niedziela, 20 lipca 2014

11. Nastoletnia miłość

Rozdział 11

Marek siedział przy biurku. Zerknął z pewną satysfakcją na wykonany chwilę temu rysunek techniczny. Musiał przyznać, że wyszedł z wprawy, bo kiedyś umiał robić to lepiej, ale po przypomnieniu sobie zasad, nauczeniu się tych, których zapomniał, i wykonaniu kilku rysunków zarówno znanych mu jak i wymyślonych budynków, znowu poczuł się pewnie. Pewnych rzeczy jednak po prostu się nie zapomina. Dom był strasznie pusty od wyjazdu Michała. Rodzice byli w pracy. Kiedyś był przyzwyczajony do takiej samotności. Nawet nie spodziewał się, że przez okres, jak Michał u niego mieszkał, tak bardzo przyzwyczaił się do jego obecności. Nawet jeśli nie byli akurat razem, to słyszał jakieś trzaskanie szafek, szum wody w łazience, granie telewizora, cokolwiek. Tęsknił, cholera no. Starał się zagłuszyć tą ciszę muzyką, bo tylko potęgowała ona tą tęsknotę, ale średnio mu wychodziło. Na dodatek martwił się. Ojciec chłopaka zadzwonił raz, właściwie nic nie powiedział. Miał tysiące wątpliwości, ale przekazał to Michałowi, choć obawiał się jego reakcji. Wolałby być obok niego przy takiej rozmowie. Przez telefon łatwo można było wcisnąć drugiej osobie kit. I dobrze wiedział, że Michał nie przyjął tej wiadomości tak spokojnie, jak udawał. Rozmawiali codziennie po kilka razy, ale raczej nie poruszali już tematu. Marek czekał na telefon od ojca Michała. Jeśli zadzwoni to go wypyta, a jeśli nie, to widocznie nie było to takie ważne. Usłyszał nagle dzwonek domofonu. Westchnął ciężko i zbiegł po schodach, zeskakując po dwa schodki. Kiedyś się przez to połamie. Włączył kamerkę (ojciec miał fisia na punkcie tych wszystkich ułatwień technicznych) i spojrzał na wyświetlacz. Zobaczył obcego sobie mężczyznę. Westchnął ciężko. Postanowił po prostu odebrać. Często zdarzało mu się wychodzić do ogrodu, ale dzisiaj pogoda do tego nie zachęcała, a on był jeszcze w piżamie.
- Słucham?
- Dzień dobry. Jestem ojcem Michała – oznajmił, lekko trzeszczący przez zakłócenia (będzie musiał wspomnieć o tym tacie) głos. Wstrzymał przez chwilę oddech.
- Przykro mi, Michała nie ma.
- A kiedy mogę go zastać?
Co miał mu powiedzieć? Przecież nie przeprosi go , mówiąc, że musi najpierw skontaktować się
z chłopakiem. – Michał nie chce z panem rozmawiać – postanowił postawić na szczerość. To zawsze było najlepsze wyjście.
- To jest ważniejsze od jego niechęci.
Marek przygryzł wargę. Nie lubił być stawiany w takich sytuacjach, ani decydować za innych.
- Niech pan wejdzie – powiedział w końcu i nacisnął guzik. Po chwili usłyszał trzask, świadczący o tym, że mężczyzna otworzył furtkę. Odłożył słuchawkę i szybko założył dżinsy i jakiś t-shirt. Nie włączał czajnika. Wątpił, żeby ucinali sobie miłą pogawędkę przy herbacie. Wcale nie miał nastroju rozmawiać z tym mężczyzną. Nie po tym co zrobił Michałowi. Co miał jednak zrobić? Kłócić się z nim nie mógł. Michał nie chciałby, żeby załatwiał takie sprawy w jego imieniu. Wpuścił mężczyznę do środka i zaprowadził go do salonu. – Więc o co chodzi?
- Wolałbym porozmawiać o tym z synem. – Ten człowiek miał tak zimne spojrzenie i beznamiętny głos, że Marek mimowolnie lekko zadrżał. Wcale nie było mu ciężko uwierzyć, że mógł być tyranem. Przełknął ślinkę i skinął głową.
- Rozumiem, jednak nie zastał go pan. Ostatnio często nie ma go w domu. – Nie chciał mu mówić, że wyjechał. Wtedy wypytywałby go dokąd, a nie chciał podawać mu takich informacji. Jakby miał odmówić skoro nie chciał wszczynać kłótni?
- Więc podaj mi do niego numer.
- Michał nie chce, żebym to robił. Wie o pana telefonie, podałem mu także numer. Skoro nie oddzwonił, to chyba o czymś świadczy? – Nie był pewien czy się nie zagalopował, ale nie mógł się powstrzymać. Ten facet bił, wyzywał i zastraszał Michała. Nie potrafił być wobec niego uprzejmy. Mógł tylko próbować trzymać nerwy na wodzy, co przychodziło mu z trudem, i łagodzić nieraz ostre wypowiedzi dobrym wychowaniem wpojonym mu przez rodziców.
- Powiedz mu, że to jest ważne. Nie obchodzi mnie czy ten gówniarz chce ze mną rozmawiać.
Marek zacisnął zęby i odetchnął głęboko. Musiał być spokojny. Mimo wszystko. A jego charakter wcale mu tego nie ułatwiał.
- Ale mnie to obchodzi. Mogę oczywiście przekazać, że to bardzo ważna sprawa. Myślę jednak, że gdyby powiedział mi pan o co chodzi, to wtedy…
- Chcę porozmawiać z synem.
Marek sapnął zniecierpliwiony, nie mogąc tego powstrzymać. Wprost uwielbiał takich upartych, denerwujących ludzi. Wiedział już po kim Michał odziedziczył upór i zaciętość, ale u jego chłopaka było to nieco inna cecha. Łagodniejsza. Nie złościł się, po prostu stawiał na swoim. Jego ojciec wyglądał na takiego co wszystko chciałby załatwiać agresją.
- Michał wspomniał, że jeśli jest to ważne, może skontaktować się z matką, więc gdyby podał pan jej numer, na pewno by zadzwonił.
- Tutaj chodzi właśnie o jego matkę.
Marek zmarszczył brwi. – Czy nie może pan po prostu powiedzieć tego mnie? Przekażę mu wszystko.
Mężczyzna wpatrywał się w niego przez chwilę. Marek z trudem wytrzymał jego spojrzenie. Ten człowiek samą swoją postawą wzbudzał strach i niepewność, a w nim dodatkowo irytację. Zazwyczaj, kiedy ktoś traktował go jak kogoś gorszego, a dodatkowo odczuwał strach, odzywała się jego bardziej nerwowa natura. Musiał koniecznie się uspokoić.
- A może zadzwonisz do niego i powiesz, żeby przyjechał?
Marek pokręcił głową. – Przykro mi, ale nie zrobię tego. Nie zmuszę go do kontaktu z panem, skoro tego nie chce.
- Więc zadzwoń i daj mi go do telefonu.
Marek wpatrywał się w niego przez chwilę. Na to ewentualnie mógł przystać, ale tylko jeśli Michał będzie chciał rozmawiać. Wątpił w to, ale mógł przecież zadzwonić. Wybrał jego numer. Odebrał po kilku sygnałach. – Cześć – rzucił do słuchawki.
- Cześć. Co tam?
- W porządku. Słuchaj… jest sprawa. – Przygryzł wargę.
- Jaka?
Odetchnął głęboko. – Przyszedł do mnie twój ojciec. Chciałby z tobą porozmawiać, więc…
- Marek, po co w ogóle go wpuszczałeś?
- Porozmawiamy o tym później, dobrze? – Nie chciał wgłębiać się przy ojcu Marka w jego motywy, bo sam tak naprawdę nie był ich pewien.
- Okej. Co chce?
- Nie wiem. To ponoć coś bardzo ważnego.
Michał westchnął ciężko i przez chwilę nie odpowiadał. – Nie może powiedzieć tobie?
- Prosi o rozmowę z tobą.
- Ja… - Słyszał, że się waha. Postanowił mimo wszystko go przekonać. Skoro chodziło tu o jego matkę, Michał może być zainteresowany.
- Chodzi o twoją mamę.
Michał odetchnął cicho. – Dobrze. Daj mi go.
- Okej. Trzymaj się. – Uśmiechnął się pocieszająco, chociaż nie mógł tego zobaczyć, i przekazał telefon starszemu mężczyźnie. Ten wziął telefon i od razu przeszedł do rzeczy.
- Twoja matka jest w szpitalu, a ty nawet nie raczysz się skontaktować. – Marek nie wiedział co odpowiedział Michał, ale z miny mężczyzny wywnioskował, że nie mogło być to nic, co by go zadowoliło. – Przyjedź, to się dowiesz. Mało mnie to interesuje. Mógłbyś w końcu wrócić do domu
i przestać się wygłupiać. – Zerknął na Marka, co kazało mu stwierdzić, że „wygłupianiem się” nazywa ich związek. Zacisnął zęby. Miał ochotę mu trzasnąć, a to nie wróżyło dobrze. Odetchnął głęboko. Nie był agresywny, jeśli nie wymagała tego sytuacja. Jedynie nerwowy. Musi się uspokoić. – Mało mnie to obchodzi, że nie chcesz. Wyrażaj się do mnie z szacunkiem, gówniarzu, jestem twoim ojcem. – Marek uniósł jedną brew. Jak mógł wymagać od Michała szacunku, skoro sam nazywał go gówniarzem? – Masz przyjechać i… Nie. Wrócisz do domu, czy ci się to podoba czy nie. Już pokazałeś wszystkim jaki jesteś niezależny, skończ w końcu.  Michał, kurwa, nie denerwuj mnie! – Marek aż podskoczył na ten wrzask. – Jesteś pieprzonym pedałem, powinieneś to leczyć, a nie praktykować! – Odsunął nagle telefon od ucha i zmarszczył brwi. – Rozłączył się – warknął. – Głupi dzieciak.
Marek zacisnął zęby, żeby przypadkiem nie powiedzieć facetowi co myśli. Odebrał swój telefon
i odprowadził go do drzwi. Nie dostał podziękowań za możliwość kontaktu z chłopakiem, ale nawet ich nie chciał, bo chyba by go szlag trafił. Już i tak miał ochotę coś rozwalić, najlepiej ojca Michała. Pożegnał się i zamknął drzwi. Zaklął kilka razy, żeby rozładować irytację i wybrał numer do chłopaka. Nie odebrał, ale czego on się spodziewał? Pewnie sądzi, że to jego ojciec. Poza tym może być na niego zły. Cholera, nie powinien się w to wtrącać!
Wysłał mu SMS. Michaś, to ja. Odbierz.
Po chwili zadzwonił raz jeszcze i tym razem chłopak odebrał. Marek westchnął cicho.
- Przepraszam. Nie powinienem był.
- W porządku. Przynajmniej wiem o co chodzi. – Głos mu drżał i Marek doskonale to słyszał. Spuścił wzrok.
- Dasz sobie radę? – Nie odpowiedział mu. Marek przymknął oczy i usiadł na kanapie. Był idiotą. Po co on w ogóle się mieszał. Powinien powiedzieć, że nie pomoże mu skontaktować się z Michałem. Sam był winny temu jak czuł się teraz jego chłopak i czuł się z tym okropnie. – Michaś… - odezwał się najłagodniej jak potrafił. – Kochanie…
- Nic mi nie będzie – niemal wyszeptał te słowa. Marek pokręcił głową. Doskonale wiedział, że sobie poradzi, ale będzie mu ciężko, będzie go bolało i rozrywało. Powinien być teraz przy nim.
- Na pewno? – zapytał cicho. – Skarbie, powiedz mi prawdę – poprosił. Był gotów nawet do niego jechać, jeśli będzie tego potrzebował.
- Poradzę sobie. – Głos mu drżał. Zapewne nie tylko głos. – Wracaj do nauki.
- Daj spokój. Uczyłem się przez ostatnie trzy dni. – I było to strasznie męczące. – Michał, wiem, że nie jest dobrze. Chcesz porozmawiać?
- Marek, dam sobie z tym radę. Cały czas daję.
- Tak, ale nie musisz robić tego sam – zapewnił go. – Będziesz chciał odwiedzić matkę?
- Będę musiał, jeśli chcę wiedzieć co jej jest, ojciec mi nic nie powie. Koniecznie chce doprowadzić do naszego spotkania, żeby zaciągnąć mnie do domu. – Głos zadrżał mu na końcu wypowiedzi. Nie chciał tam wracać i nie było to nic nowego.
- Nie może cię zmusić. Pójdę tam z tobą, jeśli będziesz chciał. – Ale póki co miał zmartwienie co zrobić z Michałem teraz. Chciałby do niego pojechać, nawet jeśli miało zająć mu to pięć godzin. Było dopiero południe. Jednak nie miał pieniędzy na pociąg, a nie mógł wyrywać rodziców z pracy. Nie chciał też czekać do wieczora. Cholera! – Chcesz, żebym do ciebie przyjechał? – Zrobi to tak, czy inaczej. Najwyżej pojedzie do pracy któregoś z rodziców.
- Nie, daj spokój. Wszystko okej. – Marek za dobrze go znał, żeby wierzyć, że nie chce. Oczywiście, że chciał. Potrzebował tego, jak zawsze, kiedy miał chwile słabości związaną z rodzicami, nawet jeśli miał to być tylko pocałunek w czoło.
- Michaś, bądź ze mną szczery, co? Przecież cię znam. Chcę ci pomóc w miarę możliwości, okej?
Michał westchnął ciężko. Marek mógł wyobrazić sobie jego udręczony wyraz twarzy. Czuł ból na samą myśl o tym. – Poradzę sobie sam… jednak… tak, łatwiej by mi było gdybyś przyjechał – przyznał. – Ale nie rób tego. Ja wrócę za trzy dni, a ty pojutrze masz egzamin… Obaj musimy się z tym uporać. Jak wrócę to wtedy pogadamy.
Pokręcił głową. Czemu Michał musiał być tak cholernie rozsądny, nawet kiedy tak naprawdę chciał się przytulić? A ponoć to on w tym związku jest większym realistą.
- Postaram się przyjechać, okej? Wyślij mi SMS z adresem twoich dziadków.
- Marek…
- Michał, proszę. – Wiedział, że ten ton nie znoszący sprzeciwu powinien zadziałać, skoro chłopak sam tego chciał, a odmawiał tylko ze względu na to, że tak byłoby rozsądniej.
- Okej – zgodził się po chwili.
Marek odetchnął. – Dasz sobie radę?
- Jasne.
- Dobrze – westchnął. Wiedział, że nie da, ale przez telefon dużo nie mógł poradzić. – Kończę. Zadzwonię do ojca. Przyjadę do ciebie niedługo. Trzymaj się, kochanie. Pa.
- Pa.
Rozłączył się i odetchnął głęboko. Wybrał numer do taty z nadzieją, że może będzie chciał go podrzucić. W innym wypadku pewnie będzie musiał czekać trochę na pociąg. I sprawdzić czy ma jakieś pieniądze na koncie. Poszczęściło mu się jednak, bo okazało się, że ojciec już wychodzi z pracy. Nie wnikał w szczegóły. Po prostu powiedział, że musi jechać do Michała, a potem być może zabrać go do domu, chociaż to nie było na razie pewne. Spakował tylko coś na przebranie po podróży. Nie jechał przecież na długo. Wziął też telefon i wysłał Michałowi SMS, że za kilka godzin będzie. Po chwili otrzymał odpowiedź z adresem.

Podróż dłużyła mu się niemiłosiernie, a pytania ojca nie ułatwiały. Nie chciał dysponować prywatnymi sprawami swojego chłopaka. Dzielił się nimi tylko z nim, bo mu ufał, ale to nie znaczy, że miał o tym opowiadać. Powiedział mu tylko trochę. Tyle, ile i tak prawdopodobnie prędzej czy później by z nich wyciągnięto.
- Jesteśmy.
Marek odetchnął i wyskoczył z samochodu. Kierując się danymi na karteczce zadzwonił pod odpowiedni numer, wyjaśnił kim jest, a potem wjechał windą na szóste piętro. Ojciec czekał w samochodzie. Nie chciał wchodzić, przeszkadzać, ani nic. Marek miał zaraz zadzwonić i powiedzieć mu czy wracają teraz, później, czy może ma jechać do domu, a oni sobie poradzą. Zapukał. Zaraz został zaprowadzony do pokoju Michała. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Cześć – przywitał się cicho. Przyciągnął chłopaka do siebie i otoczył go ramionami. Michał odetchnął z ulgą. Potrzebował go. Jak cholera go potrzebował. Przytulił twarz do jego barku i przymknął oczy. Dawał mu poczucie bezpieczeństwa, koił go i pocieszał nawet nic nie mówiąc. Marek pocałował go
w czoło. Obaj doskonale wiedzieli co ten gest oznaczał. Opiekę. Wsparcie.
Marek jakiś czas trzymał go w ramionach. Nie był pewien jak długo. Chciał dać mu wsparcie, pocieszyć go,  uspokoić. W końcu usiedli jednak na kanapie, choć nadal przytuleni.
- Wszystko w porządku? – Marek odgarnął z troską brązowe kosmyki i spojrzał mu prosto w jego niebieskie oczy.
- Sam nie wiem – szepnął, opierając głowę na jego ramieniu. – Czuję się fatalnie. Ale nie potrafię zignorować tego, że matka jest w szpitalu. Z drugiej strony ojciec na pewno tam będzie… nie chcę się z nim widzieć. Nie chcę się kłócić i znowu słyszeć tego wszystkiego… - Przymknął oczy. Marek westchnął cicho.
- Mogę pojechać tam z tobą. Jeśli chcesz możemy zabrać też mojego tatę, wtedy będziemy pewni, że nic nie zrobi. Wszystko będzie dobrze – szepnął mu do ucha. – Obiecuję ci to. – Delikatnie pocałował go w skroń.
- Najgorsze jest to, że choćbym chciał, to nie potrafię go znienawidzić.
- Jest twoim ojcem. Mimo wszystko. Wszystko zrobił źle, skrzywdził cię, ale kochasz go i tak, choć cię to boli. Sądzę, że to normalne. – Posadził go sobie na kolanach. – Ale on nie może zmuszać cię do kontaktu, do czegokolwiek. Jeśli tego nie chcesz, to nie rób.
- Nie mam zamiaru. Obawiam się tylko… raz mu się postawiłem. Nie wiem jak się zebrałem. Nie wiem też jakim cudem przez to nie oberwałem. Ale nigdy wcześniej nie potrafiłem postawić na swoim. Boję się, że teraz też… Ma na mnie wpływ, próbuję to zmienić, ale to nie jest proste.
- Dlatego nie puszczę cię samego. Nie skrzywdzi cię.
Michał pokiwał głową. – Dziękuję.
Wtulał się w jego ramiona jeszcze przez jakiś czas. Potrzebował tego. Poradziłby sobie tak czy inaczej… ale byłoby to o wiele trudniejsze i opłacone wieloma godzinami łez. Przy Marku umiał się wyciszyć, odnajdywał spokój, bezpieczeństwo i grunt pod nogami. Nie czuł się jakby wszystko mu się waliło, a on nie wiedział co ma z tym zrobić. Czuł, że może dać radę, jeśli tylko on będzie obok.
- Chcesz wrócić do domu czy zostać? – Marek szepnął mu do ucha.
- Wrócić. Zostałbym, ale chcę zobaczyć co z matką, poza tym nie miałbym już takiej przyjemności
z pobytu tutaj.
- Okej. To na spokojnie się wyszykuj, tata czeka na dole.

Następnego dnia Michał chciał iść do szpitala. Poszedł z nimi ojciec Marka i obiecał, że w razie potrzeby będzie interweniował. Michał nie był pewien czy dobrze robił. Tak, chciał wiedzieć co
z matką, a ojciec mu tego nie powie… ale i tak miał wątpliwości. Nie miał pojęcia czego się spodziewać ze strony taty, jakiej reakcji. Nie widział go od trzech miesięcy. Tak samo jak i matki, jednak jej przynajmniej się nie bał.
Marek kątem oka obserwował chłopaka. Od rana był nie swój, ale nie nalegał na rozmowę, bo wiedział, że ta prędzej czy później nadejdzie. Widział jego niepewność i wątpliwości. Rozumiał,
a przynajmniej starał się zrozumieć. Mógł tylko domyślać się co by zrobił i jakby czuł się w takiej sytuacji. On miał dobry kontakt z rodzicami. Kłócił się z nimi czasem, jak każdy nastolatek, ale nigdy nie bał się rozmowy z nimi. Stresował się, denerwował, że go ochrzanią, ale nigdy się nie bał. Z ojcem Michała przebywał może z dziesięć minut, ale od razu nie zapałał do niego sympatią. Był pewien, że nawet gdyby nie wiedział co zrobił Michałowi, nie polubiłby go. Ten człowiek wzbudzał niepewność, strach, może jakiś respekt, ale na pewno nie sympatię. Złapał Michała za rękę i uścisnął. Chłopak wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na niego. Marek posłał mu ciepły i, miał nadzieję, kojący uśmiech.
Jak dla Michała zdecydowanie za szybko dotarli pod szpital. Zdawał sobie sprawę, że im byli bliżej celu, tym bardziej stawał się spięty, ale nic nie mógł na to poradzić. Pewności dodawała mu obecność Marka i jego ojca. Pomogą mu, ale nie mógł uniknąć konfrontacji z ojcem.
- Jesteś pewien, że chcesz tam iść? – Marek zauważył, że jest coraz bardziej zdenerwowany.
- Nie, nie chcę. Ale i tak pójdę, bo w końcu i tak będę musiał się z tym zmierzyć, a lepiej od razu. – Wcale nie był do tego taki przekonany. Był pewien, że gdyby nie to, że nie szedł sam, to już dawno zboczyłby z trasy. Marek przygryzł wargę.
- Tato, zostawisz nas na chwilę? – Mężczyzna zgodził się i wszedł do budynku szpitala. Marek pociągnął chłopaka gdzieś na ubocze, żeby mogli spokojnie porozmawiać. Stanął przed nim i podniósł mu głowę tak, że musiał na niego spojrzeć. – Dasz sobie radę. Będę tam z tobą. Już raz postawiłeś się ojcu, nie pozwoliłeś żeby miał kontrolę, teraz też możesz to zrobić.
Michał westchnął ciężko i odwrócił wzrok. – Nie jestem tego pewien. Powiedziałem rodzicom, że jestem gejem w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy w to nie uwierzyli, ale to wszystko się już zaczęło. To było sześć lat temu. Udało mi się jakoś to wytrzymać... Ale nigdy nie umiałem postawić się ojcu. Matce jeszcze umiałem, ale nie jemu. Ten raz nie wiem jak dałem radę. Podejrzewam, że byłem zdenerwowany na wychowawczynię, na rodziców, może na siebie, poza tym dzień w szkole też do najmilszych nie należał, kiedy powiedzieliśmy wszystkim, że jesteśmy razem… więc wybuchnąłem, powiedziałem mu co myślę i wyszedłem. Na początku czułem się dobrze. Nie od razu do ciebie zadzwoniłem. Jakiś czas łaziłem tylko po mieście, żeby się uspokoić. A kiedy już to ze mnie opadło… poczułem się fatalnie. – Pokręcił głową. – Nie wiem dlaczego. Powinienem być z siebie zadowolony, ale nie byłem. Musiałem to odreagować. Do ciebie zadzwoniłem, kiedy byłem już całkiem spokojny. Nie wiem czy dam radę zrobić to drugi raz. Wtedy strach przyszedł dopiero po fakcie, ale teraz… - Wzruszył ramionami.
Marek przygryzł wargę. Tej części historii nie znał. Sądził, że Michał zadzwonił do niego od razu po wyjściu z domu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że było to dość niemożliwe, ze względu na ramy czasowe. Nie zdążyłby dojść do domu i porozmawiać z rodzicami w kilka minut, podczas których Michał kłócił się z ojcem. Odetchnął cicho.
- Jeśli będziesz potrzebował odreagować i wyrzucić emocje, to w porządku, Michaś. Nikt nikomu nie każe tutaj być silnym i twardym we wszystkim co robi. Chodzi o teraz. Dasz sobie radę. Wiem, że nie jesteś nerwowy, ale złość na niego mogłaby ci pomóc, tak samo jak wtedy. A jeśli jednak sobie nie poradzisz, to przecież po to zabraliśmy mojego ojca. Żeby w razie konieczności zareagował. Będę przy tobie. Nie muszę brać udziału w tej rozmowie, ale jeśli chcesz, to zrobię to.
- Nie… - Przygryzł wargę. Może i by chciał, ale to była jego walka. Jego demony. Sam musiał sobie
z tym poradzić. – Zrobię to sam. Tylko… bądź gdzieś niedaleko.
Marek uśmiechnął się do niego czule. – Cały czas będę w pobliżu. Wszystko będzie dobrze, okej?
- Okej.
- No. – Uśmiechnął się do niego. – Jesteś gotowy?
Nigdy nie będzie gotowy, ale musiał w końcu tam wejść. – Chodźmy.
Michał niepewnie wkroczył do szpitala. Czuł obecność Marka, jego dłoń na swojej, i dodawało mu to otuchy, ale wiedział, że będzie musiał poradzić sobie bez niego. Weszli po schodach na odpowiednie piętro. Ojciec wcześniej wysłał mu numer sali, więc wiedział gdzie powinni iść. Kiedy go zobaczył spiął się nieznacznie i mocniej ścisnął rękę Marka.
- W porządku, Michaś?
Czuł gulę w gardle. Niechętnie puścił dłoń chłopaka. – Idę.
Zostawił Marka i jego tatę, po czym ruszył do ojca. Miał wrażenie jakby podróż przez korytarz trwała całą wieczność. Z jednej strony chciał mieć to już za sobą, z drugiej wolałby żeby to nigdy nie nadeszło. Na korytarzu nie było żadnych ludzi oprócz nich. Stanął przed ojcem i odetchnął głęboko, czekając na jego reakcję, która od razu nadeszła.
- W końcu łaskawie się skontaktowałeś.
- Nie dziw się, że wcześniej tego nie robiłem. – Jego głos nie zabrzmiał tak, jak by sobie tego życzył. Słychać było jego niepewność. – Co z matką?
- Wejdź do niej, potem wracamy do domu.
Michał pokręcił głową i westchnął ciężko, ale wszedł na salę. Wolał kłócić się z ojcem po wizycie. Spojrzał na łóżko, gdzie leżała jego rodzicielka. Zawsze miał wobec niej mieszane uczucia. Kochał ją. Nigdy go nie uderzyła. Coś przykrego zdarzyło jej się mu powiedzieć raptem raz, czy dwa. Jednak mimo to nie była dobrą matką. Nigdy nie dawała mu tego co potrzebował dzieciak. Okazywać uczucia nauczyli go dopiero dziadkowie. Gdyby nie oni, zapewne byłby bardzo podobny do ojca. Patologia rodzi patologię, ale on na szczęście jakoś się uchował.
- Cześć mamo – powiedział. Wiedział, że powinno zabrzmieć to wesoło, czule… że powinno być słychać w jego głosie jakiekolwiek ciepłe uczucia. Ale nie potrafił. – Co się stało?
- Twój ojciec mnie pobił.
Michał zesztywniał. On był ofiarą, ale nigdy nie widział, żeby ojciec podniósł rękę na matkę. Kłócili się nieraz, ale ona nigdy od niego nie oberwała, a przynajmniej on o tym nie wiedział.
- Dlaczego?
- Przez ciebie. – Spojrzał na matkę zaskoczony, ale szczerze mówiąc nie zdziwił się. Pewnie była na niego wściekła. – Za to, że urodziłam i wychowałam pedała, który na dodatek stawia się rodzicom i nic nie robi sobie z ich zakazów.
Michał nawet nie wiedział co miałby na to powiedzieć. Musiał wyjść. Kręciło mu się w głowie. Czuł żal do matki za jej słowa, jak i wściekłość na ojca, że śmiał podnieść na nią rękę. Chciał ją jednocześnie bronić i znienawidzić. Sprzeczność tych emocji była nie do zniesienia. Na dodatek ojciec stał nadal przed salą, najwyraźniej zamierzając zabrać go do domu.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. – Głos mu drżał, choć nie wiedział czy z wściekłości, czy z bólu.
- Pójdziesz. – Jego głos był nieznoszący sprzeciwu.
Zacisnął zęby. – Pobiłeś ją.
- Tak. Należało jej się. Tak samo jak i tobie.
- Nienawidzę cię.
Poczuł niespodziewanie bolesne uderzenie. Zakręciło mu się w głowie, ale utrzymał równowagę. Momentalnie poczuł przy sobie swojego chłopaka.
- Zabierz go do domu – polecił ojciec Marka. Michał pozwolił mu wyciągnąć się ze szpitala, a potem posadzić się na jakiejś ławce.
Marek patrzył na niego z troską. Widział jego zdenerwowanie. Miejsce po uderzeniu miał zaczerwienione, więc domyślał się, że szybko wyjdzie mu siniak. Wyciągnął dłoń, chcąc pogłaskać go po policzku, ale Michał ją odtrącił.
- Spójrz na mnie – poprosił. Kiedy nie zareagował, dłonią odwrócił go tak, że musiał na niego patrzyć. – Michał…
- Daj mi spokój. – Wyrwał się i odwrócił głowę. Był wkurzony, zdenerwowany, rozżalony i czuł się okropnie. Marek to widział. Westchnął ciężko. Na rozmowę nie ma teraz co liczyć. Postanowił więc chociaż go przytulić, ale Michał nie pozwolił mu na to. – Czego w „daj mi spokój” nie rozumiesz?
- Chcę pomóc – warknął.
- Nic mi nie jest. – Ponownie odepchnął jego dłoń. – Marek!
- Michał, martwię się, okej?
- To się nie martw!
Marek pokręcił głową. – Rozumiem, że jesteś zdenerwowany, ale, do cholery ciężkiej, ja nic ci nie zrobiłem. – Głos mu stwardniał, a to był znak, że zaczyna się irytować. Nie chciał tego, ale taki już był. A Michał teraz wcale nie ułatwiał.
- Daj mi święty spokój.
- Michaś… - Wykrzesał z siebie ostatnie pokłady cierpliwości. Miał być oparciem, nie chciał go bardziej denerwować.
- Marek, czy ja mówię niewyraźnie? – Był wkurzony, a chłopak wcale mu nie pomagał. – Nie potrzebuję cię! – Wstał i ruszył do domu.

Marek westchnął ciężko. – Jak tam sobie chcesz – mruknął. Nie poszedł za nim. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz