niedziela, 20 lipca 2014

1. Nastoletnia miłość

Rozdział 1

Siedział na kozetce wpatrując się w lekarza, który wpatrywał się w niego, i zaczynało być to już nieco irytujące. Zastanawiał się po co rodzice go tu przysłali. Przecież lekarz mu nie pomoże. Nikt mu nie pomoże. Bo nie było w czym mu pomagać.
- Więc, Michale... - Lekarz odezwał się w końcu, przerywając milczenie. – Co ci dolega?
- Nic – mruknął. Nic mu nie dolegało. A o tym, co rodzice traktowali jak chorobę, nie chciał mu mówić.
- Z niczym nie trafia się do psychiatry.
Parsknął. – Cóż, jeśli ma się pieprzniętych rodziców to tak bywa.
Michał był pewien, że lekarz chce zrobić mu wykład na temat przekleństw i to do rodziców, ale ugryzł się w język.
- Skoro twoi rodzice twierdzą, że potrzebujesz psychiatry, to chyba jednak coś jest nie tak, prawda? Powiedz mi.
- Nie ma o czym.
- Michale...
Chłopak westchnął ciężko i z plecaka wyciągnął kilka kartek papieru, które następnie wręczył lekarzowi. Doktor patrzył na nastolatka przez chwilę, po czym spojrzał na kartki. Michał w tym czasie rozejrzał się po gabinecie. Kojarzył mu się z gabinetem dyrektora jego szkoły, tyle że miał trochę więcej mebli. Na biurku zobaczył kilka zdjęć. Jedno z nich przedstawiało dwóch starszych ludzi. "Pewnie rodzice doktora", pomyślał. Drugie przedstawiało kilku młodych ludzi, na oko dwudziestoletnich, Michał domyślił się, że to zdjęcie że studiów. Na trzecim zobaczył psa i obok niego jakiegoś mężczyznę. Czwarte i ostatnie zdjęcie przedstawiało tego samego mężczyznę, trzymającego psa na smyczy, i stojącego obok doktora. Michał przyglądał się przez chwilę fotografii. Lekarz miał na sobie czarną koszulkę i jasnoniebieskie dżinsy. Uśmiechał się do fotografa. Wyglądał nieco młodziej niż teraz, ale brązowe oczy pozostały te same. Drugi mężczyzna miał blond włosy i ciemnoniebieskie oczy. Michał nie mógł się nie uśmiechnąć, czuł emanujące od tych dwojga ludzi ciepło. Dopiero po chwili dostrzegł, że mężczyźni na fotografii trzymają się za ręce. Spojrzał niepewnie na doktora nadal czytającego wręczone mu przez Michała kartki. Chłopak przyglądał mu się przez chwilę, patrząc przez pryzmat zdjęcia i jakoś tak pomyślał, że być może się dogadają.
- Michale, czy te kartki są z twojego pamiętnika?
- Nie do końca. To takie opowiadanie. Choć czuję to samo co bohater.
- Rozumiem. Jesteś jeszcze młody. Jesteś tego pewien?
Siedemnastolatek spojrzał ponownie na zdjęcie doktora i drugiego mężczyzny i odetchnął.
- Tak, jestem pewien.
- A twoi rodzice...
- Powiedzieli, że to nienormalne i zboczone. Że ich syn nie może być pedałem. I przysłali mnie tu. Przyszedłem dla świętego spokoju.
- Rozumiem. - Oddał mu kartki. - Homoseksualizm można wyleczyć tylko w teorii, za pomocą terapii konwersyjnej. Nie zawsze jest to skuteczne, jednak można próbować.
- Nie chcę nic w sobie zmieniać. I nie czuję obrzydzenia. Akceptuję to jaki jestem. Choć na początku było trudno.
- Niewątpliwie. Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z twoimi rodzicami.
- Nie trzeba. I tak nie zrozumieją. - Zerknął ponownie na zdjęcie i zawahał się. - Mogę zadać panu pytanie?
Lekarz podążył za spojrzeniem chłopca i uśmiechnął się, kiedy napotkał zdjęcie.
- Oczywiście.
- Czy pan też jest gejem?
- Tak.
- A to pana chłopak? - Lekarz ponownie przytaknął. Michał westchnął. - Jestem w kimś zakochany - przyznał. Doktor uśmiechnął się lekko.
- W tym chłopaku, którego opisałeś w swoim opowiadaniu?
- Nie do końca, choć dużo rzeczy odwzorowałem. W rzeczywistości on mnie nie znosi.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Trzyma się z takimi popularnymi chłopakami, wie pan... tacy co mogą mieć każdą dziewczynę i w ogóle. Mają problem z moją orientacją.
- Dokuczają ci?
- Jak większość. - Wzruszył ramionami. - Można przywyknąć.
- On też?
- Cóż... - zastanowił się. - W zasadzie... on sam chyba nie.
- Więc skąd wiesz, że cię nie lubi?
Michał stracił pewność siebie i zaczął analizować. Tak właściwie to wysnuł ten wniosek tylko na podstawie obserwacji całej grupy, nigdy nie pomyślał, że sam Marek nic złego mu nie zrobił.
- Nie wiem - przyznał.
- Powiem ci coś - stwierdził doktor. Sięgnął zdjęcie z biurka i podał je Michałowi. - Na studiach wszyscy wiedzieli, że jestem gejem. Nie miałem tam życia, wszyscy mi dokuczali. Adam był zawsze
w centrum uwagi, podobał mi się, choć nigdy się mną bliżej nie zainteresował. Próbowałem czasem
z nim porozmawiać, ale on zawsze był otoczony kumplami. Też sądziłem, że mnie nie znosi. W końcu wszyscy mnie wyśmiewali. Raz jeden podszedł zapytać czy mam notatki z jakiegoś wykładu. Był sam
i wtedy wiedziałem, że więcej mogę nie mieć okazji na rozmowę z nim.
- Co pan zrobił? – zapytał zaciekawiony.
Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie miałem tych notatek, ale powiedziałem, że mam je w domu.
Michał zaśmiał się. - Poszedł z panem?
- Tak. W domu udałem, że ich szukam. Nie wiedziałem co mam zrobić. Adam jakiś czas czekał, a potem zaczął się śmiać. Zapytałem co go bawi, a on na to zapytał czy na pewno mam te notatki. Było mi strasznie głupio, kiedy powiedziałem, że nie.
- Był zły? - zapytał z uśmiechem. Podobała mu się ta historia.
- Skądże, bardziej rozbawiony. Zapytał czemu w takim razie powiedziałem, że je mam. Nie mogłem wymyślić żadnej wymówki. Serce mi waliło i pewnie wyglądałem dość żałośnie, a on nadal się śmiał. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
- I powiedział pan mu prawdę?
- Tak. Nie mogłem się powstrzymać.
- I co on na to?
- Roześmiał się jeszcze bardziej i powiedział, że jeśli chciałem się umówić, to wystarczyło poprosić. Więc poprosiłem.
- Zgodził się?
- Tak. Zgodził się jeszcze wiele razy. Poznałem go od innej strony niż na uczelni. I zakochiwałem się coraz bardziej, choć on nie od razu odwzajemnił moje uczucia. Umawialiśmy się tak przez kilka miesięcy. Staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Choć ja nadal miałem nadzieję na więcej, to nie pospieszałem go. On w końcu dał sobie szansę poczuć to samo, co ja do niego.
Michał uśmiechnął się. - Ile pan z nim jest?
Doktor szybko przeliczył w myślach. - Trzynaście lat.
- To już jak rodzina - stwierdził.
- I tak funkcjonujemy. Jak rodzina. Mówię ci to żebyś zrozumiał, że pozory czasem mylą. Wydaje ci się, że on cię nie lubi, a może jest zupełnie inaczej? Może ogląda się za tobą kiedy nie patrzysz. A może po prostu cię nie zna?
- Chciałbym żeby tak było. - Uśmiechnął się i ponownie zerknął na fotografię. – Pana rodzice to zaakceptowali?
- Nie od razu – odparł. – Pokłóciłem się z nimi o to bardzo i przez dobre pięć lat nie utrzymywaliśmy kontaktu. Dzwoniliśmy do siebie tylko w święta i urodziny. Potem moja siostra wychodziła za mąż
i zaprosiła na ślub mnie i Adama, a także oczywiście rodziców. Przyjęliśmy zaproszenie, choć bałem się konfrontacji z rodzicami. Ale obeszło się bez kłótni. Teraz to akceptują, a Adama naprawdę polubili, szczególnie mój ojciec, mają pełno wspólnych tematów. Twoi rodzice też mogą to zaakceptować. Musisz tylko dać im trochę czasu.
Michał uśmiechnął się słabo i pokiwał z powątpiewaniem głową. Nie sądził żeby jego rodzice mogli coś takiego zaakceptować. Zawsze krytykowali homoseksualistów. Kłócił się z nimi o to nieraz. Chciał jednak wierzyć, że doktor ma rację.
- Pójdę już – stwierdził. – Dziękuję za rozmowę. Do widzenia.
- Też już kończę. Mogę podwieźć cię do domu, jeśli chcesz.
- Nie dziękuję. Jestem rowerem – odparł. Doktor skinął głową i odprowadził wzrokiem nastolatka do drzwi. Odstawił zdjęcie na biurko uśmiechając się przy tym lekko i zaczął zbierać się do domu. Michał był jego ostatnim pacjentem dzisiaj i pozwolił sobie na wcześniejsze wyjście. Papierkową robotą zajmie się w domu. Zabrał teczkę i wyszedł z poradni psychologicznej. Z daleka widział jeszcze Michała włączającego się na rowerze do ruchu. Dzieciak wzbudził w nim sympatię, choć z początku wydawał mu się mrukliwy. Choć jaki miał być, skoro rodzice wysłali go do psychiatry z takiego powodu? Westchnął cicho i wsiadł do auta. Włączył się powoli do ruchu i ruszył do domu. Kiedy
w końcu dotarł, pies wystartował na niego z prędkością torpedy,  o mało go nie przewracając.
- Cześć Maks. – Pogłaskał go po głowie przytrzymując się przy tym szafki, żeby go nie przewalił. Miał cholernie dużo siły. – Pan jest już w domu? – zapytał, nasłuchując odgłosów, które mogłyby świadczyć o obecności Adama. Nic takiego jednak nie usłyszał, więc założył psu obrożę, zapiął smycz i wyszedł
na spacer. Musiał rozładować jego energię, bo od rana pewnie trochę jej uzbierał. Pobiegał trochę z Maksem chcąc rozładować jego niespożyte pokłady energii. W efekcie był bardziej zmachany od psa. W końcu jednak poczuł głód, więc wrócili do mieszkania.
- Dzień dobry panie Pawle. – Usłyszał skrzekliwy głos sąsiadki z drugiego piętra. Wywrócił oczami. Świetnie, jeszcze tylko tego mu brakowało.
- Dzień dobry pani Kulczykowa – odparł, starając się brzmieć uprzejmie. Przytrzymał Maksa za obrożę, żeby w przypływie radości nie powalił staruszki na ziemię.
- Pana pies strasznie dzisiaj wył.
- Maks? – Zmarszczył brwi zerkając na psa. Miał może dużo energii, ale nikt nigdy się na niego nie skarżył, był grzeczny, kiedy zostawiali go samego.
- A ma pan innego psa?
- Nie. Przepraszam za niego, nie wiem co mu strzeliło do głowy. – Nie był pewien czy to Maks,
w końcu w ich bloku mieszkało trochę psów, ale nie chciał kłócić się z sąsiadką. Już wystarczająco go nie lubiła, a nie miał zamiaru psuć sobie nastroju wdając się w czcze dyskusje. Wpuścił sąsiadkę przodem do klatki. – Chodź Maks, noga. – Cierpliwie wlókł się za sąsiadką po schodach, a kiedy
w końcu dotarła do siebie, przyspieszył kroku. Weszli do mieszkania. Zdjął psu obrożę, rozebrał się
i przebrał w bardziej domowe ubrania. Zrobił coś do jedzenia i włączył telewizor w oczekiwaniu na Adama. Kiedy w końcu wrócił  była już szesnasta. Przywitał go wesołym uśmiechem, choć było widać, że jest zmęczony. Pocałowali się.
- Co, dali ci popalić w pracy?
Adam przytaknął i westchnął ciężko. – Czasem się zastanawiam co tak lubię w nauczaniu.
- Też się zastanawiam. – Puścił mu oczko. – Głodny? Zrobiłem obiad. 
- Kochany jesteś. – Skradł mu całusa. Paweł uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. – Jak było w pracy?
Doktor wzruszył ramionami. – Jak zawsze. Choć miałem nowego… hm, pacjenta.
- Czemu się zawahałeś?
- Bo nic mu nie dolega. – Usiadł na kanapie obok Adama, gdy ten zaczął już jeść. – Jest gejem. Rodzice przysłali go do mnie żebym wybił mu to z głowy.
- Co on na to?
- No, nie był zadowolony. Ale ja nie mam zamiaru leczyć go, skoro nie chce. Poza tym, to i tak nigdy nie jest w pełni skuteczne. Porozmawiałem z nim tylko. A ty jaki miałeś dzień?
- Ogólnie spokojnie, choć ostatnia klasa wykończyła mnie kompletnie. Pierwsza liceum, jeszcze gimnazjum im w głowie. – Wywrócił oczami. – Na szczęście pierwszaków nie uczę, to tylko zastępstwo. Ale poza tym, normalka. Choć jak zwykle się nie uczą.
- Nauczą się na poprawę.
- Wiem. Zawsze tak robią. A ja mam za miękkie serce i mają dwie szanse.
- I dlatego dzieciaki tak cię lubią.
- Taaa, dopóki im nie dowalę zadań domowych, jak mnie zdenerwują – zaśmiał się. – Jutro wrócę później. Idę z dzieciakami na wolontariat.
- Nigdy nie prowadziłeś wolontariatu.
- Wiem, ale koleżanka poszła na macierzyński, obiecałem, że przejmę na ten czas jej klasę
i wolontariat właśnie. Więc we wtorki jakiś czas będę wracał trochę później, ale nadrobimy, - Pocałował go.
- Okej. – Uśmiechnął się. – Masz dzisiaj jeszcze jakąś pracę?
-  A czemu?
- Tak pytam.
- Miałem sprawdzić maturzystom prace klasowe z WOSu, no i muszę przygotować kartkówkę
z psychologii dla drugich klas, ale to nie jest takie ważne, jeśli masz jakieś plany.
- Nie, chciałem iść na spacer, ale pracuj. Ja też powinienem przejrzeć trochę papierów.
- Do wieczora się z tym wyrobię, to pójdziemy razem z Maksem, co?
Paweł uśmiechnął się i pocałował partnera. Adam jakiś czas odwzajemniał pocałunki, ale nagle zadzwonił jego telefon. Nauczyciel wywrócił oczami. – Jak zawsze idealne wyczucie chwili – burknął wyciągając telefon z kieszeni. – Słucham? Dzień dobry. Mam jutro o tej godzinie wolontariat. Przejąłem chwilowo od… Tak. – Wywrócił oczami. – Rozumiem, jednak czwarta A prosiła mnie żeby przełożyć te godziny na czwartek. Tak bardziej pasuje im plan. – Słuchał przez chwilę. Westchnął
w końcu ciężko. – Rozumiem to doskonale, jednak ta klasa zaczyna jutro wcześnie i nie chciałem ich trzymać do szesnastej… - Przymknął oczy. – Dobrze. Tak, rozumiem. Dostosuję się. Do widzenia. – Rozłączył się i westchnął sfrustrowany. – Zamorduję kiedyś tą kobietę.
Paweł uśmiechnął się pod nosem. – Spokojnie, kochanie. Twoja szefowa nie raz już wytrącała cię
z równowagi.
- Ona jest po prostu jakaś… Ugh, dobra, nie ważne. – Zastanawiał się przez  chwilę. – Z reguły wolontariat zajmuje kilka godzin, plus dojazdy, a muszę go przełożyć na szesnastą , bo nie odrobiłem jakichś tam godzin z czwartą klasą. Nie mam pojęcia o której wrócę. Przepraszam.
- Daj spokój, nie masz za co. – Pocałował go.
- Mam pracę – zaśmiał się przerywając pocałunek, choć chętnie by tego nie robił. Paweł uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
Przez jakiś czas obaj, choć byli w jednym pomieszczeniu, nie zamienili ani słowa. Adam w pełni pogrążył się w sprawdzaniu sprawdzianów i przygotowywaniu listy pytań, a Paweł zagłębił się
w swoich papierach. Dopiero, kiedy koło dziewiętnastej Maks zaczął domagać się spaceru, obaj oderwali się od swoich obowiązków. Adamowi nie zostało już dużo i stwierdził, że może dokończyć później, a Paweł mógł zrobić to jutro w przerwach między jednym pacjentem a drugim. Ubrali się cieplej, bo wieczory zaczynały się robić już chłodne i wyszli objęci z domu. Mieli swoje ulubione miejsce nad Wisłą. Było z dala od ulic i domów, raczej nikt się tam nie kręcił, więc mogli spuścić Maksa ze smyczy. Sami usiedli na jakimś powalonym przez burzę drzewie. Adam przytulił się do chłopaka i odetchnął. Nadal pamiętał czasy studiów, to jak się poznali. Był bardzo popularny, ludzie go lubili, a dziewczyny latały za nim jak głupie. Jego czasem to męczyło, ale nie lubił narzekać. Pamiętał też Pawła, wyśmiewanego przez wszystkich z roku, tylko ze względu na jego orientację. On sam był gejem, choć wtedy jeszcze wstydził się tego i ukrywał prawdę, umawiając się z dziewczynami. Kiedy Paweł uciekł się do tego drobnego podstępu okłamując go, że posiada notatki z psychologii, naprawdę go to rozbawiło. Nigdy by nie pomyślał, że może mu się podobać. On jednak też go zaintrygował, dlatego zgodził się na spotkanie, a potem drugie, trzecie, czwarte… I wpadł na amen. Zakochał się w nim jak głupi. Nagle jego własna orientacja przestała być dla niego problemem. Choć wielu z przyjaciół wtedy się od niego odwróciło, to nie żałował. Wiedział przynajmniej kto naprawdę go lubił. Poza tym był gotów zapłacić każdą cenę, żeby być z Pawłem. Naprawdę go kochał i był pewien, że stanowią parę idealną. Wtedy nie dostrzegali jeszcze swoich wad. Przyszło to dopiero później, kiedy przeszedł im ten pierwszy okres szaleńczego zauroczenia, kiedy dojrzeli i poznali się lepiej. Nie we wszystkim potrafili dojść wtedy do porozumienia. Dopiero po jakimś czasie opanowali trudną sztukę kompromisów – siłą rzeczy musieli, kiedy zdecydowali się razem zamieszkać. Adam zdołał przyzwyczaić się do tego, że Paweł był rannym ptaszkiem i nie mógł wyleżeć w łóżku dłużej niż do piątej trzydzieści, niezależnie od tego, o której się kładą spać. Paweł przestał się na niego denerwować, że zostawia ciuchy porozwalane po całym mieszkaniu. Obaj nie lubili myć naczyń i robić prania i na tym tle też mieli trochę przebojów, tak samo jak z kolejnością wchodzenia rano do łazienki, kiedy nie mieli czasu na wspólny prysznic. Ostatecznie jednak doszli do porozumienia, choć Adam nadal czasem musiał gryźć się w język, kiedy miał ochotę wygarnąć co o czymś myśli. Ale był pewien, że i Paweł czasem ma ochotę po prostu zwyczajnie go opieprzyć. Nie byli parą idealną, różnili się pod wieloma względami. Ratowało ich to, że umieli rozmawiać. Naprawdę dużo rozmawiali o tych irytujących przyzwyczajeniach, szczególnie w początkowej fazie mieszkania razem, kiedy dopiero się docierali. Poza tym byli przyjaciółmi, a bez tej nici porozumienia żaden związek nie może przetrwać długo. No i kochali się, naprawdę się kochali, mimo trzynastu lat razem, z dnia na dzień coraz mocniej. I chociaż czasem naprawdę się denerwowali i mieli siebie serdecznie dość, to ostatecznie nie mogliby bez siebie normalnie funkcjonować, żyć.
- Grosik za twoje myśli. – Usłyszał cichy głos Pawła przy swoim uchu. Uśmiechnął się lekko.
- Myślę… myślę o tym, że jestem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. – Odsunął się lekko od chłopaka
i spojrzał mu w oczy. – I, że cię kocham.
Pocałował go czule. Adam od razu odwzajemnił jego pocałunek. Tym razem nie przerywali pod pretekstem pracy, czy dzwoniącego telefonu. Nikt, ani nic im nie przeszkadzało. Chłodny wiatr delikatnie obejmował ich przytulone ciała i splecione usta. Szum i cichy plusk rzeki był kojący. Mogliby już tak zawsze… Świat dookoła prawie nie istniał. Żaden z nich nie mógłby powiedzieć ile minęło czasu, ale pewnie nie dużo, bo kiedy się od siebie odsunęli, wszystko wyglądało tak samo.
- Ja też cię kocham – szepnął Paweł. – I jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Siedzieli nad Wisłą jeszcze jakiś czas, upajając się swoją obecnością, ale w końcu niechętnie wstali
i ruszyli objęci do domu z biegnącym obok nich Maksem. 

2 komentarze:

  1. Jaka piękna scena :)
    Przyjemnie się czyta p takiej wielkiej miłości :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie sie czytało,zrobiło się miło i ciepło.Tekst wzbudził we mnie bardzo pozytywne emocje.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń