niedziela, 20 lipca 2014

6. Nastoletnia miłość

Rozdział 6

Paweł ziewając, przeglądał karty pacjentów. Zerknął na zegar i jęknął w duchu. Była już siedemnasta. Miał serdecznie dość pracy na dziś. Równie dobrze mógłby zrobić to w domu, ale szczerze mówiąc nie chciało mu się do niego wracać. Adam był na trzydniowej wycieczce z klasą, której zastępował wychowawcę. Wracał dzisiaj, ale w domu nie powinien być przed dwudziestą trzecią. Nie musiał się też przejmować wyprowadzaniem Maksa, bo zawiózł go dziś do rodziców. Miał ku temu powód. Chciał wyjechać gdzieś na weekend z Adamem. Ostatnio coś im się nie układało i chciał spędzić z nim trochę czasu, nie myśląc o pracy i problemach. Raczej się nie kłócili, po prostu wyraźnie się między nimi ochłodziło. Dopiero wczoraj zorientował się, że nie witają się już po pracy tradycyjnym buziakiem i jakimś czułym słówkiem, a podczas wieczornych spacerów z Maksem po prostu chodzą
i rozmawiają o bieżących sprawach. Nie było ostatnio w ich związku czasu na bliskość, czułe słówka, seks. Jak się dobrze zastanowił to taki stan utrzymywał się już od kilku tygodni. Byli jak współlokatorzy, dzielący razem łóżko i rozmawiający ze sobą rzeczowo o najważniejszych sprawach. Wiedział, że każdą parę w końcu dopadała rutyna, ale ich dopadła ona już kilka lat temu. Każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo. Ale oni nie zgadzali się z powiedzeniem, że rutyna zabija miłość. Czasem nudziła, ale dawała też poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Żeby się sobą nie znudzić potrzebowali właśnie tych znaków, mówiących wyraźnie „kocham cię”, musieli o siebie zabiegać, nie mogli odpuszczać. To było najważniejsze w związku – takie drobiazgi jak buziak na pożegnanie, wspólne rozmowy, przytulanie się podczas filmu, spacery, trzymanie się za ręce, przyniesienie kubka herbaty do łóżka w niedzielę rano. To utrzymywało związek przy życiu, a od jakiegoś czasu u nich tego brakowało. Paweł nie miał zamiaru pozwolić, żeby coś między nimi się skończyło. Stwierdził, że kiedy Adaś będzie na wycieczce stęsknią się za sobą, a potem z radością przyjmą dnia dni tylko we dwoje. Nawet wiedział już gdzie wyjadą. Kiedy rano był odwieźć Maksa do rodziców, wziął od mamy klucz do domku letniskowego jego dziadków. To było raptem kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy i dojazd nie powinien zająć im dłużej niż czterdzieści minut. Wyjadą jak tylko Adam odeśpi ten wyjazd
z dzieciarnią, jak nazywał pierwszoklasistów. Zerknął na telefon i westchnął. Adam zadzwonił, kiedy dojechali na miejsce. Wczoraj rano to Paweł wybrał numer do partnera, ale nie miał on dużo czasu. Dzisiaj nie rozmawiali jeszcze ani razu. Tęsknił, no. Choć to były tylko trzy dni, tęsknił.
O dwudziestej w końcu był w domu. Cisza aż w uszach dzwoniła. Nawet jeśli nie było Adama to zawsze był Maks, ich niezawodny towarzysz i wypełniał ciszę szczekaniem, obijaniem ogonem
o meble i stukaniem pazurami w posadzkę. Westchnął cicho i włączył radio. Potem przygotował kolację dla siebie i dla Adama – nic na ciepło, żeby nie trzeba było potem mu odgrzewać.
O dwudziestej drugiej dostał SMS od partnera. Dojechaliśmy. Będę niedługo w domu. Adam uśmiechnął się do telefonu. Nie sądził, że aż tak może się za nim stęsknić. Kiedy usłyszał w końcu szczęk zamka, wyszedł do przedpokoju. Adam z widocznym zmęczeniem wszedł do domu. Postawił na ziemi torbę i podszedł do Pawła.
- Cześć kochanie. – Pocałował go, a jemu serce podskoczyło z radości. Wystarczyło jednak, że po prostu zatęsknili.
- Hej. Stęskniłem się.
- Ja też – odparł. – Gdzie Maks?
- U rodziców. – Adam spojrzał na niego pytająco. – Wyjedziemy na weekend.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś? – Wszedł za nim do salonu. Paweł zmarszczył lekko brwi. Adam zawsze lubił wszelkie niespodzianki, szczególnie takie jak wyjazd we dwoje.
- Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. Nie cieszysz się? – zapytał, widząc jego minę.
- Cieszę – zapewnił go bez większego przekonania. – Tylko, że… ja też coś dla nas zaplanowałem na ten weekend.
Paweł zaśmiał się pod nosem z ulgą. A więc o to chodziło. – W porządku. Myślałem, żeby jechać do domku letniskowego, do Kącka, ale jak masz coś innego to możemy wybrać się innym razem, jak pogoda będzie bardziej sprzyjała do kąpieli, co?
Adam uśmiechnął się. – Dobry pomysł. – Usiadł na kanapie. – Nie wiem czy zauważyłeś, ale ostatnio jest jakoś inaczej – zaczął niepewnie.
- Zauważyłem. Dlatego pomyślałem, że wyjazd we dwoje po tym jak najpierw zatęsknimy przez te trzy dni będzie dobrym pomysłem. Nie tylko ja, jak widać.
Odetchnął. – A już myślałem, że przesadzam – zaśmiał się. – Wiesz co… w sumie to mam jeszcze lepszy pomysł. Jutro pojedziemy do Kącka, tak jak zaplanowałeś, a ja zrobię tam to co zaplanowałem.
- Okej. – Usiadł obok niego. – Naprawdę tęskniłem.
- Tak? – Przygryzł wargę.
- Mhm.
- A za czym? – Spojrzał na niego z błyskiem w oku. Paweł zaśmiał się. Przypomniały mu się początki ich związku, kiedy po najbardziej wyczerpującym dniu potrafili mieć w nocy jeszcze siły na seks. Jakby wstępowały w nich nowe siły. Pocałował go gwałtownie.
- Za tym – mruknął w jego usta. Adam uśmiechnął się, odwzajemniając pocałunki. Naprawdę zaniepokoił się, kiedy zauważył, że coś się między nimi zmieniło, ale wszystko wracało na odpowiednią drogę. Zboczyli, ale komu to się nie zdarza? Z chęcią przyjął pocałunki kochanka na szyi i odchylił głowę ułatwiając mu dostęp. – Za tym – Paweł kontynuował. – A wiesz za czym jeszcze?
- Nie, za czym? – Uśmiechnął się, dobrze wiedząc czego się teraz spodziewać. Dał mu się zaciągnąć do drugiego pokoju, gdzie mieli sypialnię. Paweł wziął sobie za cel ucałowanie chyba każdego skrawka jego ciała, zapewniając go, że za każdym z nich tęsknił. Adam śmiał się rozbawiony i z przyjemnością poddawał się pieszczotom. Kiedy poczuł jego usta na swoim nabrzmiałym członku jęknął głośno. Od jakiegoś czasu nie uprawiali już seksu i stęsknieni za swoim dotykiem odczuwali to wszystko kilka razy mocniej. Nie chciał być mu dłużny i po chwili z łatwością przewrócił Pawła na plecy, lądując na nim. – To teraz moja kolej pokazać za czym tęskniłem.

Rano obudzili się dopiero koło dziewiątej, zmęczeni intensywną nocą. Nawet Paweł, który zazwyczaj budził się o wpół do szóstej (przez co spadał na niego obowiązek spaceru z Maksem i przygotowania śniadania) nie mógł zwlec się z łóżka. Na szczęście do Kącka nie mieli daleko, więc nie przejmowali się tak bardzo czasem. Wzięli wspólny prysznic, pierwszy raz od dawna. Uświadomili sobie, że tęsknili za sobą nie tylko przez ostatnie trzy dni, ale także przez ostatnie kilka tygodni, kiedy to byli osobno, nawet siedząc razem na kanapie. Całe szczęście, że w porę zauważyli co się święci i odpowiednio zareagowali. Za bardzo zależało im na tym związku. Przez trzynaście lat mieli swoje wzloty i upadki, ale zawsze ze wszystkiego wychodzili obronną ręką. Teraz nie mogło być inaczej. Po dziesiątej załadowali do auta rzeczy na dwa dni i ruszyli. Droga zajęła im raptem trzydzieści minut. Nikt nie kierował się nad jezioro w kwietniu, kiedy pogoda nie sprzyjała jeszcze kąpielom, więc ruch był znikomy. Nie rozpakowywali się za bardzo, wyjęli tylko te potrzebniejsze rzeczy. Pogoda była dla nich przychylna i choć na plażowanie było za chłodno, to nie odpuścili sobie spaceru po lesie, który Paweł znał jak własną kieszeń. Spędził tu praktycznie całe dzieciństwo i lata nastoletnie, kiedy przyjeżdżał do dziadków. Także z Adamem byli tu kilka razy, ale on miał gorszą orientację w terenie i zdawał się na swojego chłopaka. W końcu wyszli nad jezioro. Adam przyuważył na brzegu kilka łódek.
- Może się przepłyniemy?
- A umiesz wiosłować?
Zastanawiał się chwilę. – Nauczymy się – zaśmiał się. Paweł pokręcił głową z uśmiechem.
- Jesteś niemożliwy, ale okej – zgodził się. Wypożyczyli łódkę i wypłynęli. Okazało się to prostsze nim im się wydawało. Adam od jakiegoś czasu uśmiechał się tajemniczo. Paweł domyślał się, że ma to związek z tym, co on planował na ten weekend. Był ciekawy, ale wiedział, że partner z niczym się nie zdradzi. Potrafił trzymać język za zębami. Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, wyszli na ląd. Paweł dalej nie pytał, ale tajemniczość partnera go intrygowała. Byli już tyle lat razem, a on nadal potrafił go czymś zaskakiwać. Uśmiechnął się pod nosem.
Adam nieco się stresował, choć tak naprawdę wiedział, że nie miał czym. Już od jakiegoś czasu zamierzał to zrobić, ale zawsze coś wypadało, albo pogoda była kiepska na wyjazdy, albo rodzice ich gdzieś zaprosili, albo akurat boczyli się na siebie… miał tysiące wymówek, żeby tylko nie musieć przeżywać tego stresu. Ale w końcu wziął się w garść. Są razem od trzynastu lat, na Boga. Czas najwyższy. Zatrzymał się. Wpatrywał się przez chwilę w jezioro i zachodzące słońce. Czuł dłoń Pawła, jego bliską obecność. Zawsze go to uspokajało. Jego partner mógł nawet nie zdawać sobie sprawy z jego stresu, ale i tak potrafił go uspokoić. Zupełnie nieświadomie, samą obecnością. Tak jak pewnie teraz. Odetchnął cicho. To teraz, albo nigdy. Nie stchórzy po raz kolejny. Wsadził rękę do kieszeni i zacisnął ją na małym pudełeczku. Tyle razy wymyślał już setki wyznań, tekstów, ale żaden nigdy nie wydawał mu się odpowiedni, poza tym znał siebie zbyt dobrze, żeby wierzyć, że zapamięta wszystko idealnie i nie będzie to wyglądało jakby odklepywał formułkę z pamięci. Ostatecznie postanowił więc zastanowić się po prostu co chce powiedzieć, żeby w odpowiedniej chwili mieć blade pojęcie co robić, ale nie układać formułek i nie wkuwać ich. Tak więc teraz miał po prostu mówić. Nie za bardzo wiedział co, ale kiedy już zaczął, słowa popłynęły z jego ust z niewiarygodną wręcz łatwością.
- Kochanie... – zaczął niepewnie. Paweł spojrzał na niego pytająco. – Jesteśmy razem już od trzynastu lat. Stwierdziłem, że w końcu przyszedł czas, żebym pokazał, że jesteś dla mnie najważniejszy. Dużo razy już mówiłem, że cię kocham, a teraz mam nadzieję, że nie będziesz już miał co do tego najmniejszych wątpliwości. – Odetchnął niezauważalnie i przyklęknął. – Wyjdziesz za mnie?
Paweł wpatrywał się w niego zaskoczony. Wszystkiego się spodziewał, ale o tym nawet nie pomyślał. W końcu było im razem dobrze, ale nigdy nie składali sobie tak poważnych deklaracji. Owszem, mówili sobie nieraz, że zawsze będą razem, ale ich związek nigdy nie został sformalizowany – nie tyle przez znaczne utrudnienia w prawie, co po prostu nigdy nie poruszyli tego tematu. Doskonale wiedział, że Paweł nigdy nie lubił zobowiązań. Wiedział także, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego wbrew sobie. To świadczyło tylko o tym, jak silne było ich uczucie. Zawsze wystarczało mu to, że go kocha, jest z nim, jest mu wierny. Kiedyś co prawda marzył o ślubie w gronie rodziny i przyjaciół, ale
z czasem nauczył cieszyć się z tego co ma szczególnie, że był to facet, którego kochał nad życie. Nie wyobrażał sobie życia bez niego, wierzył, że będą razem już zawsze, ale czegoś takiego nigdy się nie spodziewał. Kiedy już otrząsnął się z tego zaskoczenia, udało mu się wydusić odpowiedź twierdzącą. Paweł, gdyby go ktoś zapytał, nie potrafiłby opisać jaką poczuł w tym momencie ulgę, szczęście
i miłość. Wstał, założył mu na palec srebrny sygnet, po czym przyciągnął go do siebie i pocałował. Paweł uśmiechał się odwzajemniając pieszczotę i czuł, że partner także się śmieje.
- Kocham cię – wyznał Adam, patrząc mu w oczy.

***

Chłopcy z długiej chwili wyszli na boisko porzucać piłką do kosza. Obaj lubili koszykówkę i wydawało się to całkiem miłą odskocznią do nauki, nie skazującą ich na, nieraz nudną, obecność rodziców Marka. Matura zbliżała się wielkimi krokami – za trzy dni szykował im się pierwszy egzamin z polskiego. Ostatnie dni postanowili przeznaczyć na powtarzanie mniejszych, już wyuczonych, partii materiału. Nie chcieli wymagać od siebie za dużo, skoro zaczynali się już stresować niczego porządnie nie wykują. Marek, choć narzekał na ilość nauki narzucaną przez Michała, teraz był zadowolony, że pocierpiał i się przemęczył. Był pewien, że wzory z fizyki ma w małym palcu, a także historię sztuki opanował całkiem nieźle. Matematyki, polskiego i angielskiego uczyli się wspólnie i tych przedmiotów również był pewien. Trzeba było przyznać, że Michaś był świetnym nauczycielem. Zresztą mógł to już powiedzieć kilka miesięcy temu, kiedy pomógł mu nauczyć się całego działu z biologii i zdołał mu to wyjaśnić w ciągu niecałej godziny. On pomógł mu za to z angielskiej gramatyki, którą miał opanowaną, gdyż jeszcze w gimnazjum angielskiego uczył się hobbystycznie i znał go na całkiem zaawansowanym poziomie. Z biologii i chemii nie mógł mu pomóc, bo to nie był jego konik, ale pytał go regułek z podręcznika. Obaj mieli serdecznie dość nauki, ale satysfakcję dawały zaskoczone spojrzenia rodziców Marka, kiedy wracali z pracy i widzieli chłopców pogrążonych w nauce, pochylonych nad całymi stertami notatek, a nie – jak się pewnie spodziewali – zajętych przyjemnościami. W końcu zostawiali ich większość dnia samych, na pewno nie spodziewali się, że będą wkuwać do matury. Mimo, że ostatnie dni były cholernie męczące, to mieli teraz satysfakcję, kiedy potrafili powiedzieć w każdej chwili wymaganą regułkę, albo wyjaśnić bardziej zawiłe zagadnienie. Pracoholizm Michała jednak nie był taki zły – Marek sam nie był pewien, kiedy wziąłby się za naukę, gdyby nikt go nie pogonił i nie towarzyszył mu przy tym.
- Jedne z czego się cieszę to fakt, że czytałem wszystkie lektury – stwierdził Marek. Przynajmniej nie musiał teraz przekopywać Internetu w poszukiwaniu streszczeń.
- O tak – zgodził się i rzucił piłkę, jednocześnie zdobywając kolejny, dziesiąty już, punkt. – Ale najgorszy dla mnie będzie chyba angielski. – Wywrócił oczami. Nie, żeby jakoś szczególnie nie lubił tego języka. Zdawał sprawdziany na dobre oceny. Po prostu zawsze wszelka gramatyka i umiejętność układania poprawnych zdań umykała mu, zaraz po tym jak nauczyciel oznajmił, że zaliczył. Był pełen podziwu dla Marka, kiedy oglądał nieraz filmy bez napisów czy lektora.
- Nie zdajesz rozszerzenia, a podstawy ogarniasz. – Rzucił do kosza i zaklął pod nosem, kiedy piłka nie trafiła do celu. – Wiem o tym, sam cię pytałem. Zaufaj mi. – Uśmiechnął się do niego i zaraz odebrał mu piłkę, kiedy próbował zdobyć kolejny punkt. Biegali przez chwilę, śmiejąc się, przepychając
i próbując zabrać sobie piłkę. Nie była to dla nich żadna rywalizacja, a po prostu dobra zabawa (co nie oznaczało, że nie będą droczyć się na tym tle przez pół wieczora). Marek przejął piłkę i rzucił ją do kosza, zdobywając siódmy punkt. Przegrywał na razie trzema. Jeszcze nie tak źle, może nadgoni. Usłyszał nagle w niedalekiej odległości śmiech. Nie zwrócił na to szczególnej uwagi – teren dookoła boiska był częstym miejscem spotkań miejscowej dzieciarni i nastolatków. Było dużo ławek, policja rzadko tu bywała, więc wypicie czegoś z procentami nie stanowiło problemu, był plac zabaw
i trzepak, gdzie przesiadywał najlepsze lata swojego dzieciństwa wraz z kolegami, boisko do kosza
i piłki nożnej, bieżnia, po której aktualnie biegały jakieś dwie dziewczyny, i dość dużo niezagospodarowanego terenu, gdzie młodsze dzieciaki bawiły się teraz w berka. Wielu z tych ludzi kojarzył, w końcu większość mieszkała na jego osiedlu, ale raczej nie utrzymywał z nimi bliższych kontaktów. Czasem poszli razem na jakąś imprezę, kilka razy kopał z nimi piłkę, albo wyszedł na piwo, ale przyjaciółmi to by ich nie nazwał. Uśmiechnął się, kiedy udało mu się zdobyć ósmy punkt, a
 Michaś nadal stał na swojej dziesiątce. Może nawet wygra i będzie miał na jakim tle podroczyć się
z Michałem i podokuczać mu? Uśmiechnął się złośliwie na samą myśl o tym. Nagle ponownie usłyszał śmiech, ale teraz wydał mu się dziwnie znajomy i odruchowo zerknął w odpowiednim kierunku (przez tą chwilę nieuwagi stracił kolejny cenny punkt). Zauważył jednak kilka osób z jego klasowej paczki. Wywrócił oczami. Po tym jak zaczął chodzić z Michałem ich kontakty się rozluźniły. Nie czerpał przyjemności z rozmów z kimś, kto z niego kpił. Poza tym nigdy tak naprawdę ich nie traktował jak przyjaciół. Czasem dało się z nimi sensownie pogadać, ale na ogół mieli idiotyczne pomysły. O wiele bardziej polubił kolegów Michała i zdecydowanie mógł nazwać ich przyjaciółmi. Kilka razy byli razem na jakiejś imprezie, czy po prostu poszwędać się po mieście. Z jego byłej paczki normalnie mógł porozmawiać jedynie z Natanem. Nie żartował sobie z niego, dało się z nim pogadać o normalnych rzeczach i pośmiać się, spędzić miło czas. Jednak kontakt się rozluźnił, bo Natan nie mieszkał
w mieście, a do szkoły tylko dojeżdżał. W sumie szkoda, może nawet dobrze by się dogadywali. Teraz jednak na ławce niedaleko boiska widział Cygana – oczywiście przodującego, a także Matiego
i Patryka. No, czyli w dużym skrócie mówiąc – ludzi robiących z siebie największych idiotów pod słońcem (a może po prostu byli idiotami?). Postanowił się nimi nie przejmować. Spotka ich jeszcze tylko kilka razy na maturze, a potem będzie mógł raz na zawsze pożegnać ten niezbyt chwalebny okres jego dorastania, kiedy spędzał z nimi czas. Był pełen podziwu dla Michała, że się w nim zakochał, kiedy przebywał z chłopakami. Nie miał najlepszej opinii. A jednak Michaś znał się na ludziach.
- Zasnąłeś? – Nagłe pojawienie się chłopaka obok niego wyrwało go z zamyślenia.
- Nie, zobaczyłem ich. – Skinął lekko głową w odpowiednim kierunku. – Grajmy.
Wymiękli po następnych dwudziestu minutach. Słońce przygrzewało dziś naprawdę mocno. Marek odniósł sromotną porażkę, bo ostatecznie Michał wygrał z nim dwadzieścia do jedenastu. Zdecydowanie nie był w najlepszej formie. Zbliżała się pora obiadu i postanowili wracać do domu. Ruszyli powolnym krokiem, milcząc. Nie musieli rozmawiać, żeby czuć się razem dobrze. Mogli nic nie mówić i tylko rozmyślać o swoich sprawach i wcale nie czuli się skrępowani. – Boże, jeszcze ich tu brakowało – mruknął, widząc zbliżających się w zastraszającym tempie chłopaków. A specjalnie wybrali bardziej okrężną drogę, bo obaj nie chcieli psuć sobie nastroju konfrontacją. A tu nic. Dobremu zawsze wiatr w oczy. Marek znał zbyt dobrze swoją tendencję do niecierpliwienia się, irytacji i ogólnie swój nerwowy charakter. Potrafił się hamować przy ludziach, na których mu zależało, nawet jeśli miał ochotę się na nich wydrzeć. Ale jeśli kogoś nie lubił, to jego zdolność do spokojnego załatwienia sporu szła w cholerę.
- Cześć – rzucił, jak wypadało, ale nie miał zamiaru z nimi długo rozmawiać. – Sorry, chłopaki, ale spieszymy się trochę. Pogadamy w szkole – stwierdził. Dobrze wiedział, że raczej nie pogadają, może jedynie, kiedy będą czekać na swoją kolej do ustnej matury. Choć stres zapewne odbierze im zdolności komunikacji.
- W porządku. – Patryk machnął ręką. – Jest sprawa.
Oho, czyżby kolejna impreza z serii „upijmy się do nieprzytomności, będzie zajebiście”? I czy tylko on zawsze czuł się na tych popijawach tak źle?
- Jaka? – zapytał sucho.
- Gadałeś ostatnio z Natanem?
Pokręcił głową. – Ostatnio na zakończeniu – odparł zgodnie z prawdą. – A czemu? – Nie mógł nie zapytać.
- Nie można się z nim ostatnio skontaktować. Nie ważne.
- Jakby co, to powiem, że pytaliście. Lecimy, cześć. – Lekko pociągnął Marka za rękę i odetchnął. – Czemu sam ich widok działa na mnie jak płachta na byka?
- Bo przez ostatnie miesiące w szkole nie dawali nam dnia wytchnienia od głupich komentarzy? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Czasem miałem wrażenie, że ich rozszarpiesz.
- Aż tak mi nie ufasz?
- Tobie ufam, ale twojej zdolności samokontroli niekoniecznie. Zwłaszcza przy ludziach, których nie znosisz.
Pokiwał głową. Jak to możliwe, że Michał znał go tak dobrze? Nigdy nie wspominał o tej części jego charakteru, a Michał wyczytał to bez problemu.
- Wracajmy do domu. Znasz moją mamę, jeśli się spóźnimy na obiad, to do końca tygodnia nie da nam o tym zapomnieć – zaśmiał się.

Weszli do domu dwie minuty spóźnieni. Dosłownie dwie, a i tak od progu zostali obdarowani nieco karcącym spojrzeniem. Marek uśmiechnął się, chcąc nieco przełamać maminą złość.
- Spotkaliśmy kolegów – usprawiedliwił ich. – Zaraz przyjdziemy i… - Pociągnął Michała do łazienki, nie zważając na to, jak dziwnie mogło to wyglądać.
- Twoja mama, kiedy chce, potrafi człowieka nastraszyć samym spojrzeniem.
Marek roześmiał się na to stwierdzenie. – Wiem o tym. Zawsze tak mnie goniła do nauki.
Doprowadzili się szybko do porządku po tym małym meczu i usiedli do stołu. Niedzielne wspólne posiłki były w tym domu tradycją, do której Michał szybko przywykł i polubił to. U niego w domu czegoś takiego nie było. Ojciec jadł, oglądając telewizję, mama czytała z reguły jakąś gazetę, a on umykał do swojego pokoju, nie chcąc musieć rozmawiać z rodzicami. Tutaj było zupełnie inaczej. Rozmawiali ze sobą, śmiali się i żartowali. Podobał mu się fakt, że przy posiłku telewizor był wyłączony. Zawsze irytowało go, kiedy ktoś oglądał telewizor przy jedzeniu. Jak jadł sam, to proszę bardzo, sam tak robił. Ale z ludźmi?
- Chłopcy, spaliście ostatnio razem?
Na to bezpośrednie pytanie obaj prawie zakrztusili się napojem, którego akurat w tym samym momencie chcieli się napić. Co jak co, ale tego się nie spodziewali. Marek pierwszy odzyskał rezon (jak zwykle zresztą).
- Czemu pytacie? – zapytał niepewnie. Chyba nie chcieli z nimi rozmawiać o antykoncepcji czy innych takich? Mieli osiemnaście lat! Okres rozmów o seksie z rodzicami już dawno powinien przestać ich dotyczyć! Doskonale wiedzieli jak się zabezpieczyć. W dobie Internetu mało kto nie wiedział, jeśli tylko dobrze selekcjonował informacje. Poza tym nie uprawiali jeszcze seksu, nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Robili sobie dobrze, całowali się i pieścili, próbowali też seksu oralnego, ale nie robili nic, przy czym potrzebowaliby prezerwatyw. Marek co prawda miał pudełko w szufladzie – czasem nachodziło ich spontanicznie na pieszczoty i wolał mieć pewność, że gdyby zdecydowali się na coś więcej, to nie będą musieli się martwić tak prozaicznymi sprawami jak brak zabezpieczenia.
- Po prostu jakiś czas będziecie musieli dzielić łóżko, bo wątpię, żebyśmy kładli któregoś z was na materacu. Jacek z Elą i dziećmi przyjeżdżają na kilka dni i będziemy potrzebować wolnego pokoju – wyjaśnił ojciec. Obaj odetchnęli z ulgą. Naprawdę mieli wątpliwości, że czeka ich żenująca pogadanka
o prezerwatywach, lubrykantach, tym, że nie mają czego się wstydzić… Jakie szczęście, że ich to ominęło.
- Tylko żadnych mi ekscesów łóżkowych – zastrzegła mama. Zaśmiali się.
- Będziemy grzeczni, mamo. – Marek uśmiechnął się. Naprawdę miał dość tej rozmowy. Jacek przyjeżdża, oni będą razem spać, okej, koniec tematu. Byleby tylko nie dojść do tej bardziej krępującej rozmowy.
- Już to widzę. – Kobieta wstała i zaczęła zbierać talerze. Ojciec Marka uśmiechnął się do chłopaków złośliwie. Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z ich skrępowania.
- W razie czego w łazience jest lubrykant. – Puścił im oczko.
- Tato!
Boże, nawet jeśli faktycznie przyszłoby im do głowy robić coś więcej, to chyba wstyd po tej rozmowie im na to nie pozwoli. Konieczna była potrzebna zmiana tematu. Od razu.
- Na ile przyjeżdżają? – Jego starszy brat z rodziną przyjeżdżał do nich od czasu do czasu. Raczej dość rzadko. Kiedyś, jako dzieciak, był do niego bardzo przywiązany, ale teraz, kiedy sam praktycznie był dorosły nie potrzebował już braciszka dwadzieścia cztery na siedem do szczęścia. Co nie znaczy, że miał coś przeciwko jego towarzystwu.
- Na trzy, może cztery dni – odparł ojciec. – Od jutra. Michał, zwolnisz mu szafę?
- Tak, jasne – zgodził się. – Zaraz to zrobię.
Obaj musieli przyznać, że podobała im się perspektywa wspólnego łóżka. Dotychczas nie kryli się

z tym za bardzo, ale jednak, kiedy do czegoś między nimi dochodziło, czasem woleli udawać, że spali osobno. To był taki manewr, żeby rodzice nie poruszali intymnych rozmów i nie krępowali ich. Teraz mogli spać razem. Całkiem kusząca perspektywa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz