niedziela, 20 lipca 2014

4. Nastoletnia miłość

Rozdział 4

Michał jechał do szkoły. Deszcz spływał mu po włosach, twarzy i wsiąkał w ubrania. Minus jeżdżenia na rowerze. W końcu dojechał. Ku jego uciesze przed budynkiem szkoły zobaczył Marka. Nie spodziewał się, że będzie na niego czekał. Przypiął rower do stojaka i podszedł do niego. Korzystając, że nikogo nie ma pocałował go. Marek po chwili chwycił go za rękę i pociągnął do szkoły.
- Jesteś pewien? – zapytał Michał.
- Oczywiście.
- Będą się śmiać.
Marek westchnął cicho i objął go. – Radek i Piotr nie będą. Jagoda i Ala pewnie też nic nie powiedzą. Arek może też to zignoruje. Grzesiek i Jolka być może pogadają, ale im szybko przejdzie, znasz ich. Paulina znając życie doskoczy do nas i jeszcze zacznie gratulować, przecież wiesz jaka ona jest. Beata pewnie tylko spojrzy i wróci do tych swoich książek. A co do reszty… nimi nie warto się przejmować. Chodź. – Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Michał odetchnął głęboko i odwzajemnił jego uśmiech kiwając głową. Weszli razem na drugie piętro. Kilka osób z ich klasy już tam było, w tym też chłopacy z paczki Marka. Byłej paczki. Tak jak Marek mówił, te kilka wymienionych przez niego osób, zareagowały tak jak się spodziewali. Kilku szeptało coś, ale nic nie powiedzieli. Dopiero Cygan i reszta spojrzeli na nich z kpiącym uśmieszkiem.
- A ty co, stary? Orientację zmieniłeś?
- Nie musiałem – odparł spokojnie.
- I teraz będziesz z pedałem?
Zacisnął zęby i policzył do dziesięciu. Dałby mu popalić, ale nie chciał wylądować u dyrektora. Jakoś mu się to nie uśmiechało. – Tak, będę. Z MICHAŁEM – powiedział z naciskiem. – On ma imię, jakbyś jeszcze nie zauważył.
Nie chciał się bardziej denerwować rozmową z Cyganem, więc odeszli.
- Marek, nie musisz… - zaczął Michał.
- Muszę. I chcę. Spokojnie.
Po chwili do szkoły przyszli także Radek i Piotr. Oni też zdziwili się widząc przyjaciela z Markiem, ale po prostu podeszli i przywitali się. Reszta dnia upłynęła w miarę spokojnie. W miarę, bo nie obyło się bez kilku docinków. Po lekcjach włóczyli się trochę we dwójkę po mieście i po prostu cieszyli się swoją obecnością. Jednak do Michała zadzwonili rodzice domagając się kategorycznie jego powrotu do domu. Marek odprowadził go i pożegnali się krótkim pocałunkiem, jeszcze poza zasięgiem wzroku rodziców, gdyby patrzyli przypadkiem przez okno.
- Do jutra.
- Pa.
Michał wszedł do domu z szerokim od ucha do ucha uśmiechem. Nawet surowe miny rodziców nie były w stanie zepsuć mu nastroju.
- Dzwoniła twoja wychowawczyni.
Michał nie przejął się szczególnie. Pewnie chodzi jej o usprawiedliwienie tych kilku dni, ewentualnie mogła poinformować o jego brakach w nauce, które miał zamiar dość szybko nadrobić.
- Tak? Co chciała? – zapytał lekko.
- Powiedziała, że masz chłopaka. – Stanął jak wryty i spojrzał na rodziców.
Co za jędza! Musiała gdzieś ich zobaczyć na korytarzu jak trzymali się za ręce. Albo ktoś z klasy jej powiedział. Jakby to była jej sprawa, do cholery!
- Tak? – zapytał z chłodnym zainteresowaniem.
- Synu, przecież rozmawialiśmy o tym. Miałeś chodzić do lekarza.
- I chodziłem – odparł. – Ale nie mam zamiaru się leczyć. Akceptuję to jaki jestem. Wy może czujecie obrzydzenie do takich rzeczy, ale ja nie. Mówcie sobie co chcecie. A wychowawczynię to powinniście ochrzanić za wtrącanie się w nie jej sprawy.
- Michał, masz zakaz spotykania się z tym chłopakiem.
- Jest z mojej klasy. Musiałbym przestać chodzić do szkoły.
- Więc zmienisz szkołę.
Wywrócił oczami. – Jasne. Już pędzę – odparł sarkastycznie.
- Synu!
- Tak, tato?
- Nie możesz…
- Nie? A zabronisz mi? Za miesiąc skończę osiemnaście lat i w końcu nie będę od was zależny. Będę mógł sam decydować o swoim życiu. Nawet nie wiecie jak bardzo nie mogę się już tego doczekać.
- Ale do tego czasu mieszkasz pod naszym dachem i obowiązują cię nasze zasady! – Dawno nie słyszał, żeby matka krzyczała. To raczej ojciec podnosił głos.
- Dlatego nie przyprowadzam go tutaj, ani nie uprawiam z nim seksu pod waszym dachem.
- Michał! – Ojciec trzasnął pięścią w stół. Chłopak skrzywił się lekko na ten głośny dźwięk. – Jeśli jeszcze raz usłyszę bądź zobaczę, że robisz coś z tym chłopakiem…
- To co zrobisz? Zamkniesz mnie w pokoju? Zmienisz mi szkołę? Wiesz, to mnie raczej nie powstrzyma.
- Posłuchaj mnie, gówniarzu, jesteś w moim domu i masz słuchać tego co do ciebie mówię, czy wyrażam się wystarczająco jasno?!
Patrzył przez chwilę na ojca zaskoczony. Po chwili jednak przybrał obojętny wyraz twarzy.
- Oczywiście, tato. Jestem w twoim domu, więc muszę cię słuchać. – Wziął plecak i ruszył do swojego pokoju. Spakował pospiesznie ubrania. Nie było tego zbyt dużo i zmieścił się w drugim plecaku. – Dlatego wychodzę z tego twojego domu i nie mam zamiaru więcej wysłuchiwać tego, jak chcesz układać mi życie.
- Nigdzie stąd nie pójdziesz!
Wytrzymał ostre spojrzenie ojca. – Och, czyżby? Za dokładnie trzy tygodnie kończę osiemnaście lat.
- I do tego czasu mogę przyjechać po ciebie nawet z policją – warczał.
- Och, to dobry pomysł. A będę mógł im powiedzieć jak uderzyłeś mnie, kiedy dowiedziałeś się, że jestem gejem? No i jak zmuszałeś mnie do opieki psychiatrycznej, której wcale nie potrzebowałem? Ach, no tak, zapomniałbym jeszcze o tym, jak mnie wyzywałeś… to chyba można podciągnąć pod znęcanie się psychiczne, jak uważasz… tato? – ostatnie słowo wypowiedział z ironią. Ojciec patrzył na niego z rosnącą wściekłością i Michał zastanawiał się czy przypadkiem znowu go nie uderzy. Spojrzał na matkę. – Nie wiem co sobie o mnie myślisz mamo. Wiem, że nie akceptujesz mojej orientacji. Nic złego mi nie zrobiłaś, poza kilkoma przykrymi słowami, ale nie reagowałaś na to co robi ojciec. Nadal jesteście przekonani, że przyjeżdżanie po mnie z policją to taki doskonały pomysł? – Wytrzymał spojrzenie ojca.
- Ty głupi, niewdzięczny dzieciaku, jak ja…
- Ojcze – przerwał mu gwałtownie. – Wystarczy. Ja już przestałem się ciebie bać. – Założył torbę na ramię. – Więc pójdę już. Żałuję, naprawdę. To nie musiałoby tak wyglądać.
Wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi i odetchnął głęboko. W końcu mu się udało, w końcu się uwolnił z tego koszmaru. Poczuł się niewiarygodnie lekko. Musiał teraz tylko zastanowić się gdzie pójdzie.

Marek wszedł do domu z uśmiechem. Od progu powitał go zapach jedzenia i podśpiewywanie ojca
w łazience. Na szczęście tamten wypadek nie okazał się na tyle groźny, żeby mieli jeszcze trzymać go w szpitalu. Miał tylko złamaną rękę i obojczyk. Wszedł do kuchni, gdzie matka przygotowywała właśnie posiłek.
- O, cześć synku. Wcześnie wróciłeś.
Fakt, zazwyczaj szedł z chłopakami na piwo, albo na fajkę, choć sam nie znosił palić. Robił to tylko dla towarzystwa, ale w nałóg nigdy nie popadł. Zazwyczaj wracał do domu dopiero koło dwudziestej drugiej.
- Tak. Chciałbym porozmawiać z tobą i z tatą, jeśli nie macie nic ważniejszego.
- Nie, Marek, możemy porozmawiać przy kolacji. Nakryjesz do stołu?
- Jasne.
Wziął talerze i sztućce. Rozłożył je, potem doniósł szklanki i sok. Ojciec wyszedł z łazienki.
- No cześć, młody – powiedział i przeczesał mu włosy. Marek jęknął.
- Tato, no, nie mam już pięciu lat!
Mężczyzna zaśmiał się i zwrócił się do żony. – Zobacz, kochanie, jakiego mamy dorosłego mężczyznę
w domu.
Kobieta zaśmiała się. – Już, Arek, nie dręcz go. Zanieś lepiej chleb na stół. A ty, Mareczku, umyj ręce przed jedzeniem – upomniała go.
- Tak, mamo, już.
Szybko wykonał polecenie i wrócił do salonu. Usiadł na swoim stałym miejscu. Kiedy już jedli, Marek postanowił poruszyć dręczący go temat. Musiał im powiedzieć.
- Chciałbym z wami porozmawiać – powiedział. Ojciec przełknął i uśmiechnął się.
- Niech zgadnę: zakochałeś się?
- Tak, jednak nie tak, tato, jak myślisz – odparł spokojnie. – Zakochałem się w koledze z klasy. Jestem gejem.
Przez chwilę przy stole panowała niczym niezmącona cisza, ale w końcu matka uśmiechnęła się do niego tylko.
- Dobrze synku, więc może zaprosisz go na kawę jutro? Chętnie go poznamy, prawda Arku?
- Tak, to dobry pomysł – zgodził się. – Jeśli chłopcy nie mają innych planów.
Marek uśmiechnął się szeroko czując ogarniającą go ulgę. To naprawdę mogło pójść tak dobrze?
- Nie, żadnych. Ale po kolacji do niego zadzwonię i upewnię się.
- A ten chłopak, jak ma na imię? – zainteresowała się mama.
- Michał. – Spojrzał na ojca i uśmiechnął się pod nosem. – Dogadasz się z nim tato. Biologia to jego konik. I chemia. Idzie na weterynarię.
- No proszę, w końcu ktoś podzieli moje zainteresowania. Ty z mamą ciągle tylko ta humanistyka
i humanistyka, aż głowa boli, jeszcze wiersze zacznijcie pisać.
Marek zaśmiał się. – Jestem w takim nastroju, że i wiersz bym napisał – odparł. Usłyszał nagle dzwonek telefonu i wyciągnął go z kieszeni. Uśmiechnął się widząc imię swojego chłopaka. – Muszę odebrać – powiedział.
- Ta młodzież i te wasze telefony – narzekał ojciec. – No idź, odbierz. A mama narzeka, że ja ciągle dzwonię.
Marek zaśmiał się i odszedł od stołu.
- Tak? Cześć. – Uśmiechnął się szczęśliwie. – O co chodzi? – Słuchał go przez chwilę i czuł jak uśmiech schodzi z jego twarzy. Westchnął cicho. – Rozumiem, ale… jesteś tego pewien? Może porozmawiaj
z nimi, co? – Michał westchnął tylko i powiedział „próbowałem…”. Marek przygryzł wargę. – Dobrze, słuchaj… poczekaj chwilę, co? Zapytam tylko rodziców i już wracam. Oj, poczekaj to dowiesz się o co. – Położył telefon na szafkę i wrócił do salonu. – Mamo, tato… jest taka sprawa…
- Tak, Marek? Coś się stało?
- No… w sumie to tak. – Odetchnął głęboko. – Chodzi o to, że rodzice Michała nie należą do osób tolerancyjnych, a są wręcz skrajnie homofobiczni. Miał piekło w domu odkąd dowiedzieli się o jego orientacji. Dotychczas ignorował to i po prostu kiwał głową, kiedy coś mu mówili, ale dzisiaj dowiedzieli się, że jesteśmy razem. Pokłócił się z nimi i się wyprowadził. I tutaj właśnie moje pytanie… może tu przyjść? – Uśmiechnął się niepewnie.
- Te dzisiejsze dzieciaki wcale nie są takie różne od nas, za młodu – stwierdził ojciec. – Jeśli mama nie ma nic przeciwko…
Marek spojrzał na nią z nadzieją. Kobieta uśmiechnęła się tylko. – Dobrze, ale żadnych ekscesów łóżkowych.
- Kochanie, ale z drugiej strony, oni przynajmniej nie mogą wpaść.
Marek parsknął śmiechem na tą odpowiedź ojca i uśmiechnął się do rodziców. – Dzięki. – Wrócił do telefonu. Marek czekał. – Możesz przyjść do mnie. Tak, na pewno wszystko w porządku, nikt nie ma nic przeciwko. Zapytałem. Naprawdę, Michał, przychodź. Nie będziesz mi się włóczył po ulicach, zaraz się całkiem ściemni. Tak, martwię się. Czekam. Pa. – Rozłączył się i wrócił do salonu i do swojej kolacji.
- Macie zamiar spać razem?
- Yyy – zająknął się. – Cóż…
A skąd ja mam to wiedzieć? Może i tak, ale przecież jesteśmy razem od dwóch dni! Poza tym mam powiedzieć to matce? Boże święty, od kiedy ja mam tak tolerancyjnych rodziców?
- Bo jeśli nie, to wypadałoby przygotować mu łóżko w pokoju Jacka. – Matka kiwnęła głową
w kierunku nieużywanego od lat pokoju starszego brata Marka. Jacek już dawno się usamodzielnił i utrzymywał teraz sporadyczny kontakt z rodziną.
- To przygotuję mu i najwyżej nie skorzysta – odparł. – Ale myślę, że jednak tak. To jeszcze chyba nie ten etap… Gdzie są te, no… to na kołdrę i poduszkę?
Matka zaśmiała się i dała mu powłoczki i prześcieradło. Marek pomknął do pokoju brata, rozłożył łóżko, wyciągnął z niego poduszkę i kołdrę, po czym zaczął naciągać na nie materiał. Co się przy tym namęczył, to jego, ale ostatecznie mu się udało. Matka zajrzała do niego gdy skończył.
- Dzwonił domofon. Tata odebrał i otworzył mu bramę.
Marek podszedł do drzwi i, patrząc przez okno, poczekał aż Michał przejdzie przez ogród. Wtedy otworzył mu drzwi. Utonęli na chwilę w swoich ramionach.
- W porządku? – zapytał łagodnie.
- Tak – szepnął. – Już dawno powinienem to zrobić.
Marek uśmiechnął się do niego kojąco. – Chodź. Przedstawię cię rodzicom.
- A oni…
- Nie, nie mają nic przeciwko. No chodź. Zaufaj mi, hm? – Objął go i wprowadził do salonu zabierając po drodze jego torbę. – To właśnie Michał – powiedział. – A to moi rodzice.
Po tym jakże mało oficjalnym przedstawieniu, starsi przez chwilę ich zasypywali ich pytaniami, ale zmęczenie Michała było aż nadto widoczne. Zarówno ojciec jak i matka Marka ulotnili się do swojej sypialni. Chłopcy natomiast usiedli na kanapie. Marek przytulił go do siebie i wtulił twarz w jego włosy wdychając migdałowy zapach jego szamponu.
- Jeśli chcesz, to przygotowałem ci łóżko – szepnął. – Chyba, że śpimy razem – dodał niepewnie. Michał milczał przez jakiś czas nim dotarły do niego słowa chłopaka.
- Marek, ja nie…
- Jasne. Rozumiem – przerwał mu nim zaczął się tłumaczyć. – Sam uważam, że to jeszcze nie ten etap, ale chciałem znać twoje zdanie. Przecież jesteśmy razem dopiero dwa dni i to nie całe. Na wszystko przyjdzie czas. – Pocałował go lekko. – Uśniesz mi tu zaraz.
- Bo jestem wykończony – mruknął. – W ogóle zastanawiam się czemu wychowawczyni dzwoniła do moich rodziców, a do twoich nie.
- Bo ja mam już osiemnaście lat i nie muszę podawać szkole numeru rodziców. To ułatwia życie.
Michał zaśmiał się cicho i westchnął. – Chyba się położę.
- Dobry pomysł. Wyglądasz na naprawdę zmęczonego.
- I taki jestem. – Zahamował ziewnięcie i przeciągnął się. – O jakiejś konkretnej godzinie wstajecie na śniadanie, czy coś?
Marek pokręcił głową. – Nie, ojciec z reguły zrywa się najwcześniej, chwilę po nim wstaje mama, ja
w soboty budzę się zazwyczaj koło ósmej, jak bardzo późno się kładę, to o dziesiątej. Po prostu jak wstaniesz to możesz wziąć sobie coś do jedzenia.
- Okej. Gdzie łazienka?
Marek pokazał mu odpowiednie drzwi i odprowadził go spojrzeniem. Uśmiechnął się lekko sam do siebie. Kto by pomyślał… on i Michał, wydawałoby się dwa różne światy. A jednak…

1 komentarz:

  1. Szybki rozwój akcji, ale cieszę się, że chociaż rodzice Marka okazali serce i wspierają swojego syna :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń