Rozdział 1
Siedział na kozetce wpatrując się w lekarza, który
wpatrywał się w niego, i zaczynało być to już nieco irytujące. Zastanawiał się
po co rodzice go tu przysłali. Przecież lekarz mu nie pomoże. Nikt mu nie
pomoże. Bo nie było w czym mu pomagać.
- Więc, Michale... - Lekarz odezwał się w końcu,
przerywając milczenie. – Co ci dolega?
- Nic – mruknął. Nic mu nie dolegało. A o tym, co rodzice
traktowali jak chorobę, nie chciał mu mówić.
- Z niczym nie trafia się do psychiatry.
Parsknął. – Cóż, jeśli ma się pieprzniętych rodziców to
tak bywa.
Michał był pewien, że lekarz chce zrobić mu wykład na
temat przekleństw i to do rodziców, ale ugryzł się w język.
- Skoro twoi rodzice twierdzą, że potrzebujesz
psychiatry, to chyba jednak coś jest nie tak, prawda? Powiedz mi.
- Nie ma o czym.
- Michale...
Chłopak westchnął ciężko i z plecaka wyciągnął kilka
kartek papieru, które następnie wręczył lekarzowi. Doktor patrzył na nastolatka
przez chwilę, po czym spojrzał na kartki. Michał w tym czasie rozejrzał się po
gabinecie. Kojarzył mu się z gabinetem dyrektora jego szkoły, tyle że miał
trochę więcej mebli. Na biurku zobaczył kilka zdjęć. Jedno z nich przedstawiało
dwóch starszych ludzi. "Pewnie rodzice doktora", pomyślał. Drugie
przedstawiało kilku młodych ludzi, na oko dwudziestoletnich, Michał domyślił
się, że to zdjęcie że studiów. Na trzecim zobaczył psa i obok niego jakiegoś
mężczyznę. Czwarte i ostatnie zdjęcie przedstawiało tego samego mężczyznę,
trzymającego psa na smyczy, i stojącego obok doktora. Michał przyglądał się
przez chwilę fotografii. Lekarz miał na sobie czarną koszulkę i jasnoniebieskie
dżinsy. Uśmiechał się do fotografa. Wyglądał nieco młodziej niż teraz, ale
brązowe oczy pozostały te same. Drugi mężczyzna miał blond włosy i ciemnoniebieskie
oczy. Michał nie mógł się nie uśmiechnąć, czuł emanujące od tych dwojga ludzi
ciepło. Dopiero po chwili dostrzegł, że mężczyźni na fotografii trzymają się za
ręce. Spojrzał niepewnie na doktora nadal czytającego wręczone mu przez Michała
kartki. Chłopak przyglądał mu się przez chwilę, patrząc przez pryzmat zdjęcia i
jakoś tak pomyślał, że być może się dogadają.
- Michale, czy te kartki są z twojego pamiętnika?
- Nie do końca. To takie opowiadanie. Choć czuję to samo
co bohater.
- Rozumiem. Jesteś jeszcze młody. Jesteś tego pewien?
Siedemnastolatek spojrzał ponownie na zdjęcie doktora i
drugiego mężczyzny i odetchnął.
- Tak, jestem pewien.
- A twoi rodzice...
- Powiedzieli, że to nienormalne i zboczone. Że ich syn
nie może być pedałem. I przysłali mnie tu. Przyszedłem dla świętego spokoju.
- Rozumiem. - Oddał mu kartki. - Homoseksualizm można
wyleczyć tylko w teorii, za pomocą terapii konwersyjnej. Nie zawsze jest to
skuteczne, jednak można próbować.
- Nie chcę nic w sobie zmieniać. I nie czuję obrzydzenia.
Akceptuję to jaki jestem. Choć na początku było trudno.
- Niewątpliwie. Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z twoimi
rodzicami.
- Nie trzeba. I tak nie zrozumieją. - Zerknął ponownie na
zdjęcie i zawahał się. - Mogę zadać panu pytanie?
Lekarz podążył za spojrzeniem chłopca i uśmiechnął się,
kiedy napotkał zdjęcie.
- Oczywiście.
- Czy pan też jest gejem?
- Tak.
- A to pana chłopak? - Lekarz ponownie przytaknął. Michał
westchnął. - Jestem w kimś zakochany - przyznał. Doktor uśmiechnął się lekko.
- W tym chłopaku, którego opisałeś w swoim opowiadaniu?
- Nie do końca, choć dużo rzeczy odwzorowałem. W
rzeczywistości on mnie nie znosi.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Trzyma się z takimi popularnymi chłopakami, wie pan...
tacy co mogą mieć każdą dziewczynę i w ogóle. Mają problem z moją orientacją.
- Dokuczają ci?
- Jak większość. - Wzruszył ramionami. - Można
przywyknąć.
- On też?
- Cóż... - zastanowił się. - W zasadzie... on sam chyba nie.
- Więc skąd wiesz, że cię nie lubi?
Michał stracił pewność siebie i zaczął analizować. Tak
właściwie to wysnuł ten wniosek tylko na podstawie obserwacji całej grupy,
nigdy nie pomyślał, że sam Marek nic złego mu nie zrobił.
- Nie wiem - przyznał.
- Powiem ci coś - stwierdził doktor. Sięgnął zdjęcie z
biurka i podał je Michałowi. - Na studiach wszyscy wiedzieli, że jestem gejem.
Nie miałem tam życia, wszyscy mi dokuczali. Adam był zawsze
w centrum uwagi, podobał mi się, choć nigdy się mną
bliżej nie zainteresował. Próbowałem czasem
z nim porozmawiać, ale on zawsze był otoczony kumplami.
Też sądziłem, że mnie nie znosi. W końcu wszyscy mnie wyśmiewali. Raz jeden podszedł
zapytać czy mam notatki z jakiegoś wykładu. Był sam
i wtedy wiedziałem, że więcej mogę nie mieć okazji na
rozmowę z nim.
- Co pan zrobił? – zapytał zaciekawiony.
Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie miałem tych notatek, ale
powiedziałem, że mam je w domu.
Michał zaśmiał się. - Poszedł z panem?
- Tak. W domu udałem, że ich szukam. Nie wiedziałem co
mam zrobić. Adam jakiś czas czekał, a potem zaczął się śmiać. Zapytałem co go
bawi, a on na to zapytał czy na pewno mam te notatki. Było mi strasznie głupio,
kiedy powiedziałem, że nie.
- Był zły? - zapytał z uśmiechem. Podobała mu się ta
historia.
- Skądże, bardziej rozbawiony. Zapytał czemu w takim
razie powiedziałem, że je mam. Nie mogłem wymyślić żadnej wymówki. Serce mi
waliło i pewnie wyglądałem dość żałośnie, a on nadal się śmiał. Nie wiedziałem
co mam ze sobą zrobić.
- I powiedział pan mu prawdę?
- Tak. Nie mogłem się powstrzymać.
- I co on na to?
- Roześmiał się jeszcze bardziej i powiedział, że jeśli
chciałem się umówić, to wystarczyło poprosić. Więc poprosiłem.
- Zgodził się?
- Tak. Zgodził się jeszcze wiele razy. Poznałem go od
innej strony niż na uczelni. I zakochiwałem się coraz bardziej, choć on nie od razu
odwzajemnił moje uczucia. Umawialiśmy się tak przez kilka miesięcy. Staliśmy
się najlepszymi przyjaciółmi. Choć ja nadal miałem nadzieję na więcej, to nie
pospieszałem go. On w końcu dał sobie szansę poczuć to samo, co ja do niego.
Michał uśmiechnął się. - Ile pan z nim jest?
Doktor szybko przeliczył w myślach. - Trzynaście lat.
- To już jak rodzina - stwierdził.
- I tak funkcjonujemy. Jak rodzina. Mówię ci to żebyś
zrozumiał, że pozory czasem mylą. Wydaje ci się, że on cię nie lubi, a może
jest zupełnie inaczej? Może ogląda się za tobą kiedy nie patrzysz. A może po
prostu cię nie zna?
- Chciałbym żeby tak było. - Uśmiechnął się i ponownie
zerknął na fotografię. – Pana rodzice to zaakceptowali?
- Nie od razu – odparł. – Pokłóciłem się z nimi o to bardzo
i przez dobre pięć lat nie utrzymywaliśmy kontaktu. Dzwoniliśmy do siebie tylko
w święta i urodziny. Potem moja siostra wychodziła za mąż
i zaprosiła na ślub mnie i Adama, a także oczywiście
rodziców. Przyjęliśmy zaproszenie, choć bałem się konfrontacji z rodzicami. Ale
obeszło się bez kłótni. Teraz to akceptują, a Adama naprawdę polubili,
szczególnie mój ojciec, mają pełno wspólnych tematów. Twoi rodzice też mogą to
zaakceptować. Musisz tylko dać im trochę czasu.
Michał uśmiechnął się słabo i pokiwał z powątpiewaniem
głową. Nie sądził żeby jego rodzice mogli coś takiego zaakceptować. Zawsze
krytykowali homoseksualistów. Kłócił się z nimi o to nieraz. Chciał jednak
wierzyć, że doktor ma rację.
- Pójdę już – stwierdził. – Dziękuję za rozmowę. Do widzenia.
- Też już kończę. Mogę podwieźć cię do domu, jeśli
chcesz.
- Nie dziękuję. Jestem rowerem – odparł. Doktor skinął
głową i odprowadził wzrokiem nastolatka do drzwi. Odstawił zdjęcie na biurko
uśmiechając się przy tym lekko i zaczął zbierać się do domu. Michał był jego
ostatnim pacjentem dzisiaj i pozwolił sobie na wcześniejsze wyjście. Papierkową
robotą zajmie się w domu. Zabrał teczkę i wyszedł z poradni psychologicznej. Z
daleka widział jeszcze Michała włączającego się na rowerze do ruchu. Dzieciak wzbudził
w nim sympatię, choć z początku wydawał mu się mrukliwy. Choć jaki miał być,
skoro rodzice wysłali go do psychiatry z takiego powodu? Westchnął cicho i
wsiadł do auta. Włączył się powoli do ruchu i ruszył do domu. Kiedy
w końcu dotarł, pies wystartował na niego z prędkością
torpedy, o mało go nie przewracając.
- Cześć Maks. – Pogłaskał go po głowie przytrzymując się
przy tym szafki, żeby go nie przewalił. Miał cholernie dużo siły. – Pan jest
już w domu? – zapytał, nasłuchując odgłosów, które mogłyby świadczyć o
obecności Adama. Nic takiego jednak nie usłyszał, więc założył psu obrożę,
zapiął smycz i wyszedł
na spacer. Musiał rozładować jego energię, bo od rana
pewnie trochę jej uzbierał. Pobiegał trochę z Maksem chcąc rozładować jego niespożyte
pokłady energii. W efekcie był bardziej zmachany od psa. W końcu jednak poczuł
głód, więc wrócili do mieszkania.
- Dzień dobry panie Pawle. – Usłyszał skrzekliwy głos
sąsiadki z drugiego piętra. Wywrócił oczami. Świetnie, jeszcze tylko tego mu
brakowało.
- Dzień dobry pani Kulczykowa – odparł, starając się
brzmieć uprzejmie. Przytrzymał Maksa za obrożę, żeby w przypływie radości nie
powalił staruszki na ziemię.
- Pana pies strasznie dzisiaj wył.
- Maks? – Zmarszczył brwi zerkając na psa. Miał może dużo
energii, ale nikt nigdy się na niego nie skarżył, był grzeczny, kiedy
zostawiali go samego.
- A ma pan innego psa?
- Nie. Przepraszam za niego, nie wiem co mu strzeliło do
głowy. – Nie był pewien czy to Maks,
w końcu w ich bloku mieszkało trochę psów, ale nie chciał
kłócić się z sąsiadką. Już wystarczająco go nie lubiła, a nie miał zamiaru psuć
sobie nastroju wdając się w czcze dyskusje. Wpuścił sąsiadkę przodem do klatki.
– Chodź Maks, noga. – Cierpliwie wlókł się za sąsiadką po schodach, a kiedy
w końcu dotarła do siebie, przyspieszył kroku. Weszli do
mieszkania. Zdjął psu obrożę, rozebrał się
i przebrał w bardziej domowe ubrania. Zrobił coś do
jedzenia i włączył telewizor w oczekiwaniu na Adama. Kiedy w końcu wrócił była już szesnasta. Przywitał go wesołym
uśmiechem, choć było widać, że jest zmęczony. Pocałowali się.
- Co, dali ci popalić w pracy?
Adam przytaknął i westchnął ciężko. – Czasem się
zastanawiam co tak lubię w nauczaniu.
- Też się zastanawiam. – Puścił mu oczko. – Głodny?
Zrobiłem obiad.
- Kochany jesteś. – Skradł mu całusa. Paweł uśmiechnął
się tylko w odpowiedzi. – Jak było w pracy?
Doktor wzruszył ramionami. – Jak zawsze. Choć miałem
nowego… hm, pacjenta.
- Czemu się zawahałeś?
- Bo nic mu nie dolega. – Usiadł na kanapie obok Adama,
gdy ten zaczął już jeść. – Jest gejem. Rodzice przysłali go do mnie żebym wybił
mu to z głowy.
- Co on na to?
- No, nie był zadowolony. Ale ja nie mam zamiaru leczyć
go, skoro nie chce. Poza tym, to i tak nigdy nie jest w pełni skuteczne.
Porozmawiałem z nim tylko. A ty jaki miałeś dzień?
- Ogólnie spokojnie, choć ostatnia klasa wykończyła mnie
kompletnie. Pierwsza liceum, jeszcze gimnazjum im w głowie. – Wywrócił oczami.
– Na szczęście pierwszaków nie uczę, to tylko zastępstwo. Ale poza tym,
normalka. Choć jak zwykle się nie uczą.
- Nauczą się na poprawę.
- Wiem. Zawsze tak robią. A ja mam za miękkie serce i
mają dwie szanse.
- I dlatego dzieciaki tak cię lubią.
- Taaa, dopóki im nie dowalę zadań domowych, jak mnie
zdenerwują – zaśmiał się. – Jutro wrócę później. Idę z dzieciakami na
wolontariat.
- Nigdy nie prowadziłeś wolontariatu.
- Wiem, ale koleżanka poszła na macierzyński, obiecałem,
że przejmę na ten czas jej klasę
i wolontariat właśnie. Więc we wtorki jakiś czas będę
wracał trochę później, ale nadrobimy, - Pocałował go.
- Okej. – Uśmiechnął się. – Masz dzisiaj jeszcze jakąś
pracę?
- A czemu?
- Tak pytam.
- Miałem sprawdzić maturzystom prace klasowe z WOSu, no i
muszę przygotować kartkówkę
z psychologii dla drugich klas, ale to nie jest takie
ważne, jeśli masz jakieś plany.
- Nie, chciałem iść na spacer, ale pracuj. Ja też
powinienem przejrzeć trochę papierów.
- Do wieczora się z tym wyrobię, to pójdziemy razem z
Maksem, co?
Paweł uśmiechnął się i pocałował partnera. Adam jakiś
czas odwzajemniał pocałunki, ale nagle zadzwonił jego telefon. Nauczyciel
wywrócił oczami. – Jak zawsze idealne wyczucie chwili – burknął wyciągając
telefon z kieszeni. – Słucham? Dzień dobry. Mam jutro o tej godzinie
wolontariat. Przejąłem chwilowo od… Tak. – Wywrócił oczami. – Rozumiem, jednak
czwarta A prosiła mnie żeby przełożyć te godziny na czwartek. Tak bardziej
pasuje im plan. – Słuchał przez chwilę. Westchnął
w końcu ciężko. – Rozumiem to doskonale, jednak ta klasa
zaczyna jutro wcześnie i nie chciałem ich trzymać do szesnastej… - Przymknął
oczy. – Dobrze. Tak, rozumiem. Dostosuję się. Do widzenia. – Rozłączył się i
westchnął sfrustrowany. – Zamorduję kiedyś tą kobietę.
Paweł uśmiechnął się pod nosem. – Spokojnie, kochanie.
Twoja szefowa nie raz już wytrącała cię
z równowagi.
- Ona jest po prostu jakaś… Ugh, dobra, nie ważne. –
Zastanawiał się przez chwilę. – Z reguły
wolontariat zajmuje kilka godzin, plus dojazdy, a muszę go przełożyć na
szesnastą , bo nie odrobiłem jakichś tam godzin z czwartą klasą. Nie mam
pojęcia o której wrócę. Przepraszam.
- Daj spokój, nie masz za co. – Pocałował go.
- Mam pracę – zaśmiał się przerywając pocałunek, choć
chętnie by tego nie robił. Paweł uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
Przez jakiś czas obaj, choć byli w jednym pomieszczeniu,
nie zamienili ani słowa. Adam w pełni pogrążył się w sprawdzaniu sprawdzianów i
przygotowywaniu listy pytań, a Paweł zagłębił się
w swoich papierach. Dopiero, kiedy koło dziewiętnastej
Maks zaczął domagać się spaceru, obaj oderwali się od swoich obowiązków.
Adamowi nie zostało już dużo i stwierdził, że może dokończyć później, a Paweł
mógł zrobić to jutro w przerwach między jednym pacjentem a drugim. Ubrali się
cieplej, bo wieczory zaczynały się robić już chłodne i wyszli objęci z domu.
Mieli swoje ulubione miejsce nad Wisłą. Było z dala od ulic i domów, raczej
nikt się tam nie kręcił, więc mogli spuścić Maksa ze smyczy. Sami usiedli na
jakimś powalonym przez burzę drzewie. Adam przytulił się do chłopaka i
odetchnął. Nadal pamiętał czasy studiów, to jak się poznali. Był bardzo
popularny, ludzie go lubili, a dziewczyny latały za nim jak głupie. Jego czasem
to męczyło, ale nie lubił narzekać. Pamiętał też Pawła, wyśmiewanego przez
wszystkich z roku, tylko ze względu na jego orientację. On sam był gejem, choć
wtedy jeszcze wstydził się tego i ukrywał prawdę, umawiając się z dziewczynami.
Kiedy Paweł uciekł się do tego drobnego podstępu okłamując go, że posiada
notatki z psychologii, naprawdę go to rozbawiło. Nigdy by nie pomyślał, że może
mu się podobać. On jednak też go zaintrygował, dlatego zgodził się na
spotkanie, a potem drugie, trzecie, czwarte… I wpadł na amen. Zakochał się w
nim jak głupi. Nagle jego własna orientacja przestała być dla niego problemem.
Choć wielu z przyjaciół wtedy się od niego odwróciło, to nie żałował. Wiedział
przynajmniej kto naprawdę go lubił. Poza tym był gotów zapłacić każdą cenę,
żeby być z Pawłem. Naprawdę go kochał i był pewien, że stanowią parę idealną.
Wtedy nie dostrzegali jeszcze swoich wad. Przyszło to dopiero później, kiedy
przeszedł im ten pierwszy okres szaleńczego zauroczenia, kiedy dojrzeli i
poznali się lepiej. Nie we wszystkim potrafili dojść wtedy do porozumienia.
Dopiero po jakimś czasie opanowali trudną sztukę kompromisów – siłą rzeczy
musieli, kiedy zdecydowali się razem zamieszkać. Adam zdołał przyzwyczaić się
do tego, że Paweł był rannym ptaszkiem i nie mógł wyleżeć w łóżku dłużej niż do
piątej trzydzieści, niezależnie od tego, o której się kładą spać. Paweł
przestał się na niego denerwować, że zostawia ciuchy porozwalane po całym
mieszkaniu. Obaj nie lubili myć naczyń i robić prania i na tym tle też mieli
trochę przebojów, tak samo jak z kolejnością wchodzenia rano do łazienki, kiedy
nie mieli czasu na wspólny prysznic. Ostatecznie jednak doszli do porozumienia,
choć Adam nadal czasem musiał gryźć się w język, kiedy miał ochotę wygarnąć co
o czymś myśli. Ale był pewien, że i Paweł czasem ma ochotę po prostu zwyczajnie
go opieprzyć. Nie byli parą idealną, różnili się pod wieloma względami.
Ratowało ich to, że umieli rozmawiać. Naprawdę dużo rozmawiali o tych
irytujących przyzwyczajeniach, szczególnie w początkowej fazie mieszkania
razem, kiedy dopiero się docierali. Poza tym byli przyjaciółmi, a bez tej nici
porozumienia żaden związek nie może przetrwać długo. No i kochali się, naprawdę
się kochali, mimo trzynastu lat razem, z dnia na dzień coraz mocniej. I chociaż
czasem naprawdę się denerwowali i mieli siebie serdecznie dość, to ostatecznie
nie mogliby bez siebie normalnie funkcjonować, żyć.
- Grosik za twoje myśli. – Usłyszał cichy głos Pawła przy
swoim uchu. Uśmiechnął się lekko.
- Myślę… myślę o tym, że jestem szczęśliwy. Naprawdę
szczęśliwy. – Odsunął się lekko od chłopaka
i spojrzał mu w oczy. – I, że cię kocham.
Pocałował go czule. Adam od razu odwzajemnił jego
pocałunek. Tym razem nie przerywali pod pretekstem pracy, czy dzwoniącego
telefonu. Nikt, ani nic im nie przeszkadzało. Chłodny wiatr delikatnie
obejmował ich przytulone ciała i splecione usta. Szum i cichy plusk rzeki był
kojący. Mogliby już tak zawsze… Świat dookoła prawie nie istniał. Żaden z nich
nie mógłby powiedzieć ile minęło czasu, ale pewnie nie dużo, bo kiedy się od
siebie odsunęli, wszystko wyglądało tak samo.
- Ja też cię kocham – szepnął Paweł. – I jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Siedzieli nad Wisłą jeszcze jakiś czas, upajając się
swoją obecnością, ale w końcu niechętnie wstali
i ruszyli objęci do domu z biegnącym obok nich Maksem.
Jaka piękna scena :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czyta p takiej wielkiej miłości :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Bardzo fajnie sie czytało,zrobiło się miło i ciepło.Tekst wzbudził we mnie bardzo pozytywne emocje.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuń