta i rzucił go gdzieś na bok. Przyciągnął chłopaka do
siebie i ponownie wpił się w jego usta i od razu zaatakował językiem ich
wnętrze. Michał nie pozostawał mu dłużny i odwzajemniał pocałunek równie
żarliwie.
Poznali już trochę swoje ciała. W znacznym stopniu na ich
dwutygodniowym wyjeździe, ale także już w Warszawie, kiedy rodzice byli w
pracy. Byli dość pewni w swoich poczynaniach. Obaj od samego początku wiedzieli
do czego dążą. Marek zszedł ustami na szyję chłopaka i ugryzł go. Wiedział, że
uwielbia tą pieszczotę, a pomruki pełne aprobaty tylko utwierdzały go w tym
przekonaniu.
Michał czuł się przez niego kompletnie zniewolony i
naprawdę mu to odpowiadało. Uwielbiał to jak potrafił zwykłymi pieszczotami
doprowadzić go na skraj wytrzymałości. Czuł, że spodnie niedługo go nie
pomieszczą. Chciał się ich pozbyć, ale ręce Marka skutecznie go od tego powstrzymały.
Brunet uśmiechnął się do niego i pocałował go znowu. Dłońmi przesunął po jego
klatce piersiowej, trącając po drodze kilka razy sutki, żeby zaraz zająć się
nimi, całując i lekko przygryzając. W tym samy czasie dłonią sunął w kierunku
wypukłości na jego spodniach. Pomasował ją i chwycił jego członek przez
materiał. Michał sapnął gwałtownie.
- Marek - wyjęczał, czując jak partner stymulująco masuje
go przez materiał spodni. Marek sam rozpiął pasek i zsunął dolne części ubioru,
a potem to samo zrobił ze spodniami chłopaka. Patrzył na niego pełen pożądania.
Niemal pożerał go wzrokiem. Chciał go mieć. Przyciągnął go do siebie
i zaatakował jego usta, wsuwając do nich język. Michał
oddał pocałunek z równym zaangażowaniem. Jęknął cicho, kiedy Marek chwycił go
za pośladki, jeszcze bardziej do siebie przysuwając. Czuł jego członek na swoim
brzuchu. Jego też ożywił się chwilę temu i czekał aż ktoś się nim zainteresuje,
ale Marek chciał jeszcze chwilę go pomęczyć. Oderwał się od jego ust i
pocałunkami wytyczył drogę od jego policzka do ucha. Kiedy do niego dotarł
przygryzł jego płatek i polizał małżowinę. Michał zadrżał od przechodzącej go
fali przyjemności. Uwielbiał, kiedy to robił. – Chcesz być na górze? – Usłyszał
szept, a ciepły oddech omiótł jego policzek. Zamarł zaskoczony. Jeszcze ani
razu nie był na górze. Zdarzało mu się być bardziej aktywną stroną, obaj
odważnie sobie poczynali, ale za każdym razem to Marek kończył w nim, nie na
odwrót. Zdarzało mu sie pomyśleć o tym, ale nigdy nie odważył się zaproponować.
- A ty chcesz?
Marek w odpowiedzi tylko wymownie się uśmiechnął. Michał
odwzajemnił jego uśmiech, a w jego oczach zabłysły dobrze mu znane ogniki.
Zadrżał w oczekiwaniu. Michał zawsze wyczyniał z nim nieprawdopodobne rzeczy.
Uwielbiał to. Nikt nigdy nie wykończył go tak jak on, ani przy nikim nie czuł
się taki spełniony. Był jego pierwszym męskim partnerem i choć obaj na początku
byli pod tym względem niedoświadczeni i niepewni, teraz już nie martwili się aż
tak. Wylądowali po chwili na łóżku. Marek nie był przyzwyczajony do bycia
pasywną stroną, ale czuł przyjemne dreszcze na samą myśl o tym, że będzie miał
Michała w sobie. Szatyn zaatakował jego usta. Obaj ledwo łapali oddech,
odbierając sobie powietrze żarliwymi pocałunkami. Michał po chwili zakończył
pocałunek i pocałował go w kącik ust, w dużo czulszym geście. Przez chwilę
zajął się jego sutkami ssąc je i delikatnie gryząc, aż nie stwardniały. Słyszał
pojękiwanie kochanka i tylko dodatkowo go to nakręcało. Pocałunkami wytyczył
drogę do jego pachwin. Marek zadrżał w oczekiwaniu. Był już naprawdę
podniecony, a to, że miał chłopaka tak blisko swojego nabrzmiałego i
pulsującego przyjemnym bólem członka, doprowadzało go do szaleństwa.
- Michał – jęknął, kiedy chłopak lekko szczypał jego
skórę na wewnętrznej stronie ud. Dygotał z podniecenia.
Szatyn czuł jak łomocze mu serce, a jego członek wyraźnie
domaga się chwili uwagi, starał się to jednak przedłużyć. Polizał członek Marka
i poczuł jak chłopak zadrżał gwałtownie. Nie pierwszy raz to robili, ale reakcje
zawsze były podobne. Przez chwilę zajął się nim, całując go, liżąc i drażniąc
jego czubek. Z zadowoleniem i rosnącym pożądaniem słuchał jęków dochodzących z
ust Marka. Wziął go w końcu do ust. Brunet jęknął głośno i zaczerpnął głęboko
powietrza.
- Boże… - sapnął. Usta Michała doprowadzały go do
szaleństwa. Już nie dużo brakowało mu, żeby dojść. Wplótł palce we włosy
kochanka i usłyszał jego aprobujące mruknięcie. Lubił, kiedy przeczesywał mu
włosy i drażnił skórę na głowie. Michał po chwili wrócił do jego ust. Marek od
razu go przyjął. Ręką powędrował do jego krocza. Szatyn pisnął zaskoczony takim
posunięciem i jęknął głośno, czując dłoń zaciskającą się na jego prąciu i
poruszającą się na nim stymulująco.
- Marek – wyjęczał. – O Boże… - Jego członek od samego
początku domagał się uwagi. Czuł, że zwariuje od tego powolnego tempa.
Pocałował go, pozwalając Markowi nadal masturbować go, a sam powędrował do jego
krocza i dotknął palcem dziurki. Marek spiął się i sapnął gwałtownie.
- Mogłeś uprzedzić – wydyszał. Michał uśmiechnął się do
niego pod nosem i z szafki obok łóżka wyciągnął lubrykant. Marek rozsunął nogi,
ułatwiając mu dostęp do siebie. Odsunął rękę od jego członka i teraz
paznokciami lekko drażnił jego ramiona i plecy. Ta delikatna i zmysłowa pieszczota
pobudzała go. Powrócił z ustami do jego krocza, ale nie wziął go do ust.
Zamiast tego językiem podrażnił jego dziurkę. Doskonale wiedział jakie to
uczucie. Jakby przez całe ciało przechodził prąd. Marek zakwilił zaskoczony i
poczuł spazmy rozkoszy. To było niesamowite. Michał po chwili sięgnął po
lubrykant i wycisnął sobie trochę na dłoń. Ustami wrócił do ust kochanka, a
jego dłoń powędrowała do krocza Marka Po chwili wsunął w niego palec.
- Mich... - Nie był w stanie dokończył imienia chłopaka,
przez nagły jęk, kiedy w końcu poczuł przyjemność z penetracji. nie spodziewał
się, że to może być aż tak dobre, jak tylko przyzwyczai się do bólu. Starał się
być rozluźniony, żeby nie odczuwać tych nieprzyjemnych stron. Kiedy Michał
wsunął w niego trzeci palec spiął się, ale zaraz poczuł usta chłopaka, co
pomogło mu się rozluźnić. Po chwili jego dziurka była już zachęcająco
rozluźniona i Michał ponownie sięgnął po lubrykant. Nawilżył swój członek
i powoli wszedł w niego. Zatrzymał się na chwilę,
pozwalając mu się przyzwyczaić do swojej obecności w nim i przeczekać pierwszy
ból. Kiedy został on przyćmiony przez rozkosz, nieznośnie powoli ruszył dalej.
Marek już kilka razy sądził, że Michał przekracza granice jego wytrzymałości,
ale teraz naprawdę czuł, że zaraz zwariuje od tej rozkoszy i przyjemnego bólu.
Chciał go więcej i szybciej.
- Michaś, błagam cię – wyjęczał. Chłopak uśmiechnął się,
ale nie przyspieszył. – Zwariuję przez ciebie.
Sam zaczął się poruszać, chcąc to przyspieszyć, ale
Michał przytrzymał go nie pozwalając mu na to. Marek zakwilił pod wpływem tych
tortur, przyjemnych i dających rozkosz, a zarazem doprowadzających go do
obłędu. Czuł, że długo już nie wytrzyma i zaraz dojdzie. Michał w końcu
przyspieszył w nim i pozwolił Markowi na wytyczenie tempa. Teraz także i z jego
ust wydobywały się głośne jęki. Marek doszedł po chwili, plamiąc spermą swój
brzuch i pościel. Michał przyspieszył jeszcze trochę i po chwili doszedł w nim.
Obaj dyszeli ciężko. Po dłuższej chwili przekręcili się na bok nie odsuwając
się od siebie. Marek pocałował go, a Michał odwzajemnił pieszczotę. Pocałunek
był mniej namiętny, a bardziej czuły i spokojny. Pożądanie powoli z nich
opadało, a oni poczuli zmęczenie.
- Mówiłem, że pomogę ci zasnąć.
- To lepsze od tych tabletek.
- I zastąpi ci twoje ostatnie poranne bieganie.
Zaśmiali się. Senność powoli brała ich w swoje sidła, ale
nie opierali się. Zasnęli przytuleni do siebie.
***
Marek obudził się w naprawdę niewygodnej pozycji. Jęknął
i westchnął ciężko.
- Cholera, wszystko mnie boli – mruknął sennie pod nosem,
układając się w normalnej pozycji. Usłyszał cichy śmiech Michała.
- No nie dziwię się.
Uśmiechnął się pod nosem. – Od kiedy wstajesz wcześniej ode
mnie, hm? – mruknął, nie otwierając oczu. Odwzajemnił lekki jak wiatr
pocałunek.
- Przespałem wczoraj cały dzień. Ale wymęczyłeś mnie,
obudziłem się kilka minut temu. Dopiero szósta.
Mruknął coś niewyraźnie, wtulając twarz w poduszkę.
Michał przeczesał mu dłonią włosy. Marek uśmiechnął się pod nosem i przez
chwilę pozwalał mu na tą pieszczotę, ale zaraz otworzył oczy
i przekręcił się tak, że leżał prawie na nim. Pocałował
go czule. – Nie jesteś śpiący?
- Przespałem prawie całą dobę. Wiem, że ostatnio miałem
problemy ze snem, ale bez przesady.
Marek przyciągnął go do siebie i przytulił się. Przymknął
oczy. Michał uśmiechnął się lekko i pogłaskał go po plecach.
- Wczoraj jak spałeś rozmawiałem z mamą – odezwał się po
dłuższej chwili. Poprzedniego dnia nie poruszali już tematu mieszkania. Nie
specjalnie, tak po prostu wyszło, że rozmowa zeszła na inne tory.
- O czym? – zapytał cicho. Pocałował go w głowę.
- Moja ciocia ma mieszkanie. Kawalerkę w sumie.
Wyprowadziła się jakiś czas temu, ale nigdy nie wynajmowała mieszkania. Mama
powiedziała, że możemy tam razem mieszkać podczas studiów. – Pocałował go
lekko. – Albo dłużej. Tata miał tam wczoraj być, zobaczyć jak to wygląda.
Chociaż nikt od lat tam nie zaglądał, więc pewnie nie najciekawiej. Co ty na
to?
- Fajnie, ale co z czynszem?
Spojrzał na niego pytająco. – Co masz na myśli? Do tej
pory ciotka opłacała mieszkanie, choć bez mediów było na pewno tańsze.
- Chodzi mi o to, co z czynszem, jeśli będziemy tam
mieszkać. Nie pracujemy.
- A, to. Mieszkanie opłacą moi rodzice, a my dorzucimy
tyle, ile będziemy mieli na zbyciu.
Michał westchnął cicho. Marek spojrzał na niego pytająco.
- Twoi rodzice od jakiegoś czasu już mnie utrzymują. Nie
czuję się z tym najlepiej.
- Daj spokój.
- Nie, mówię serio. Póki nie miałem osiemnastu lat… okej.
Ale, kiedy od kiedy skończyłem osiemnastkę, to nie czuję się z tym jakoś
świetnie. Pewnie, doceniam to, ale… sam rozumiesz. Ciebie utrzymują, bo jesteś
ich synem, ale…
- Michaś – przerwał mu. – Śmiem sądzić, że od jakiegoś
czasu ciebie także traktują jak syna. I jestem pewien, że dla nich to żaden
problem. Zarabiają, dość dobrze trzeba przyznać. A jak chcesz pracować na
studiach dziennych? Kosztem nauki, opuszczonych wykładów czy zarwanych nocy?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze było dla
mnie jasne, że moi rodzice nie opłacą mi ani mieszkania, ani akademika.
Utrzymywali mnie, póki byłem z nimi pod jednym dachem i sądziłem, że będę do
tego zmuszony do skończenia studiów i rozpoczęcia normalnej pracy.
- Ale potoczyło się inaczej. Pewnie, ludzie tak żyją,
pracują na dziennych… to jest do pogodzenia. Ale skoro masz okazję nie
pracować, to po co wynajdujesz problemy? Nie widzę sensu.
- Bo nie ciebie utrzymują rodzice twojego faceta.
Westchnął ciężko. – Nie wiedziałem, że to dla ciebie
problem. Nic nie mówiłeś.
- Bo nie był aż taki. Ale co innego opłacać cały czynsz
zamiast połowy, jak to z reguły w takich układach bywa.
Zastanawiał się przez chwilę. – Wiesz co? Moi rodzice na
bank nie zgodzą się, żebyś pracował
w trakcie roku, choćby i mieli cię od tego siłą odwodzić.
Ale skoro już aż tak ci na tym zależy, to możesz pracować w wakacje. Zresztą,
pewnie obaj wtedy coś sobie znajdziemy, bo jednak dobrze jest mieć swoją kasę. Możesz
im oddać jakąś część z tego, co za ciebie płacili, skoro to jest dla ciebie aż
tak ważne. – Pocałował go lekko. – A teraz wstawaj. Tata pewnie będzie chciał
nas zabrać do tego mieszkania.
Michał uśmiechnął się i pokiwał głową. – Pomyślałbyś, że
tak to będzie?
- Co?
- Jeszcze kilka miesięcy temu. Że będziemy planować
wspólne mieszkanie, leżąc w łóżku…
Zaśmiał się cicho i odetchnął. – Szczerze, nie. Chociaż
tak, chciałem tego. Ale nie wierzyłem, że to naprawdę może się stać. Nie
sądziłem, że możesz być zakochany w takim pajacu.
Michał roześmiał się wesoło. – Fakt, sam nie wiem co w
tobie widziałem.
- Hm, pomyślmy… mój urok osobisty?
- To oksymoron? -
zaśmiał się.
Pokręcił głową z uśmiechem. – Wtedy nie sądziłem jeszcze,
że jesteś taką wredotą.
- A ja, że podkochuję się w takim palancie.
- Nie znoszę cię.
- Taaak? – Spojrzał na niego podejrzliwie. – A w nocy
wydawało mi się, że jest zupełnie inaczej.
- Weź nic nie mów, tyłek mnie boli.
Zaśmiał się. – Zawsze można wybić klin klinem.
- Ktoś tu jest niewyżyty…
- Żebym ja ci tu nie przypomniał kto w nocy był
niewyżyty.
- Boże, jak ja ciebie nie znoszę! – zaśmiał się,
przewracając chłopaka na plecy i kładąc się na nim. – Dlaczego nikt mnie nie
uprzedził, co mnie czeka, kiedy się z tobą zwiążę?
- Widziały gały co brały.
- Usprawiedliwię się długotrwałą niepoczytalnością.
- Ile jeszcze potrwa?
- Oby jak najdłużej. – Pocałował go czule. Uśmiechał się
przy tym i czuł, że Michał też się śmieje. – Kocham cię.
~*~KONIEC~*~