Rozdział
8
Nadszedł dzień ich wyjazdu. Zawieźć miał ich ojciec Marka.
Kiedy wrócą będą musieli zająć się papierami na studia, a Marek dodatkowo
będzie miał egzamin wstępny, ale tylko z rysunku, więc nie musiał się aż tak
bardzo uczyć, bo miał to opanowane. Jedynym ich zmartwieniem więc były tylko
wyniki matur, ale byli dobrej myśli i chcieli się dobrze bawić przez ten czas.
Zanim wyszli dostali jeszcze setki instrukcji od matki Marka (jak gdyby
pierwszy raz wyjeżdżał bez rodziców. No dobra, pierwszy raz z chłopakiem i na
dwa tygodnie, a nie na trzy dni ze znajomymi pod namiot, ale teraz będzie pewnie
mniej pił niż na tamtych wyjazdach. Co najwyżej noce mogą być ciekawsze, ale
czy to coś złego? Żeby zaraz tak panikować?). Wysłuchali ich wszystkich
spokojnie, a potem załadowali się do auta. Dwa tygodnie tylko we dwoje.
Dosłownie tylko, bo w pensjonacie nie powinno być wielu gości, jeśli w ogóle
jacyś będą. Na pewno będą spotykać wujka Marka, ale kto by się tym przejmował.
Marek dobrze znał Starą Kiszewę, spędzał tam każde wakacje, póki wyjazdy z
rodzicami wydawały się atrakcyjne. Potem ciekawsze zaczęło być zostanie w domu
i zrobienie imprezy. A teraz jechał tam z Michałem. I to na dwa tygodnie! Jak
tu się nie cieszyć?
- No, dzieciaki, jesteśmy. – Ojciec zatrzymał samochód i
spojrzał na nastolatków. – Grzeczni bądźcie.
I dzwońcie, żeby mama nie panikowała – pouczył ich. –
Wujek da wam kluczyk. Bawcie się dobrze.
Pożegnali się i wysiedli z samochodu, zabierając swoje
torby. Michał był tu pierwszy raz. Dziwne, że za dzieciaka nigdy nie
przyjeżdżał tutaj z rodzicami, albo w jakiekolwiek inne urokliwe miejsca.
Zawsze woleli ciągać go nad morze, kisić się na tej zaludnionej plaży, gdzie
nie można było się ruszyć, żeby komuś nie wleźć na koc, a potem chwalić się
przed znajomymi, ze znowu spędzali urlop w tym fajnym pensjonacie. Prawie
wywrócił oczami. Rozejrzał się dookoła. Okolica była wprost sielankowa. Otaczał
ich las i pole, które skutecznie oddzielało ich od miasteczka. Ludzi, jak na
razie, zero. W całym gospodarstwie znajdowało się kilka domków, ale oddalone od
siebie były w rozsądnych odległościach, więc nawet jeśli ktoś przyjedzie, to
nie będą sobie wadzić.
Marek także z uśmiechem taksował okolicę. Wakacje tutaj
zawsze były fajne. Dla dzieciaka, który lubił wyjeżdżać z rodzicami i wydurniać
się z ojcem. Potem dla nastolatka, któremu po prostu nudziło się
w domu, a towarzystwo staruszków i wujka nie było złe.
Teraz wiedział, że po tym wyjeździe, to miejsce będzie kojarzyło mu się jeszcze
lepiej. Uśmiechnął się do Michała, który także rozglądał się dookoła, z lekkim
uśmiechem.
- Chodź. Poszukamy wujka. – Ruszył pewnie w kierunku
głównego budynku gospodarstwa. Michał szedł obok niego. Nie mógł się nie
uśmiechnąć, widząc, że gospodarstwo było faktycznie gospodarstwem przez duże G.
Zobaczył krowy pasące się na trawie, kury biegały luzem, a nieco dalej była
zagroda, ale nie mógł odgadnąć dla jakiego zwierzęcia, gdyż aktualnie była
pusta. Odpowiadało mu to. Uwielbiał wieś, bo za dzieciaka dużo czasu spędzał u
dziadków na wsi.
Marek zapukał do drzwi, a potem nadusił dzwonek, ale nikt
nie otworzył. – Pewnie jest za domem – stwierdził. Poruszał się pewnie po
okolicy. Znaleźli starszego mężczyznę, rąbiącego drewno. Na widok swojego
siostrzeńca przerwał pracę i uśmiechnął się szeroko.
- No, kogo moje oczy widzą. – Uściskał go. – Urosłeś,
chłopie. – Marek zaśmiał się na to stwierdzenie. Ostatni raz był tu w wieku
czternastu lat, a wtedy faktycznie do najwyższych nie należał.
- Wujku, poznaj, to jest Michał, mój chłopak – przedstawił
ich sobie. Mężczyzna uścisnął chłopakowi rękę. Uwadze Michała nie uszło, że ma
spracowane dłonie. Musiał większość życia spędzać na pracy. Po przedstawieniu
mężczyzna udał się na poszukiwania kluczyka.
- Ktoś przyjedzie w najbliższym czasie?
- Gdybym miał duży ruch, to nie dałbym wam się tu byczyć
za darmo – zażartował. – Od dwóch dni jest tylko jeden gość, przyjechał tu
głównie na ryby. Mieszka jednak w domku kawałek dalej, więc małe
prawdopodobieństwo, że go spotkacie. Mama prosiła mnie, żebym wam zaopatrzył
kuchnię. Jak będziecie chcieli mleko czy jajka to po prostu mówcie, tak samo z
drewnem, tylko mi nic nie podpalić – mówił. Wręczył Markowi kluczyk i pokazał
do którego domku mają się udać.
Wyszli z budynku uśmiechnięci. Michał musiał przyznać, że
wujek Marka jest naprawdę sympatycznym człowiekiem. Czy on całą rodzinę miał
taką miłą?
- Chodź do środka. – Marek pociągnął go lekko za rękę.
Domek okazał się przyjemną, drewnianą chatką. Przed nią
stała huśtawka ogrodowa. Było także palenisko. Na ganku stał stolik i dwie
ławeczki. Był też grill. Dach był skośny (Michał, nie wiedzieć czemu, strasznie
lubił takie budownictwo), a na piętrze widać było balkon. Weszli do środka. Wystrój
także był miły dla oka. W salonie stały dwie, wyglądające na wygodne, kanapy
oraz ława. Michał uśmiechnął się, kiedy zobaczył kominek (Marek zakodował sobie
wtedy w głowie, żeby pójść do wujka po drewno i rozpalić wieczorem). Pod ścianą
była wysoka szafa. Był także telewizor, ale średnia nadzieja, że dobrze
odbierał. Kuchnia była połączona z salonem. Nie była dużych rozmiarów, ale
urokliwie urządzona. Pod sufitem podwieszona była półka z różnymi bibelotami. Na
jednej z szafek poustawiane były przeróżne przyprawy, a także puszki z kilkoma
rodzajami herbaty. Stał tam także mały stolik, w sam raz do wypicia porannej
kawy. Michał przeszedł przez salon (po drodze zauważył we wnęce drzwi do
łazienki) i podszedł do okna. Widok, który tam zobaczył, naprawdę go zaskoczył
i oczarował. Byli otoczeni przez las, a za domkiem znajdował się mały staw i
pomost. Był miłośnikiem przyrody i naprawdę mu się to podobało. Poczuł nagle
obejmujące go w pasie ramiona
i ciepły oddech na karku. Oparł się o jego tors.
- I jak? – zapytał Marek, opierając brodę na jego
ramieniu.
- Podoba mi się – odparł. – Naprawdę.
- Wiedziałem – zaśmiał się. Cmoknął go w policzek. – Chodź
na górę, z balkonu też jest ładny widok.
Zanim wyszli na taras, Marek zaprowadził go do pokoju.
Michał zdziwił się lekko, widząc dwuosobowe łóżko. Oczywiście ucieszył się z
tego, ale nie sądził, że rodzice Marka nie tylko pozwolą im na wyjazd, ale
także ułatwią takie rzeczy. Sam pokój pomalowany był na brzoskwiniowo. Nie był
za duży i większą część zajmowało łóżko, ale po obu jego stronach były też
szafki nocne i lampki,
a w przeciwległym kącie pokoju znajdowała się szafa na ciuchy.
Zostawili tam torby i wyszli na balkon. Marek nie kłamał, mówiąc że stąd widok
jest cudny. Michał dojrzał, że ten staw nie był jedynym, bo znajdował się taki
średnio na trzy domki, ale mógł się mylić. Las otaczał praktycznie cały teren
ośrodka, ale do miasteczka prowadziła droga przez pole.
- Stawy są zarybiane – powiedział nagle Marek. – Łowiłeś
kiedyś ryby?
- Nie. Ojciec co prawda kiedyś jeździł, ale nigdy mnie nie
zabierał.
- To cię potem nauczę, jak będziesz miał ochotę. Wujek na
pewno ma jakieś wędki.
Po rozpakowaniu się i odświeżeniu po podróży, wyszli na
zewnątrz. Matka natura była dla nich przychylna i początek czerwca był już
całkiem ciepły, więc porzucili bluzy na rzecz krótkich spodenek
i t-shirtów. Mieli doskonałe nastroje. Spacerowali, żartowali,
dogryzali sobie wzajemnie i oczywiście trzymali się za ręce, przytulali i
skradali sobie całusy. Nie musieli się martwić, że ktoś krzywo na nich spojrzy
z jednego powodu – nikogo tu nie było. Dobrym pomysłem był przyjazd przed
sezonem. Usłyszeli nagle szczekanie. Marek odwrócił się odruchowo i zaśmiał się
na widok biegnącego w ich kierunku psa, który po chwili dopadł do nich merdając
ogonem.
- Cześć, Pchełka. – Pozwolił jej polizać sobie twarz, ale
zaraz odsunął jej pysk.
- Pchełka? – Michał z powątpiewaniem patrzył na ogromnego
leonbergera, który siedząc sięgał mu wyżej niż do pasa. Marek zaśmiał się.
- Wujek nazwał ją tak w zasadzie dlatego, że kiedy wziął
ją ze schroniska miała pełno pcheł. Faktycznie nie pasuje.
Wieczorem w końcu sprawdzili zawartość lodówki. Bo
intensywnym dniu ich brzuchy wydawały dźwięki jak buldożery. Michał zaśmiał
się, wyjmując wino.
- Myślisz, że to też był pomysł twoich rodziców?
- Nie sądzę. Choć tata mógł maczać w tym palce. Pewnie
wujek chciał nam umilić wieczory.
- Raczej noce. – Puścił mu oczko. Marek przygryzł wargę i
zbliżył się do niego. Michał uśmiechnął się tylko. Ani nie zaprotestował, ani
nie zareagował na jego dotyk. – Robimy grilla?
Marek jęknął cierpiętniczo. – Człowieku, ty naprawdę nie
potrafisz wczuć się w atmosferę?
- Nie na głodniaka – odparł ze złośliwym uśmieszkiem.
- Mówiłem już, że cię nie znoszę?
- Dzisiaj jeszcze nie – zaśmiał się.
- To mówię teraz. Nie znoszę cię.
- Też cię kocham. – Pocałował go lekko. Marek nie pozwolił
mu przerwać tak łatwo pocałunku
i przyciągnął go do siebie. Michał nie miał zamiaru
protestować i odwzajemniał pocałunki chłopaka. Trwało dość długo, zanim się od
siebie oderwali, ale mimo wszystko nie chcieli się z niczym spieszyć, byli
cholernie głodni, a na dodatek wujek zapowiedział, że wpadnie do nich
wieczorem. Nie chcieli stawiać się w takiej sytuacji.
Wieczorem, tak jak Marek zamierzał, rozpalili w kominku.
Ogień przyjemnie trzaskał, a oni siedzieli na kanapie, całując się. Nie
spieszyli się z niczym. Mieli całą noc. Nie musiało zajść między nimi nic
więcej niż do tej pory i nie zajdzie, jeśli się na to nie zdecydują. Poznali
już trochę swoje ciała, wiedzieli co daje im przyjemność i jak doprowadzić się
do spełnienia, ale żaden z nich nie był nigdy z facetem. Nie w ten sposób.
Michał nigdy nie miał chłopaka, a Marek dotychczas spotykał się wyłącznie z
dziewczynami. Znali teorię, ale nie chcieli robić nic na siłę. Wyjątkowo zdrowo
do tego podchodzili, jak na wiek, kiedy buzowały hormony. Zaopatrzyli się w
prezerwatywy i lubrykant, ale tylko na wszelki wypadek. Niczego od siebie nie
wymagali. Obojgu dawało poczucie bezpieczeństwa
i komfortu, że w każdej chwili mogli zaprotestować. Ich
pocałunki stawały się coraz żarliwsze. Górnych części garderoby pozbyli się
dość szybko. To nie była dla nich nowa sytuacja. Czuli się pewnie i wiedzieli
co robić. Marek przejął aktywną stronę, całując go i ustami pieszcząc jego
sutki, a Michał poddał się mu z przyjemnością. Uwielbiał jego pieszczoty.
Starali się nie myśleć o tym, do czego może dojść. W końcu nie musiało. Mieli
dużo czasu.
Wszystko wskazywało na to, że jednak dojdzie. Ich
pieszczoty stawały się coraz bardziej odważne
i zachłanne. Obaj chcieli czegoś więcej i wcale tego nie
ukrywali. Obaj wyrazili niemą zgodę na to, że Marek będzie stroną aktywną.
Domyślał się co powinien zrobić. Żałował jednak, że zna to tylko od teorii. Nie
chciał go skrzywdzić.
- Mów, jeśli będzie coś nie tak – poprosił. Nie miał
zamiaru sprawić mu bólu. Chciał wiedzieć, jeśli ma się wycofać. Nie zniósłby,
gdyby go zranił. Sięgnął po stojący niedaleko lubrykant, a także prezerwatywy.
Chociaż obojgu myślenie przychodziło teraz ciężko, to nie miał zamiaru o tym
zapominać. Kiedyś, za parę lat, może będą mogli sobie pozwolić na seks bez
prezerwatyw. Marek wycisnął sobie trochę żelu na dłoń i powędrował nią pomiędzy
nogi Michała. Zawahał się, ale tylko przez chwilę. Obaj tego chcieli. Byli
podnieceni. Pożądali siebie. Wszystko było w porządku. Jeśli tylko będzie
delikatny, to nic się nie stanie. Oo chwili wsunął w niego pierwszy palec.
Michaś spiął się nieznacznie, ale po chwili odczuł rozkosz, tak samo jak przy
kolejnych dwóch palcach. Kiedy Marek widział już, że jest rozluźniony, zabrał
rękę. Ponownie sięgnął po lubrykant, ale tym razem założył także prezerwatywę i
wtedy się nawilżył. Położył się na kochanku. Nie był pewien jakie pozycje są
najbardziej komfortowe, ale ze swoimi dotychczasowymi dziewczynami zawsze robił
to w ten sposób. W innych pozycjach doświadczenie miał zerowe. Wolał aż tak nie
eksperymentować, nie przy ich pierwszym razie. Odnalazł jego dziurkę i potarł
ją, czekając, aż będzie mógł wejść. Wsunął się powoli, uważnie obserwując
reakcje Michała. Przyjemny dreszcz przeszedł mu po plecach, kiedy poczuł jego
ciasne wnętrze zaciskające się na nim. Zatrzymał się, kiedy na twarzy Michała
pojawił się grymas bólu. Nie chciał mu go sprawić.
- W porządku? - zapytał czule.
- Tak. Daj mi chwilę – poprosił. Marek przez chwilę tkwił
w bezruchu. Michał odetchnął głęboko, starając się zrelaksować. Ból nie był tak
duży, żeby chciał przerwać. Było wspaniale. A to musiało zaboleć. Kiedy zdołał
rozluźnić mięśnie, poczuł rozkosz, która skutecznie tłumiła ból, który stał się
nagle dziwnie przyjemny. – Już możesz.
Marek, słysząc to, powoli ruszył dalej. Zatrzymał się
jeszcze raz, żeby dać mu się przyzwyczaić, kiedy wszedł w niego cały, a potem
zaczął się poruszać. Jego wnętrze zaciskało się na nim doprowadzając go do
obłędu.
Michał nie sądził, że może z penetracji czerpać aż taką
przyjemność, ale to było po prostu wspaniałe. Już obaj nie kontrolowali coraz
głośniejszych pojękiwań. Byli bliscy erekcji. Michał doszedł pierwszy, plamiąc
spermą swój brzuch i kawałek prześcieradła. Marek dogonił go chwilę później.
Leżeli przytuleni do siebie. Niedbale tylko zarzucili na
siebie kołdrę, bo noc była chłodna, a ogień
w kominku dogasał. Uspokajali powoli oddech i bicie serca.
To było niesamowite, oboje musieli to przyznać. Mimo początkowych wątpliwości,
niczego nie żałowali. Michał wtulił się mocniej w jego ramiona i odetchnął
głęboko. Marek pocałował go w głowę i uśmiechnął się. Już jakiś czas temu
zorientował się, czego brakowało mu w jego związkach, ale teraz zrozumiał co
było dotychczas nie tak z seksem – brakowało zaufania, przyjaźni, miłości,
pewności, że druga osoba nas nie skrzywdzi. Tej specyficznej nici, która
sprawiała, że seks był nie tylko doprowadzeniem się do orgazmu, ale czymś
więcej. Teraz to zrozumiał. Obaj byli zmęczeni, ale chcieli jeszcze iść spać.
Pożądanie już z nich opadło, ale drobne pocałunki nadal sprawiały przyjemność.
Ich wspólny pierwszy raz, mimo wszystkich wątpliwości i braku doświadczenia,
był wspaniały. A to przecież było najważniejsze.
Sweet ;)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)