Rozdział
14
Marek obudził się i poczuł dość
silny ból głowy. Jęknął cicho. Na dodatek miał nieprzyjemny posmak w ustach.
Wymiotował? Kiedy? I w ogóle to gdzie on jest? Przecież po wyjściu od Marka
poszedł… cholera, gdzie on poszedł? Czuł się kompletnie zdezorientowany, nie
wybudził się jeszcze do końca,
a ból głowy wcale mu tego nie
ułatwiał. Poczuł nagle dotyk na dłoni. Spróbował otworzyć oczy, ale słońce wpadające
do pomieszczenia oślepiło go i natychmiast zacisnął powieki.
- Cholera.
- Jak się czujesz? – Usłyszał
dobrze mu znany głos. Wszędzie by go poznał. Ale co on tu robił? Przecież…
Otworzył oczy i zamrugał kilka razy, przyzwyczajając się do światła. Od razu
rozpoznał pomieszczenie, w którym się znajdował. Jego pokój, a właściwie Jacka.
Spojrzał na siedzącego obok Marka. – Co tu robisz?
Brunet uśmiechnął się pod
nosem. – Czekam aż się w końcu obudzisz.
- A dlaczego?
Marek spojrzał na niego
ogłupiały, ale zaraz odgarnął mu włosy z twarzy. – Chyba się jeszcze nie
obudziłeś, co?
- Też mam takie wrażenie.
- Michaś, dobrze się czujesz? –
zapytał ze słyszalną troską w głosie. Szatyn spojrzał na niego zdziwiony. Chyba
faktycznie jeszcze śpi. Sam nie był pewien co było jawą, a co snem.
- Ja… co się właściwie stało?
Czemu tu jestem?
Marek zmarszczył brwi. – A gdzie
miałbyś być?
- No… - Zastanowił się chwilę.
Fakt. Przecież gdyby gdzieś wczoraj poszedł, to by chyba pamiętał? Więc co? Nic
się nie wydarzyło, a on spał sobie w najlepsze? – Byliśmy na imprezie u Radka.
- Michaś, to było wczoraj
wieczorem, już popołudnie. Wiesz co, prześpij się jeszcze, jesteś zmęczony. Jak
się obudzisz to wszystko ci się poukłada. – Pogłaskał go po policzku.
Michał pokiwał głową.
Faktycznie był padnięty i pewnie dlatego wszystko mu się miesza. Ale czym był
taki zmęczony skoro było już popołudnie? O której wyszli wczoraj z tej imprezy?
Cholera, czuł się jakby ktoś mu podstawił fałszywe wspomnienia, a sen mieszał
mu się z rzeczywistością.
- Fatalnie się czuję – mruknął.
- Nie dziwię się. Chcesz się
napić?
Skinął głową i wziął od niego
kubek z herbatą. Musiał się pozbyć tego dziwnego smaku z ust. Poza tym chciało
mu się pić. – Powiesz mi co się wczoraj działo? Mam mętlik w głowie. –
Denerwował go fakt, że wspomnienia, które miał, nijak nie pasowały do obecnej
sytuacji, a na dodatek były zbyt nieprawdopodobne. Przecież nie zrobiłby czegoś
takiego. Nie on, nie Markowi!
- A co pamiętasz?
- Że byliśmy na imprezie, potem
Diana przedstawiała nam Karola i Doriana. – Tak, to ten drugi chłopak zajmował
większość jego… czego, wspomnień? Kurde, naćpał się na tej imprezie, czy co? –
A potem… - Zastanowił się
chwilę, próbując przywołać cokolwiek więcej, oprócz zwyczajnych plotek ze
znajomymi. – Gadaliśmy z Radkiem i Karolem – przypomniał sobie. – Potem ja
powiedziałem, że muszę iść do łazienki, a ty gadałeś z nimi o… skąd wiem o czym
z nimi gadałeś?
Marek patrzył na niego uważnie.
– Michaś, rozmawialiśmy z Radkiem i Piotrem, nie z Karolem.
- Piotr był na górze – zaprotestował
niepewnie.
- A niby po co miałby tam być?
– Michał był chyba naprawdę zmęczony. – Wszyscy byliśmy na dole.
Powoli wróciło do niego jakieś
bardziej wiarygodne wspomnienie. – Źle się czułem.
- Tak – zgodził się. –
Poszedłeś do łazienki i wymiotowałeś. – To stąd ten posmak w ustach. –
Poszedłem do ciebie. Zasłabłeś.
Zmarszczył brwi. – Długo byłem
nieprzytomny?
- Trochę. Byłeś w szpitalu.
Jakoś w środku nocy odzyskałeś przytomność, ale zaraz usnąłeś. Nic poważnego ci
nie było, więc pozwolili nam cię zabrać, mój ojciec podał się za twojego. Nie
pamiętasz jak wracaliśmy do domu?
- Marek, ja mało co pamiętam, a
przynajmniej nie to, o czym mówisz.
- A co pamiętasz?
- Że… - urwał. Uśmiechnął się
pod nosem i odetchnął z ulgą. – To pewnie był jakiś realistyczny sen.
- Całkiem możliwe, bo chwilę
temu nie wyglądałeś ani nie mówiłeś zbyt przytomnie. Możesz nie pamiętać tego
co się działo, okropnie się czułeś, ledwo stałeś na nogach ze zmęczenia.
Pokiwał głową, mógł w to
uwierzyć. Nadal był padnięty. Przymknął oczy. – I co powiedzieli w szpitalu?
- Długotrwały stres. – Uchylił
powieki. Marek patrzył na niego poważnie.
- Co? – Nie podobało mu się to
spojrzenie.
- Myślisz, że nie widziałem cię
przez ostatnie dwa tygodnie? Udawałeś, że nic ci nie jest.
- Daję sobie radę.
- Nie, Michał, nie dajesz.
Ukrywałeś to wszystko przede mną, a raczej próbowałeś, ale byłeś zdenerwowany.
Spaliśmy razem kilka razy, wiem, że nie mogłeś spać. Kręciłeś się jak w
ukropie.
I chodziłeś biegać, a sam
mówiłeś, że tak rozładowujesz stres. Nikt kto wstaje o wpół do piątej rano, po
tym jak wcześniej nie mógł spać do pierwszej w nocy, nie będzie czuł się
dobrze. Zamyślałeś się częściej, poza tym pewnie bolała cie głowa, co?
- Skąd wiesz? – zapytał cicho.
Faktycznie miał migrenowe bóle.
- Brałeś tabletki na ból głowy.
Michał, dałem ci czas, czekałem spokojnie, miałem nadzieję, że przyjdziesz ze
mną porozmawiać, udawałem, że nic nie widzę. Ale nie możesz żyć w stresie i nie
wysypiać się. Człowiek może wytrzymać jakiś czas śpiąc po cztery godziny, ale w
końcu go to wykończy. Jesteś osłabiony. Ojciec wykupił leki, które masz brać,
żeby przespać całą noc, i takie, które pomogą ci się uspokoić. I będziesz je
brał, Michał – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, kiedy chłopak chciał
zaprotestować. – Chyba, że szczerze porozmawiamy, wyrzucisz z siebie wszystko i
ulży ci. Twój wybór. – Był poważny jak nigdy. Musiał postawić sprawę jasno.
Albo uspokoi go rozmowa, wypłakanie się i wyrzucenie z siebie wszystkiego, albo
leki. Patrzył na niego uważnie, czekając na odpowiedź.
- Jestem śpiący.
Marek westchnął ciężko i
przetarł twarz dłonią. – Jak wolisz. Ale w każdej chwili możemy porozmawiać. –
Pocałował go lekko i wyszedł.
Michał nie był pewien ile spał
tym razem, ale chyba dość długo. Otworzył oczy i ziewnął. Głowa nadal mu
pulsowała. Przekręcił się na bok i na szafce zobaczył szklankę wody i mały
kubeczek
z tabletką. Westchnął ciężko.
Nie podobało mu się to. Nigdy nie faszerował się lekami. Miewał gorsze okresy,
czasem chodził niewyspany i zawsze prędzej czy później mu przechodziło. No ale
nigdy nie zemdlał i nigdy nie spał tak mało. Ostatecznie połknął tabletkę i
zwlókł się z łóżka. Czuł ulgę, że to wszystko okazało się tylko snem. Że jest z
Markiem. Wyszedł z pokoju i usłyszał
głuchą ciszę. Zerknął na zegar i zmarszczył brwi. Dziewiąta rano. Jakim cudem
spał tyle czasu? To dlatego był teraz taki wypoczęty. Wszedł do kuchni i
uśmiechnął się, widząc Marka, pijącego poranną kawę.
- Hej.
- Cześć. – Brunet włączył
czajnik. – Wziąłeś tabletkę? – wolał się upewnić, zbyt dobrze znał Michała.
- Tak. Czemu wstawiasz wodę?
Wypiję kawę. – Przecież mieli ekspres.
- Nie, nie wypijesz, bo wziąłeś
lek uspokajający, a nie chcę drugiej wizyty w szpitalu w ciągu trzech dni. –
Wyciągnął kubek i wrzucił do niego torebkę z herbatą. – Powinienem dać ci
melisę, ale chyba nie będę taki. – Michał uśmiechnął się pod nosem, ale Marek
nie żartował. Był cholernie poważny.
- Jesteś na mnie zły – bardziej
stwierdził niż zapytał.
Chłopak i westchnął ciężko. Sam
nie wiedział czy jest, czy nie. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony był na
niego wręcz wściekły, że dusi w sobie wszystko zamiast z nim porozmawiać, a z
drugiej martwił się o niego. Wiedział, że lekarstwa nie są rozwiązaniem na
dłuższą metę. Uspokoją go, ale nie pozbędą się problemu. Nie będzie się
stresował i będzie spał, ale nadal będzie myślał.
- Nie, Michaś, nie jestem zły.
Po prostu się martwię. – Postawił przed nim kubek z gotową herbatą. –
I nie rozumiem dlaczego nie
chcesz ze mną porozmawiać. Przecież wiem o co chodzi. Powinieneś to
z siebie wyrzucić.
- Nigdy nikomu się z tego
powodu nie wypłakiwałem. – Upił łyk herbaty. Kiedyś płakał w swoim
towarzystwie, kiedy już naprawdę nie mógł dać rady. Ale wtedy było jeszcze
gorzej. Przychodziły czarne myśli, depresyjne wręcz. Nie chciał tego.
- Więc czas najwyższy. Nie
jesteś sam i nie musisz sam sobie z tym radzić. Ale jeśli ze mną nie
porozmawiasz, to ci nie pomogę, bo nie wiem jak.
- Na pewno nie pomożesz mi
lekami – mruknął.
- Wiem, też mi się to nie
podoba. Ale nie możesz nie spać i ciągle się stresować. W końcu całkiem cię to
wykończy.
- A w czym niby pomoże mi
rozmowa?
Marek westchnął cicho i potarł
skronie. Naprawdę nie chciał się denerwować. Obiecał sobie to już wcześniej,
kiedy Michał spał. Że będzie spokojny. Jego charakter wcale mu tego nie
ułatwiał, bo łatwo wpadał w irytację. Teraz tego nie chciał.
- Wyrzucisz z siebie wszystko.
Wypłaczesz się i…
- Zrozum, ja tego nie chcę. To
tylko pogarsza sprawę. Kiedy zaczynam się nad sobą rozczulać, wtedy jest
jeszcze gorzej. Robię się płaczliwy, zniechęcony, apatyczny, mam same czarne
myśli. Już raz przez to przechodziłem i nie mam zamiaru robić tego po raz
drugi.
- Ale teraz nie jesteś sam.
- Płacz jest płacz. Zacznę o
tym myśleć, przejmować się, będę miał depresyjny nastrój… To błędne koło. Złe
myśli napędzają kolejne. Nawet nie wiesz jak ciężko to przerwać, poradzić sobie
z tym. Wolę już udawać, że nic mi nie jest, niż czuć się tak źle. – Wyszedł z
kuchni.
Marek westchnął ciężko i
pokręcił głową. Nie wiedział jak ma mu pomóc. Odstawił kubek z zimną już kawą
na szafkę. Michał siedział w salonie, wpatrywał się w telewizor. Usiadł obok
niego i objął go.
- Kochanie…
- Nie, Marek. Przepraszam. Wiem,
że się martwisz. Ale nie będę o tym mówił. Pozwól mi uporać się
z tym samemu, moim sposobem.
- To cię wykończy.
- Depresja tym bardziej.
Pokręcił głową i przytulił go.
Michał odetchnął cicho i oparł się o ramię chłopaka. Przymknął oczy.
- Michaś…
- Marek, proszę cię. Nie. Poza
tym już ci o tym mówiłem.
- O suchych faktach. Mówiłeś
jak było. Nie o tym co czułeś i co czujesz.
Westchnął ciężko i pokręcił
głową. – Nie. Przepraszam.
Marek ze zniechęconym wyrazem
twarzy wpatrywał się w ekran komputera. Pisał z Piotrem, ale szczerze mówiąc,
nie miał nastroju do gadania przysłowiowej dupie Maryni. Na biurku stała
szklanka z sokiem, który jakiś czas temu sobie przyniósł. Usłyszał w głośniku
dźwięk przychodzącej wiadomości i włączył okno z komunikatorem.
Piotrek
Jakiś
nie w sosie dzisiaj jesteś. Coś się stało?
Westchnął ciężko. Co miał mu
napisać? Że martwi się o Michała? Wtedy będzie musiał opisać mu sytuację, a nie
chciał tego robić, nie mógł dysponować prywatnymi sprawami swojego chłopaka.
Ja
Nie,
wydaje ci się.
Upił łyk soku i po raz kolejny
już westchnął ciężko. Spojrzał przez ramię. Przez otwarte drzwi pokoju widział
cały korytarz drugiego piętra, a także pokój, który zajmował Michał. On także
miał otwarte drzwi, upał był niemiłosierny i usiłowali zrobić przeciąg. Chłopak
siedział w drzwiach (zapewne najbardziej tam wiało, bo włosy latały mu dookoła
głowy) i czytał książkę. Marek przygryzł wargę. Nigdy nie przejmował się, kiedy
akurat spędzali czas osobno. Każdemu jest to potrzebne, żeby nie zwariować. Ale
martwił się o chłopaka. Nie widział jak mu pomóc i to go dobijało. Usłyszał
trzy razy dźwięk przychodzącej wiadomości. Wywrócił oczami. Piotr miał czasem
dziwną tendencję do wysyłania wiadomości po kilka słów, zamiast zawarcia
wszystkiego w jednej.
Piotrek
Wątpię.
Trochę
cię znam.
Coś z
Michałem?
Zmarszczył brwi. Chyba
faktycznie go znał.
Ja
Skąd
taki wniosek?
Piotrek
Bo
gadamy już od jakiegoś czasu
Marek wywrócił oczami i poczekał
chwilę, aż chłopak dokończy myśl. Czy on naprawdę lubił trzymać tak wszystkich
w niepewności, czy się enter sam klikał? Strasznie go to irytowało.
A ty
ani razu nie wspomniałeś o Michale.
Fakt. Unikał tematu.
Ja
Nie
pokłóciliśmy się, jeśli to masz na myśli.
Po prostu się o niego martwił,
a Michał nie chciał dać sobie pomóc. To nie była kłótnia. Co najwyżej
nieporozumienie w pewnych sprawach.
Piotrek
Więc
co?
Ja
Nic
takiego.
Ponownie obejrzał się przez
ramię. Michał nadal nie zmienił pozycji, zajmując się lekturą. Mechanicznie
odgarnął włosy za ucho i po chwili usiadł po turecku, opierając się plecami o
ścianę. Marek oderwał wzrok od chłopaka, kiedy Piotr odpisał.
Piotrek
Wiesz,
że ci nie wierzę?
Ja
Wiem.
Nie musisz. Ale serio, nie kłócimy się.
Piotrek
Zaraz
zadzwonię do twojego faceta i go wypytam, bo ty mi nic nie powiesz.
Marek zaśmiał się pod nosem.
Ja
Wątpię,
żeby cokolwiek ci powiedział. Nie ma o czym.
Chociaż z drugiej strony…
Ale
możesz wyciągnąć go na spacer i przekonać, żeby ze mną pogadał.
Ryzykuje, miesza w ich sprawy
innych ludzi… Po chwili zastanowienia kliknął enter. Przygryzł wargę, czekając
na odpowiedź. Piotr odpisywał mu dłuższą chwilę.
Piotrek
Wiesz,
że mogę. Ale mogę tylko domyślać się o co wam poszło. Mogę też próbować go
przekonywać do rozmowy z tobą, ale ty znasz Michała i jeśli on nie chce, to nic
go nie nakłoni. Poza tym nie wiem co się dzieje. Jak powiesz to spróbuję pomóc,
ale tak to będzie ciężko.
Marek westchnął ciężko. Jasne,
że mógłby mu o wszystkim powiedzieć, ale nie był pewien jak zareagowałby na to
Michał. Mógłby tylko pogorszyć, już i tak nienajlepszą, sytuację.
Ja
Sądzę,
że chyba sobie poradzimy. Po prostu Michał bywa uparty.
Piotrek
Coś o
tym wiem.
Muszę
kończyć.
Powodzenia,
stary.
Ja
Dzięki.
Pa.
Wylogował się z komunikatora, a
potem ustawił ściąganie jakiegoś filmu na wieczór i wyłączył monitor. Odszedł
od biurka i zawahał się. Nie wiedział co tak właściwie chce zrobić. W każdym
razie coś. Wyszedł z pokoju i przeszedł przez korytarz. Michał spojrzał na
niego pytająco.
- Idziesz się przejść? –
zapytał. – Mama zostawiła nam listę zakupów.
- Szczerze mówiąc nie mam
nastroju.
Westchnął cicho i usiadł obok
niego. – Słuchaj, Michaś, nie chcę się kłócić, ani nic. Nie chcesz o tym
rozmawiać, w porządku. Nie zmuszę cię. – Musiał w końcu odpuścić, jeśli nie
chciał, żeby w końcu Michał zaczął go unikać, nie chcąc z nim o tym rozmawiać.
Objął go ramieniem. – To jak? Idziesz ze mną?
- No okej.
Uśmiechnął się i pocałował go w
policzek. Wstali z podłogi i wyszli z domu. To był urok lata. Wystarczyło
założyć buty i można było wychodzić tak jak się stało. Ruszyli do pobliskiego supermarketu.
Trzymali się za ręce. Już od jakiegoś czasu obaj starali się przyzwyczaić do
takiego zachowania także na ulicy. Denerwował ich fakt, że usiłują się ukrywać.
Ostatecznie nie było tak źle. Ludzie nieraz patrzyli, ale nauczyli się ich
ignorować. Weszli do sklepu. Byli przyzwyczajeni do wspólnych zakupów i zawsze
sprawnie im to szło. Marek uśmiechnął się pod nosem. Czy takie myśli jak
„umiemy zgrać się na zakupach” nie powinny przychodzić im dopiero po latach
związku? Naprawdę przez to mieszkanie razem przechodzili to zakochanie w trybie przyspieszonym…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz