niedziela, 20 lipca 2014

10. Nastoletnia miłosć

Rozdział 10

- Jedź. – Marek splótł ręce na piersi w pozie, która uniemożliwiła Michałowi wszelkie przytulanie. Brunet doskonale wiedział, że gdyby pozwolił Michasiowi na czułości, odpuściłby mu w jednej chwili.
- Marek, mówiłem już, że nie skojarzyłem, że terminy się pokrywają, ale wolę być z tobą na egzaminie.
- Człowieku, egzamin trwa tylko godzinę, nie zejdę tam. Telefonów nie mamy? I tak będziemy dzwonić do siebie kilka razy dziennie.
Michał westchnął ciężko. Dziadkowie zaprosili go do siebie. Podali mu daty, a on, zupełnie zapominając o egzaminie wstępnym swojego chłopaka (do tej pory pluł sobie za to w brodę – jak mogło mu to wylecieć z głowy?), od razu się zgodził. Miał zamiar też zabrać Marka. Dziadkowie by go poznali. Akurat ich reakcji się nie obawiał. W sumie to miał zamiar do nich jechać po wyprowadzce
z domu, gdyby tylko Marek nie postawił go przed faktem dokonanym (na co oczywiście nie narzekał).
- Ale to nie to samo. Będziesz się denerwował.
- I tak i tak będę. Setki razy już ci mówiłem, że nie jestem zły, każdemu zdarza się zapomnieć, poza tym nie wymagałem od ciebie nawet przez chwilę czekania na mnie pod uczelnią.
- Ale mnie wydawało się to oczywiste, że poczekam.
Marek po raz kolejny tego dnia westchnął cierpiętniczo. Jak on jeszcze trzymał nerwy na wodzy przy tym uparciuchu?
- Michał, do cholery ciężkiej… - przerwał i odetchnął głęboko. Nie miał zamiaru się z nim kłócić, to nie był powód. Jego wybuchowy charakter nieraz się odzywał, ale potrafił się hamować, o ile rozmawiał
z kimś do kogo żywił ciepłe uczucia. – Po prostu jedź.
Dyskutowali tak już od samego rana, doprowadzając rodziców Marka do szewskiej pasji. Chłopcy nieraz się droczyli, czasem na jednym tle przez dłuższy okres czasu, ale wiązało się to ze śmiechem. Czasem też się kłócili, ale nie trwało to długo. Pokrzyczeli i im przechodziło. Teraz wyglądało to tak, jakby zaraz mieli drzeć koty o byle co, tylko obaj nie chcieli kłócić się o coś takiego.
- Ale…
Marek w końcu przyciągnął chłopaka do siebie. – Chcę, żebyś pojechał, okej? Przecież cieszy cię, że zobaczysz dziadków. Nie możemy zawsze patrzyć na siebie. Jesteśmy razem, ale mamy też swoją prywatność.  Nie spędzimy całego życia trzymając się za ręce. Po prostu jedź. – Pocałował go lekko. Michał westchnął cicho. Marek miał rację. Ale on po prostu chciał go wspierać przed egzaminem. – Zadzwonię do ciebie po egzaminie i powiem ci jak mi poszło. Wtedy i tak nie będę wiedział jeszcze czy zdałem. A w dzień, kiedy dostanę wyniki, będziesz już w mieście. Okej?
- Okej – zgodził się w końcu. – Ale tylko dlatego, że ciężko mi ci odmówić.
Marek zaśmiał się. – Mi tobie też – zapewnił go z uśmiechem. – Ale tym razem wygrałem.
- Tylko dlatego, że uniemożliwiłeś mi przytulenie się.
Pokiwał głową z szerokim uśmiechem, przytakując mu.

Michał nie lubił podróży pociągiem, wprost nie znosił. Musiał jednak przemęczyć się w przedziale przez ponad pięć godzin. Niestety ojciec Marka nie mógł pozwolić sobie na wycieczkę do Sopotu
i z powrotem, przez to, że był roboczy dzień, a nie miał już wolnych dni do wykorzystania. Michała cieszył tylko fakt, że mimo rozpoczęcia przez wszystkich wakacji, znalazł wolne miejsce i nie musiał siedzieć na korytarzu. Irytowały go co prawda trajkoczące trzynastolatki, jadące na wakacje
z rodzicami, ale założył słuchawki i pozwolił sobie na zamyślenie. Z uśmiechem wspominał ostatnie kilka minut na dworcu. Marek go odprowadził i pożegnanie się zajęło im dużo czasu. Ledwo zdążył na pociąg, który wyjątkowo przyjechał bez żadnego opóźnienia. Nie zwracali uwagi na spojrzenia ludzi. Mieli nie widzieć się przez cały tydzień i doskonale wiedzieli, że się stęsknią nawet pomimo codziennych telefonów. Dodatkowo Marek pojutrze miał mieć egzamin – Michał nadal był na siebie wściekły za to, że nie skojarzył zbieżności dat. Mógłby przecież powiedzieć babci, że ten termin mu nie pasuje, ale trzy dni później już jak najbardziej. Z drugiej strony Marek też miał dużo racji w tym co mówił – byli razem, dzielili wiele momentów swojego życia, także ze względu na to, że razem mieszkali, ale mogli spędzać czas osobno. Mieli swoją prywatność, swoje życie. Nie mogli podporządkowywać się zawsze pod plany tej drugiej osoby, bo w końcu któryś z nich zacząłby się
dusić. Co z tego, że przez pierwszy okres związku chciało się być z tą drugą osobą nieustannie. Oni mieszkali razem, więc musieli siłą rzeczy umieć spędzać czas osobno, nawet w jednym domu. Ludzie, którzy chcieli być ze swoją drugą połówką dwadzieścia cztery na siedem nawet nie wiedzieli, że prędzej czy później zwyczajnie zabrakłoby im godzinki na poczytanie książki, na relaksującą kąpiel, czy rozmowę przez telefon z przyjacielem, na co mogli pozwolić sobie mieszkając osobno, nawet jeśli tęsknili. Oni to przeskoczyli. Spędzali czas razem, dużo czasu, ale mieli swoją przestrzeń osobistą. Nieraz on szedł do ogrodu poczytać książkę, a Marek zostawał i oglądał film. Nawet jeśli myśleli o sobie, to potrzebowali chwili bez siebie, żeby nie zwariować. Sześć dni to o wiele dłużej niż chwila, stęsknią się, będzie im siebie brakować. Ale w pewien sposób było to dobre. Michał miał okazję obserwować trochę rodziców Marka. Byli razem od wielu lat, ale mimo to nadal się kochali. A jednak też nieraz spędzali czas osobno. To było po prostu potrzebne. Człowiek potrzebował samotności, przynajmniej kilka minut dziennie. Dlatego posiadanie małych dzieci potrafiło uprzykrzyć życie, przynajmniej tak słyszał. Chciały ciągłej uwagi, przez co rodzic nie mógł zrelaksować się przez pięć minut nad książką. Uśmiechnął się pod nosem. Cieszył go fakt, że podchodzą z Markiem do tego dość poważnie. Czułość wywoływało u niego, kiedy przypominał sobie ich rozmowę, a raczej „kłótnię”, kiedy Marek powiedział - Nie spędzimy całego życia trzymając się za ręce. Głównie chodziło mu to 
o to „całe życie”. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Był ciekaw, czy podchodzą tak do tego dzięki temu, że mieszkają razem, musieli przyzwyczaić się do swoich zwyczajów, zaakceptować siebie, nauczyć się rozmawiać. Rodziców Marka przez większość czasu nie było w domu, zostawali sami na większość dnia, a wtedy mieli dobry egzamin z tego, czy mogą razem mieszkać. Być może gdyby mieszkali osobno przechodziliby przez ten czas jak inni i myśleliby, że chcą być ze sobą nieustannie. Nie mógł się zdecydować czy to źle, czy dobrze. W ogólnym rozrachunku wychodziło jednak na plus – przechodzili tą szaleńczą miłość, okres zauroczenia i nie widzenia wad u drugiej osoby, tylko w innym trybie. Przecież ledwo się zeszli, to następnego dnia Michał był już u Marka w domu. Nie mieli okazji przejść przez ten etap tak jak inni. Co wcale im nie przeszkadzało, bo chociaż na początku nie byli pewni czy to wypali i wątpliwości się pojawiały, to po dwóch tygodniach mieszkania razem, odeszły
w siną dal. Mogli tak funkcjonować, żyć, co więcej – pokochali to. Przynajmniej jak kiedyś zdecydują się zamieszkać na własny rachunek nie będą mieli problemu, żeby przyzwyczaić się do drugiej osoby. Odetchnął głęboko. Poczuł się senny, przez fakt, że pociąg miał o czwartej rano i byłby zasnął, gdyby nie poczuł wibracji w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon i zobaczył, że dostał SMS. Uśmiechnął się widząc, że jest od Marka.
Zapomniałem powiedzieć, żebyś zadzwonił jak dojedziesz. Jak podróż? Już tęsknię :)
Mimowolnie zaśmiał czule się pod nosem. Co on poradzi, że kiedy Marek ni z tego ni z owego zmieniał się z pewnego siebie, trochę władczego i zdecydowanego faceta, w słodkiego chłopaka, ogarniało go takie rozczulenie, że aż miał ochotę przytulić go i być obok?
I tak bym zadzwonił. Podróż ok., znalazłem nawet wolne miejsce. Ja też tęsknię. Kocham cię :)
Był mile zaskoczony. Sądził, że Marek położy się spać, kiedy tylko dojedzie do domu. Ale na co on liczył? Ten ranny ptaszek mógł wstać obojętnie o której, a po kubku kawy czuł się jakby przespał osiem godzin. Zadziwiało go to. On w pociągu ledwo trzymał oczy otwarte. Potrzebował jeszcze co najmniej godziny na rozbudzenie.
Też cię kocham :)
Uśmiechnął się. Dobrze wiedział, że ich rozmowa przez SMS nie będzie długa. Obaj nie przepadali za taką formą rozmowy. Za to jak do siebie zadzwonią pewnie przegadają całe godziny. Zgłośnił jeszcze trochę muzykę, żeby nie pozwoliła mu zasnąć, oparł głowę o szybę i wpatrzył się w widoki. Słuchał rocka, zarówno polskiego jak i angielskiego, miał też kilka metalowych piosenek, więc kiedy usłyszał jakąś dziwną, popową melodyjkę, zmarszczył brwi. Przez ułamek sekundy zdawało mu się, że może słuchawki mu padły, a muzykę słyszy z komórki któregoś z jego współtowarzyszy podróży, ale nie, zdecydowanie słyszał to tylko on. Po chwili usłyszał pierwsze słowa piosenki, którą od razu skojarzył z tym musicalem dla nastolatków Camp Rock. Pamiętał, że ostatnio leciało to w telewizji, a z Markiem strasznie się nudzili i obejrzeli, choć obaj woleli inny typ filmów. Powstrzymał się od chichotu. Śmiech sam do siebie zazwyczaj nie był najzdrowszym objawem. Domyślił się, że Marek dorwał się do jego mp4 i z tym swoim złośliwym uśmieszkiem wrzucił mu tą piosenkę na listę odtwarzania, której słuchał najczęściej.  Po chwili słuchania stwierdził, że ta piosenka dziwnym trafem pasuje do nich. Mimowolnie zaczął analizować.
Jest tak, że on nie słucha nigdy mnie i myślami biegnie gdzieś, a ja nie mogę go dogonić.
Zdawał sobie sprawę, że miewa chwile, że odcina się od świata. Faktycznie wtedy nie za bardzo słuchał co się do niego mówił. Marek wtedy zazwyczaj pozwalał mu na to, choć pewnie czasem bywało to irytujące.
On może przespać cały dzień (Zbyt poważna jest)
Uśmiechnął się pod nosem. Faktycznie potrafił przespać cały dzień, a nawet i więcej. Żaden z nich nie był aż tak znowu poważny, ale mimo wszystko to chyba Marek był tym rozsądniejszym, kiedy trzeba było i lepiej szło mu przeprowadzanie poważnych rozmów.
Często denerwuje mnie (Ciągle spieszy się)
To też musiał przyznać, że się zgadzało. Obaj siebie nawzajem nieraz denerwowali. Jednak Marek często wypominał mu pół żartem pół serio, że nie potrafi wczuć się w romantyczną atmosferę i przez to nieraz nawet nieświadomie psuł jego plany. Nie chciał tego robić, po prostu potrzebował chwili czasu, żeby załapać, że Marek przełącza się na tryb teraz jesteśmy słodcy i romantyczni. I musiał też przyznać, że Marek często go poganiał. „Wstawaj z łóżka, już ósma” słyszał od niego chyba codziennie. „Michaś, pospiesz się, mamy tylko piętnaście minut”, chociaż do celu dochodzili w pięć także było normą.
A ja (I wpada w słowo) Chyba nie obchodzę go
Czy Marek wpadał w słowo mógł podyskutować, ale zdarzało mu się przerwać mu jakąś jego wypowiedź nagłym pocałunkiem. A myśli, że nie obchodzą siebie nawzajem mieli przez długi okres, kiedy chodzili razem do klasy, a mimo to niezbyt się znali.
Jak ogień i deszcz nie dobraliśmy się, ale nie potrafię zły na ciebie być. Jak Wenus i Mars jesteśmy
z innych gwiazd, ale nikt mnie nie dopełnia tak jak ty. Proszę nie zmieniajmy nic.
Co do tego także nie mógł się nie zgodzić. Nie dobrali się. Byli zupełnie inni i w tak pokrętny sposób do siebie pasowali i się uzupełniali. Także nie kłócili się za często, a jeśli już im się zdarzało, to szybko się godzili. Nie umieli długo się na siebie złościć. I musiał przyznać – nie chciał, żeby to się zmieniało. Chociaż kiedyś, kiedy wyobrażał sobie swojego partnera, widział kogoś kto będzie czuły, kochany, delikatny, miły, a na dodatek podobny do niego z charakteru i zainteresowań, żeby się nie kłócili
i chętnie spędzali razem czas, to teraz widział, że tak jest w jakiś sposób lepiej. Nie chciałby, żeby Marek był inny. Kochał tego nerwusa i nie chciał go zmieniać.
Zawsze najmądrzejsza jest, co odpowiedzieć wie, ja znam jej wady – one nie odstraszą mnie.
To pasowało do Marka idealnie. Wygadany, pewny siebie, nieraz złośliwy i ironiczny, z ciętym poczuciem humoru, umiał się odgryźć, albo powiedzieć coś takiego, że Michał czuł się tak skrępowany jak nigdy przy nikim.
On czytać w moich myślach chce (Jej myśli czytać chcę) Tyle zastanawiać się (Kłóci ze mną się) Jest źle (Bym ją dostrzegł) Tak mówią wszyscy mi.
Marek często chciał wiedzieć nad czym tak rozmyśla, podczas swoich „zawiech” i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że faktycznie chciałby umieć czytać mu w myślach. I musiał przyznać, że nieraz wszczynał kłótnie. Nie był człowiekiem kompromisu, kiedy mu na czymś zależało. Na co dzień był spokojny, ale kiedy coś go zirytowało, pokazywał pazurki. Marek zawsze był bardziej narwany, ale umiał nad sobą panować i całkiem nieźle mu to wychodziło.
Na moje „tak”, jej „nie”, nie możemy zgodzić się. Doskonale różni, ale nie zmieniajmy nic.
Jakim cudem ktoś – do cholery ciężkiej – napisał piosenkę o nich? Czy był to aż tak częsty model związku? Znowu musiał się zgodzić – tysiące razy zdarzało się już, że któryś z nich był za jakimś pomysłem, a ten drugi niekoniecznie. Chociażby teraz, kiedy Michał miał jechać do babci. Równie często się ze sobą zgadzali, ale po prostu nie raz i nie dwa nie mogli dojść do porozumienia. Uśmiechnął się pod nosem i wyjął telefon. Włączył wiadomości i wystukał na klawiaturze wiadomość do chłopaka.
Doskonale różni, hm?
Nie musiał czekać długo na odpowiedź.
Haha, już zauważyłeś? Pasuje do nas, nie?
Zagryzł wargę, żeby się nie zaśmiać. Cholera, ludzie z przedziału wezmą go zaraz za wariata.
Pasuje. Kiedy ty dorwałeś moje mp4?
Po chwili Marek odpisał. Jak spałeś.
Zamyślił się przez chwilę. Tak, to było bardzo możliwe. Marek potrzebował mniej snu od niego. Mógł spokojnie to zrobić i odłożyć urządzenie na miejsce, a on nawet by się nie zorientował.
Będę musiał wstawać jednak razem z tobą.
A co, czyżbyś wolał swoją muzykę?
Moja wbrew pozorom też czasem do nas pasuje.
Tak, szczególnie jesteś tego pewien przy angielskich, których nie rozumiesz. Michał niemal widział ten ironiczny, nieco kpiący uśmieszek na twarzy Marka. Zaśmiał się w duchu. Jeśli ktoś kiedykolwiek powie mu, że do siebie pasują, to chyba zaśmieje mu się w twarz. Żaden normalny człowiek by ich razem nie połączył. Mieszanka wybuchowa. Iskry aż leciały w powietrzu, nawet przy zwyczajnym droczeniu. Czuł to nawet przez SMS!
Moje piosenki rozumiem. Tłumaczenia w internecie nie trudno znaleźć.
Jesteś niereformowalny ;) Angielski nie jest taki trudny. Przed chwilą odebrałem telefon do ciebie.
Michał zmarszczył lekko brwi zaskoczony. Przyjaciele dzwoniliby na komórkę. Kto miałby dzwonić na domowy Marka?
Od kogo?
Chłopak nie odpisywał przez dobre pięć minut, co tylko spowodowało, że Michał oprócz ciekawości poczuł także niepokój. Po chwili odpisał, ale jego odpowiedź wcale mu się nie podobała. – Pogadamy jak będziesz na miejscu przez telefon, ok.?
Zagryzł lekko wargę. – Coś się stało?
Nie. Po prostu kończy mi się kasa na koncie, a to będzie pewnie długa rozmowa.
Zmarszczył brwi. Nie uwierzył mu, ale postanowił nie wnikać. Skoro Marek twierdził, że to nie jest rozmowa na SMS, to pewnie tak było. Może rozmowa telefoniczna nie dużo się różniła, ale musiało im to na razie wystarczyć. – Ok.
Jesteś zły?
Nie. Po prostu za dobrze cię znam, żeby w to wierzyć. – Czy to nie dziwne, że rozpoznawał kłamstwo nawet przez wiadomość tekstową? – Pogadamy przez telefon.
Marek mu już na to nie odpisywał, a on tego nie wymagał. Naprawdę nie potrafił domyślić się, kto miałby znać numer domowy Marka. Ich wspólni kumple dzwonili na komórki. Nauczyciele ze szkoły już się z nimi nie kontaktowali, poza tym to Marek napisałby mu przez SMS. Gdyby dzwonił ktoś
z uczelni także napisałby mu to w wiadomości. W banku miał podany numer na komórkę. Gdyby dzwonił jakiś akwizytor (oni mieli swoje sposoby na zlokalizowanie człowieka) to Marek nie zaprzątałby sobie głowy, żeby go informować, może jedynie wspomniałby o tym przy okazji. To musiało być coś poważnego. Nie mógł wymyślić tylko co, i to jeszcze bardziej go irytowało. Po chwili wpadło mu do głowy, że być może dzwonił pan Paweł, jego psychiatra, u którego w zasadzie i tak się nie leczył, a jeśli już chodził to na miłe pogawędki, bo po pracy mężczyzna nie zawsze wracał do domu, gdyż nie było tam jeszcze jego partnera i mogli pozwolić sobie na godzinę rozmowy. Michał nadal odwiedzał go od czasu do czasu. Ale nie, przecież miał jego numer komórkowy, więc po co miałby dzwonić na domowy? Podał mu go co prawda, bo miał jakiś czas temu telefon w serwisie,
a mężczyzna miał zadzwonić do niego z informacją, kiedy będzie miał mniej pacjentów, bo chcieli
o czymś rozmawiać. Ale to było już jakiś czas temu. Poza tym Marek nie robiłby z tego tajemnicy, bo po co? Chciał już być na miejscu, zadzwonić do chłopaka i dowiedzieć się wszystkiego. I miał nadzieję, że nie będzie to nic trudnego do przełknięcia.

Jazda minęła mu już na samych rozmyślaniach. Wynudził się, ale w końcu mógł wyjść z zatłoczonego dworca. Rozejrzał się za autem dziadka i uśmiechnął się, kiedy go zobaczył. Byli rodzicami jego ojca. Zaskakiwało go jak tacy mili i otwarci ludzie mogli wychować kogoś takiego. Z drugiej strony dzieci nie zawsze idą śladem rodziców, jak widział na swoim przykładzie. Poza tym dziadkowie z reguły byli kochani dla swoich wnuków. To już była cecha charakterystyczna kogoś, kto awansował na babcię
i dziadka. Przywitał się z dziadkiem i wsiadł do samochodu. Chciałby zadzwonić już do chłopaka, ale nie chciał ani dowiadywać się o co chodziło, ani prawić sobie wyznań z Markiem, kiedy obok był dziadek.
Jestem już na miejscu, ale zadzwonię chwilę później, jestem z dziadkiem w samochodzie.
Marek odpisał mu krótkie Okej, czekam :)
Droga z dworca do domu dziadków nie była długa. Babcia oczywiście wyściskała go za wszystkie czasy. Nie dziwił się. Też tęsknił. Ostatni raz był tutaj dawno, ale rodzice nie lubili tutaj jeździć, a on sam nie miał kasy na pociąg, a stopem podróżować do Sopotu to samobójstwo.
- Jesteś głodny, kochanie?
Zaśmiał się serdecznie. Kolejna cecha charakterystyczna wszystkich babć. Czy one się zmówiły, czy jak?
- W sumie to jestem. Muszę tylko wykonać telefon i zaraz przyjdę – obiecał. Wyszedł przed dom
i usiadł po turecku na huśtawce ogrodowej. Uśmiechnął się, kiedy miejsce obok niego zajął Baron, pies dziadków. Pogłaskał go i wybrał numer do Marka. Po chwili usłyszał jego głos i od razu się uśmiechnął, nawet pomimo niepokoju. – Cześć.
- Hej. Dojechałeś żywy? – Usłyszał nutkę ironii, jak zwykle, kiedy żartował.
- Nie. Dzwonię zza grobu – odparł z uśmiechem. Marek zaśmiał się wesoło.
- Tak jak w „Ring”, hę?
Tym razem to Michał zachichotał. Ostatnio oglądali ten horror. Miał coś w sobie. Twierdzili, że ich to w ogóle nie rusza, ale oglądali film w środku nocy, kiedy rodziców nie było. Ojciec Marka zadzwonił wtedy na domowy numer, bo wyciszyli komórki, a oni mimo wszystko się wystraszyli. Tylko troszkę. Mózg człowieka był dziwnym narzędziem. Wiedział, że to niemożliwe, a i tak kazał w to wierzyć.
- Jasne. Telewizor jeszcze działa, czy już śnieg?
- Wyłączony, ale może na wszelki wypadek go wyrzucę – zaśmiał się.
Michał uśmiechnął się. Chętnie by pożartował z Markiem, podroczył się, czy poflirtował, ale ich rozmowa przez SMS nie dawała mu spokoju.
- Powiesz mi, kto dzwonił? – zapytał w końcu. Marek westchnął ciężko, ale nie odpowiadał przez chwilę. – Marek?
- Tak, już. Po prostu… wolałbym mówiąc to być obok.
Teraz był już pewien, że coś się stało. – Dam radę – zapewnił go, chociaż wcale nie był tego taki pewien. Marek nie często się martwił i przejmował, nie w takim stopniu.
- Dzwonił… twój ojciec – powiedział niepewnie. Szatyn zamarł na chwilę z telefonem w ręce. Baron spojrzał na niego zaskoczony, kiedy przestał go głaskać. Chłopak przymknął oczy i odetchnął cicho. Próbował odciąć się od wszelkich uczuć. Było to trudne, ale wykonalne. – Michaś? – Słyszał troskę
w jego głosie. Chciałby się do niego przytulić, ale wiedział, że to niewykonalne. Odetchnął więc tylko głęboko i uśmiechnął się, choć Marek nie mógł tego zauważyć. Ale musiał nawet samego siebie przekonać, że wszystko gra.
- Nic mi nie jest. – Wiedział, że mu nie uwierzy. – Skąd miał numer? – Instynktownie unikał pytania o motywy jego telefonu. Obawiał się, że może tego nie przełknąć.
- Stacjonarne telefony mają to do siebie, że są w książkach telefonicznych. Znał nazwisko, więc to nie był problem.
Michał przymknął lekko oczy. Czy ci ludzie naprawdę nie mogli po prostu zostawić go w spokoju?
- Co mu powiedziałeś?
- Że cię nie zastał. Nie mówiłem mu gdzie jesteś, ani nie podałem twojego nowego numeru.
Odetchnął cicho. Specjalnie zmienił numer, kiedy wyniósł się z domu, żeby rodzice go nie dręczyli. Nadal obstawiał przy swojej decyzji. Nie chciał telefonów od nich. – Dzięki.
- Na pewno wszystko dobrze, skarbie?
Uśmiechnął się lekko, słysząc to pieszczotliwe określenie. Marek jak mógł próbował mu pomóc, mimo że byli oddaleni o paręset kilometrów. – Tak. Wszystko gra. – Przełknął ślinkę. – Co ojciec chciał?
- Chciał cię do telefonu. Prosił, żebym ci przekazał, że dzwonił i powiedział, że masz wykonać telefon do niego. Podał mi też numer w razie gdybyś go usunął i nie pamiętał.
Michał przymknął oczy i przez chwilę obaj milczeli. Marek rozumiał jego potrzebę przemyślenia sobie wszystkiego, chociaż pewnie zżerało go, żeby się odezwać. Nie lubił długo milczeć, kiedy rozmowa nie została zakończona. Robił się wtedy podenerwowany.
- Nie ma szans.
- Nie musisz do niego dzwonić.
- I nie mam zamiaru.
- Wiem. Jednak… nie chcę cię do tego przekonywać, Michaś, ale twój ojciec brzmiał jakby był zdenerwowany.
Prychnął. – Oczywiście. Mogę się założyć, że nadal jest na mnie wściekły, a telefon był z jakiegoś powodu konieczny, więc się wkurzył. – Był tego pewien.
- Nie brzmiał na złego. Nie wydawało mi się, żeby chciał się kłócić. – Michał na to nie odpowiedział. Nawet nie wiedziałby co. – Nie wiedziałem czy mam ci o tym mówić, ale…
- Dobrze, że powiedziałeś. – Przeczesał sobie włosy. – Jak zadzwoni znowu, to zapytaj go o co chodzi. Jeśli będzie to coś poważnego… - Przymknął oczy. – Wtedy oddzwonię. Ale w innym wypadku nie mam zamiaru się z nim kontaktować. Albo poproś go o numer do matki. Nie chcę z nim rozmawiać.
- W porządku. Pewnie zadzwoni, bo nie mówiłem mu, że wyjechałeś na dłużej, a to jedyny numer do ciebie, który zna.
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas. Marek usilnie starał się odciągnąć jego myśli do przyjemniejszych tematów, a Marek niedługo zaczął udawać, że mu się to udało. Nie chciał go martwić. Poradzi sobie,
a Marek powinien skupić się na egzaminie wstępnym, a nie na trosce o niego.

Nie chciał mówić dziadkom dlaczego się wyprowadzał. Zdawał sobie sprawę, jaki szok mogła wywołać wiadomość o tym, że ojciec go bił, zastraszał, wyzywał i wysłał do psychiatry, tylko dlatego, że jest gejem. Tym bardziej, że jego dziadkowie byli otwarci i tolerancyjni, co nie zdarza się często wśród starszych ludzi, i starali się pewnie wychować tak syna. Ostatecznie jednak powiedział im prawdę. Było mu ciężko o tym mówić. Dotychczas jedyną osobą, której opowiedział wszystko, był Michał. Jego rodzicom też powiedział, ale tylko zarysował sytuację. Nie chciał okazywać przy nich słabości. Teraz także starał się pohamować, choć było to trudne, szczególnie, gdy widział miny babci i dziadka. Nie chciał sprawiać im przykrości.
- Proszę was tylko, żebyście do niego nie dzwonili w tej sprawie. Ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego, a on na pewno nie zareaguje dobrze, kiedy zobaczy, że wam powiedziałem.
Nie zareaguje dobrze, powtórzył w myślach z goryczą. Wściekłby się, choć pewnie to i to mało powiedziane. Od czasu jak oznajmił w domu, że jest gejem, byle co potrafiło doprowadzić ojca do szewskiej pasji. Matka była spokojniejsza. Zdarzyło jej się zwrócić uwagę ojcu. Raz. I to kiedy nie był aż tak bardzo zdenerwowany. Od niej też usłyszał kilka razy coś krzywdzącego, nie akceptowała go. Nie było to tak częste jak u ojca, ale z matką nigdy nie miał najlepszego kontaktu. Martwiła się o niego, kiedy trzeba było, a na co dzień pozostawiała go samemu sobie. Pilnowała tylko jego wizyt u psychiatry. Nic więcej jej nie interesowało. Chociaż jeszcze oceny. Obrywało mu się za każdą jedynkę, które łapał i tak sporadycznie. Też nie potrafiła okazywać mu żadnych ciepłych uczuć. Czasem tylko udawała. Ale to zawsze tylko pogarszało sprawę, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że matka gra. To były pozory. Wiedział jednak, że jeśli miał się z którymś z nich kontaktować, to wolał z matką. Mimo wszystko. Ojca zawsze się bał. Raz mu się postawił, kiedy wynosił się z domu. Wcześniej zawsze tylko przytakiwał, żeby nie ryzykować, że oberwie.

Nie, zdecydowanie nie chciał mieć z rodzicami nic wspólnego. Czy naprawdę nie mogli dać mu o sobie zapomnieć, zacząć nowe życie i być szczęśliwym? Musieli utrudniać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz