Rozdział
11
Marek siedział przy biurku.
Zerknął z pewną satysfakcją na wykonany chwilę temu rysunek techniczny. Musiał
przyznać, że wyszedł z wprawy, bo kiedyś umiał robić to lepiej, ale po
przypomnieniu sobie zasad, nauczeniu się tych, których zapomniał, i wykonaniu
kilku rysunków zarówno znanych mu jak i wymyślonych budynków, znowu poczuł się
pewnie. Pewnych rzeczy jednak po prostu się nie zapomina. Dom był strasznie
pusty od wyjazdu Michała. Rodzice byli w pracy. Kiedyś był przyzwyczajony do
takiej samotności. Nawet nie spodziewał się, że przez okres, jak Michał u niego
mieszkał, tak bardzo przyzwyczaił się do jego obecności. Nawet jeśli nie byli
akurat razem, to słyszał jakieś trzaskanie szafek, szum wody w łazience, granie
telewizora, cokolwiek. Tęsknił, cholera no. Starał się zagłuszyć tą ciszę
muzyką, bo tylko potęgowała ona tą tęsknotę, ale średnio mu wychodziło. Na
dodatek martwił się. Ojciec chłopaka zadzwonił raz, właściwie nic nie
powiedział. Miał tysiące wątpliwości, ale przekazał to Michałowi, choć obawiał
się jego reakcji. Wolałby być obok niego przy takiej rozmowie. Przez telefon
łatwo można było wcisnąć drugiej osobie kit. I dobrze wiedział, że Michał nie
przyjął tej wiadomości tak spokojnie, jak udawał. Rozmawiali codziennie po
kilka razy, ale raczej nie poruszali już tematu. Marek czekał na telefon od
ojca Michała. Jeśli zadzwoni to go wypyta, a jeśli nie, to widocznie nie było
to takie ważne. Usłyszał nagle dzwonek domofonu. Westchnął ciężko i zbiegł po
schodach, zeskakując po dwa schodki. Kiedyś się przez to połamie. Włączył
kamerkę (ojciec miał fisia na punkcie tych wszystkich ułatwień technicznych) i
spojrzał na wyświetlacz. Zobaczył obcego sobie mężczyznę. Westchnął ciężko.
Postanowił po prostu odebrać. Często zdarzało mu się wychodzić do ogrodu, ale
dzisiaj pogoda do tego nie zachęcała, a on był jeszcze w piżamie.
- Słucham?
- Dzień dobry. Jestem ojcem Michała – oznajmił, lekko trzeszczący
przez zakłócenia (będzie musiał wspomnieć o tym tacie) głos. Wstrzymał przez
chwilę oddech.
- Przykro mi, Michała nie ma.
- A
kiedy mogę go zastać?
Co miał mu powiedzieć? Przecież
nie przeprosi go , mówiąc, że musi najpierw skontaktować się
z chłopakiem. – Michał nie chce
z panem rozmawiać – postanowił postawić na szczerość. To zawsze było najlepsze
wyjście.
- To jest ważniejsze od jego niechęci.
Marek przygryzł wargę. Nie
lubił być stawiany w takich sytuacjach, ani decydować za innych.
- Niech pan wejdzie –
powiedział w końcu i nacisnął guzik. Po chwili usłyszał trzask, świadczący o
tym, że mężczyzna otworzył furtkę. Odłożył słuchawkę i szybko założył dżinsy i
jakiś t-shirt. Nie włączał czajnika. Wątpił, żeby ucinali sobie miłą pogawędkę
przy herbacie. Wcale nie miał nastroju rozmawiać z tym mężczyzną. Nie po tym co
zrobił Michałowi. Co miał jednak zrobić? Kłócić się z nim nie mógł. Michał nie
chciałby, żeby załatwiał takie sprawy w jego imieniu. Wpuścił mężczyznę do
środka i zaprowadził go do salonu. – Więc o co chodzi?
- Wolałbym porozmawiać o tym z
synem. – Ten człowiek miał tak zimne spojrzenie i beznamiętny głos, że Marek
mimowolnie lekko zadrżał. Wcale nie było mu ciężko uwierzyć, że mógł być
tyranem. Przełknął ślinkę i skinął głową.
- Rozumiem, jednak nie zastał
go pan. Ostatnio często nie ma go w domu. – Nie chciał mu mówić, że wyjechał.
Wtedy wypytywałby go dokąd, a nie chciał podawać mu takich informacji. Jakby
miał odmówić skoro nie chciał wszczynać kłótni?
- Więc podaj mi do niego numer.
- Michał nie chce, żebym to
robił. Wie o pana telefonie, podałem mu także numer. Skoro nie oddzwonił, to
chyba o czymś świadczy? – Nie był pewien czy się nie zagalopował, ale nie mógł
się powstrzymać. Ten facet bił, wyzywał i zastraszał Michała. Nie potrafił być
wobec niego uprzejmy. Mógł tylko próbować trzymać nerwy na wodzy, co
przychodziło mu z trudem, i łagodzić nieraz ostre wypowiedzi dobrym wychowaniem
wpojonym mu przez rodziców.
- Powiedz mu, że to jest ważne.
Nie obchodzi mnie czy ten gówniarz chce ze mną rozmawiać.
Marek zacisnął zęby i odetchnął
głęboko. Musiał być spokojny. Mimo wszystko. A jego charakter wcale mu tego nie
ułatwiał.
- Ale mnie to obchodzi. Mogę
oczywiście przekazać, że to bardzo ważna sprawa. Myślę jednak, że gdyby
powiedział mi pan o co chodzi, to wtedy…
- Chcę porozmawiać z synem.
Marek sapnął zniecierpliwiony,
nie mogąc tego powstrzymać. Wprost uwielbiał takich upartych, denerwujących
ludzi. Wiedział już po kim Michał odziedziczył upór i zaciętość, ale u jego
chłopaka było to nieco inna cecha. Łagodniejsza. Nie złościł się, po prostu
stawiał na swoim. Jego ojciec wyglądał na takiego co wszystko chciałby
załatwiać agresją.
- Michał wspomniał, że jeśli
jest to ważne, może skontaktować się z matką, więc gdyby podał pan jej numer,
na pewno by zadzwonił.
- Tutaj chodzi właśnie o jego
matkę.
Marek zmarszczył brwi. – Czy
nie może pan po prostu powiedzieć tego mnie? Przekażę mu wszystko.
Mężczyzna wpatrywał się w niego
przez chwilę. Marek z trudem wytrzymał jego spojrzenie. Ten człowiek samą swoją
postawą wzbudzał strach i niepewność, a w nim dodatkowo irytację. Zazwyczaj,
kiedy ktoś traktował go jak kogoś gorszego, a dodatkowo odczuwał strach,
odzywała się jego bardziej nerwowa natura. Musiał koniecznie się uspokoić.
- A może zadzwonisz do niego i
powiesz, żeby przyjechał?
Marek pokręcił głową. – Przykro
mi, ale nie zrobię tego. Nie zmuszę go do kontaktu z panem, skoro tego nie
chce.
- Więc zadzwoń i daj mi go do
telefonu.
Marek wpatrywał się w niego
przez chwilę. Na to ewentualnie mógł przystać, ale tylko jeśli Michał będzie
chciał rozmawiać. Wątpił w to, ale mógł przecież zadzwonić. Wybrał jego numer.
Odebrał po kilku sygnałach. – Cześć – rzucił do słuchawki.
-
Cześć. Co tam?
- W porządku. Słuchaj… jest
sprawa. – Przygryzł wargę.
- Jaka?
Odetchnął głęboko. – Przyszedł
do mnie twój ojciec. Chciałby z tobą porozmawiać, więc…
- Marek, po co w ogóle go wpuszczałeś?
- Porozmawiamy o tym później,
dobrze? – Nie chciał wgłębiać się przy ojcu Marka w jego motywy, bo sam tak
naprawdę nie był ich pewien.
- Okej.
Co chce?
- Nie wiem. To ponoć coś bardzo
ważnego.
Michał westchnął ciężko i przez
chwilę nie odpowiadał. – Nie może powiedzieć tobie?
- Prosi
o rozmowę z tobą.
- Ja… - Słyszał, że się waha.
Postanowił mimo wszystko go przekonać. Skoro chodziło tu o jego matkę, Michał
może być zainteresowany.
- Chodzi o twoją mamę.
Michał odetchnął cicho. – Dobrze. Daj mi go.
- Okej. Trzymaj się. –
Uśmiechnął się pocieszająco, chociaż nie mógł tego zobaczyć, i przekazał
telefon starszemu mężczyźnie. Ten wziął telefon i od razu przeszedł do rzeczy.
- Twoja matka jest w szpitalu,
a ty nawet nie raczysz się skontaktować. – Marek nie wiedział co odpowiedział
Michał, ale z miny mężczyzny wywnioskował, że nie mogło być to nic, co by go
zadowoliło. – Przyjedź, to się dowiesz. Mało mnie to interesuje. Mógłbyś w
końcu wrócić do domu
i przestać się wygłupiać. –
Zerknął na Marka, co kazało mu stwierdzić, że „wygłupianiem się” nazywa ich
związek. Zacisnął zęby. Miał ochotę mu trzasnąć, a to nie wróżyło dobrze.
Odetchnął głęboko. Nie był agresywny, jeśli nie wymagała tego sytuacja. Jedynie
nerwowy. Musi się uspokoić. – Mało mnie to obchodzi, że nie chcesz. Wyrażaj się
do mnie z szacunkiem, gówniarzu, jestem twoim ojcem. – Marek uniósł jedną brew.
Jak mógł wymagać od Michała szacunku, skoro sam nazywał go gówniarzem? – Masz przyjechać i… Nie. Wrócisz do domu, czy ci się
to podoba czy nie. Już pokazałeś wszystkim jaki jesteś niezależny, skończ w
końcu. Michał, kurwa, nie denerwuj mnie!
– Marek aż podskoczył na ten wrzask. – Jesteś pieprzonym pedałem, powinieneś to
leczyć, a nie praktykować! – Odsunął nagle telefon od ucha i zmarszczył brwi. –
Rozłączył się – warknął. – Głupi dzieciak.
Marek zacisnął zęby, żeby
przypadkiem nie powiedzieć facetowi co myśli. Odebrał swój telefon
i odprowadził go do drzwi. Nie
dostał podziękowań za możliwość kontaktu z chłopakiem, ale nawet ich nie
chciał, bo chyba by go szlag trafił. Już i tak miał ochotę coś rozwalić,
najlepiej ojca Michała. Pożegnał się i zamknął drzwi. Zaklął kilka razy, żeby
rozładować irytację i wybrał numer do chłopaka. Nie odebrał, ale czego on się
spodziewał? Pewnie sądzi, że to jego ojciec. Poza tym może być na niego zły.
Cholera, nie powinien się w to wtrącać!
Wysłał mu SMS. Michaś, to ja. Odbierz.
Po chwili zadzwonił raz jeszcze
i tym razem chłopak odebrał. Marek westchnął cicho.
- Przepraszam. Nie powinienem
był.
- W
porządku. Przynajmniej wiem o co chodzi. – Głos mu drżał i Marek
doskonale to słyszał. Spuścił wzrok.
- Dasz sobie radę? – Nie
odpowiedział mu. Marek przymknął oczy i usiadł na kanapie. Był idiotą. Po co on
w ogóle się mieszał. Powinien powiedzieć, że nie pomoże mu skontaktować się z
Michałem. Sam był winny temu jak czuł się teraz jego chłopak i czuł się z tym
okropnie. – Michaś… - odezwał się najłagodniej jak potrafił. – Kochanie…
- Nic mi nie będzie – niemal
wyszeptał te słowa. Marek pokręcił głową. Doskonale wiedział, że sobie poradzi,
ale będzie mu ciężko, będzie go bolało i rozrywało. Powinien być teraz przy
nim.
- Na pewno? – zapytał cicho. –
Skarbie, powiedz mi prawdę – poprosił. Był gotów nawet do niego jechać, jeśli
będzie tego potrzebował.
- Poradzę sobie. – Głos mu drżał. Zapewne nie tylko głos. – Wracaj do nauki.
- Daj spokój. Uczyłem się przez
ostatnie trzy dni. – I było to strasznie męczące. – Michał, wiem, że nie jest
dobrze. Chcesz porozmawiać?
-
Marek, dam sobie z tym radę. Cały czas daję.
- Tak, ale nie musisz robić
tego sam – zapewnił go. – Będziesz chciał odwiedzić matkę?
- Będę musiał, jeśli chcę wiedzieć co jej jest, ojciec mi nic nie powie.
Koniecznie chce doprowadzić do naszego spotkania, żeby zaciągnąć mnie do domu. –
Głos zadrżał mu na końcu wypowiedzi. Nie chciał tam wracać i nie było to nic
nowego.
- Nie może cię zmusić. Pójdę tam
z tobą, jeśli będziesz chciał. – Ale póki co miał zmartwienie co zrobić z
Michałem teraz. Chciałby do niego pojechać, nawet jeśli miało zająć mu to pięć
godzin. Było dopiero południe. Jednak nie miał pieniędzy na pociąg, a nie mógł
wyrywać rodziców z pracy. Nie chciał też czekać do wieczora. Cholera! – Chcesz,
żebym do ciebie przyjechał? – Zrobi to tak, czy inaczej. Najwyżej pojedzie do
pracy któregoś z rodziców.
- Nie,
daj spokój. Wszystko okej. – Marek za dobrze go znał, żeby wierzyć, że
nie chce. Oczywiście, że chciał. Potrzebował tego, jak zawsze, kiedy miał
chwile słabości związaną z rodzicami, nawet jeśli miał to być tylko pocałunek w
czoło.
- Michaś, bądź ze mną szczery,
co? Przecież cię znam. Chcę ci pomóc w miarę możliwości, okej?
Michał westchnął ciężko. Marek
mógł wyobrazić sobie jego udręczony wyraz twarzy. Czuł ból na samą myśl o tym.
– Poradzę sobie sam… jednak… tak, łatwiej
by mi było gdybyś przyjechał – przyznał. – Ale nie rób tego. Ja wrócę za trzy dni, a ty pojutrze masz egzamin…
Obaj musimy się z tym uporać. Jak wrócę to wtedy pogadamy.
Pokręcił głową. Czemu Michał
musiał być tak cholernie rozsądny, nawet kiedy tak naprawdę chciał się
przytulić? A ponoć to on w tym związku jest większym realistą.
- Postaram się przyjechać,
okej? Wyślij mi SMS z adresem twoich dziadków.
-
Marek…
- Michał, proszę. – Wiedział,
że ten ton nie znoszący sprzeciwu powinien zadziałać, skoro chłopak sam tego
chciał, a odmawiał tylko ze względu na to, że tak byłoby rozsądniej.
- Okej –
zgodził się po chwili.
Marek odetchnął. – Dasz sobie
radę?
- Jasne.
- Dobrze – westchnął. Wiedział,
że nie da, ale przez telefon dużo nie mógł poradzić. – Kończę. Zadzwonię do
ojca. Przyjadę do ciebie niedługo. Trzymaj się, kochanie. Pa.
- Pa.
Rozłączył się i odetchnął
głęboko. Wybrał numer do taty z nadzieją, że może będzie chciał go podrzucić. W
innym wypadku pewnie będzie musiał czekać trochę na pociąg. I sprawdzić czy ma
jakieś pieniądze na koncie. Poszczęściło mu się jednak, bo okazało się, że
ojciec już wychodzi z pracy. Nie wnikał w szczegóły. Po prostu powiedział, że
musi jechać do Michała, a potem być może zabrać go do domu, chociaż to nie było
na razie pewne. Spakował tylko coś na przebranie po podróży. Nie jechał
przecież na długo. Wziął też telefon i wysłał Michałowi SMS, że za kilka godzin
będzie. Po chwili otrzymał odpowiedź z adresem.
Podróż dłużyła mu się
niemiłosiernie, a pytania ojca nie ułatwiały. Nie chciał dysponować prywatnymi
sprawami swojego chłopaka. Dzielił się nimi tylko z nim, bo mu ufał, ale to nie
znaczy, że miał o tym opowiadać. Powiedział mu tylko trochę. Tyle, ile i tak
prawdopodobnie prędzej czy później by z nich wyciągnięto.
- Jesteśmy.
Marek odetchnął i wyskoczył z
samochodu. Kierując się danymi na karteczce zadzwonił pod odpowiedni numer,
wyjaśnił kim jest, a potem wjechał windą na szóste piętro. Ojciec czekał w
samochodzie. Nie chciał wchodzić, przeszkadzać, ani nic. Marek miał zaraz
zadzwonić i powiedzieć mu czy wracają teraz, później, czy może ma jechać do
domu, a oni sobie poradzą. Zapukał. Zaraz został zaprowadzony do pokoju
Michała. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Cześć – przywitał się cicho.
Przyciągnął chłopaka do siebie i otoczył go ramionami. Michał odetchnął z ulgą.
Potrzebował go. Jak cholera go potrzebował. Przytulił twarz do jego barku i
przymknął oczy. Dawał mu poczucie bezpieczeństwa, koił go i pocieszał nawet nic
nie mówiąc. Marek pocałował go
w czoło. Obaj doskonale
wiedzieli co ten gest oznaczał. Opiekę. Wsparcie.
Marek jakiś czas trzymał go w
ramionach. Nie był pewien jak długo. Chciał dać mu wsparcie, pocieszyć go, uspokoić. W końcu usiedli jednak na kanapie,
choć nadal przytuleni.
- Wszystko w porządku? – Marek
odgarnął z troską brązowe kosmyki i spojrzał mu prosto w jego niebieskie oczy.
- Sam nie wiem – szepnął,
opierając głowę na jego ramieniu. – Czuję się fatalnie. Ale nie potrafię
zignorować tego, że matka jest w szpitalu. Z drugiej strony ojciec na pewno tam
będzie… nie chcę się z nim widzieć. Nie chcę się kłócić i znowu słyszeć tego
wszystkiego… - Przymknął oczy. Marek westchnął cicho.
- Mogę pojechać tam z tobą.
Jeśli chcesz możemy zabrać też mojego tatę, wtedy będziemy pewni, że nic nie
zrobi. Wszystko będzie dobrze – szepnął mu do ucha. – Obiecuję ci to. –
Delikatnie pocałował go w skroń.
- Najgorsze jest to, że choćbym
chciał, to nie potrafię go znienawidzić.
- Jest twoim ojcem. Mimo wszystko.
Wszystko zrobił źle, skrzywdził cię, ale kochasz go i tak, choć cię to boli.
Sądzę, że to normalne. – Posadził go sobie na kolanach. – Ale on nie może
zmuszać cię do kontaktu, do czegokolwiek. Jeśli tego nie chcesz, to nie rób.
- Nie mam zamiaru. Obawiam się
tylko… raz mu się postawiłem. Nie wiem jak się zebrałem. Nie wiem też jakim
cudem przez to nie oberwałem. Ale nigdy wcześniej nie potrafiłem postawić na
swoim. Boję się, że teraz też… Ma na mnie wpływ, próbuję to zmienić, ale to nie
jest proste.
- Dlatego nie puszczę cię
samego. Nie skrzywdzi cię.
Michał pokiwał głową. –
Dziękuję.
Wtulał się w jego ramiona
jeszcze przez jakiś czas. Potrzebował tego. Poradziłby sobie tak czy inaczej…
ale byłoby to o wiele trudniejsze i opłacone wieloma godzinami łez. Przy Marku
umiał się wyciszyć, odnajdywał spokój, bezpieczeństwo i grunt pod nogami. Nie
czuł się jakby wszystko mu się waliło, a on nie wiedział co ma z tym zrobić.
Czuł, że może dać radę, jeśli tylko on będzie obok.
- Chcesz wrócić do domu czy zostać?
– Marek szepnął mu do ucha.
- Wrócić. Zostałbym, ale chcę
zobaczyć co z matką, poza tym nie miałbym już takiej przyjemności
z pobytu tutaj.
- Okej. To na spokojnie się
wyszykuj, tata czeka na dole.
Następnego dnia Michał chciał
iść do szpitala. Poszedł z nimi ojciec Marka i obiecał, że w razie potrzeby
będzie interweniował. Michał nie był pewien czy dobrze robił. Tak, chciał
wiedzieć co
z matką, a ojciec mu tego nie
powie… ale i tak miał wątpliwości. Nie miał pojęcia czego się spodziewać ze
strony taty, jakiej reakcji. Nie widział go od trzech miesięcy. Tak samo jak i
matki, jednak jej przynajmniej się nie bał.
Marek kątem oka obserwował
chłopaka. Od rana był nie swój, ale nie nalegał na rozmowę, bo wiedział, że ta
prędzej czy później nadejdzie. Widział jego niepewność i wątpliwości. Rozumiał,
a przynajmniej starał się
zrozumieć. Mógł tylko domyślać się co by zrobił i jakby czuł się w takiej
sytuacji. On miał dobry kontakt z rodzicami. Kłócił się z nimi czasem, jak
każdy nastolatek, ale nigdy nie bał się rozmowy z nimi. Stresował się,
denerwował, że go ochrzanią, ale nigdy się nie bał. Z ojcem Michała przebywał
może z dziesięć minut, ale od razu nie zapałał do niego sympatią. Był pewien,
że nawet gdyby nie wiedział co zrobił Michałowi, nie polubiłby go. Ten człowiek
wzbudzał niepewność, strach, może jakiś respekt, ale na pewno nie sympatię. Złapał
Michała za rękę i uścisnął. Chłopak wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na
niego. Marek posłał mu ciepły i, miał nadzieję, kojący uśmiech.
Jak dla Michała zdecydowanie za
szybko dotarli pod szpital. Zdawał sobie sprawę, że im byli bliżej celu, tym
bardziej stawał się spięty, ale nic nie mógł na to poradzić. Pewności dodawała
mu obecność Marka i jego ojca. Pomogą mu, ale nie mógł uniknąć konfrontacji z
ojcem.
- Jesteś pewien, że chcesz tam
iść? – Marek zauważył, że jest coraz bardziej zdenerwowany.
- Nie, nie chcę. Ale i tak
pójdę, bo w końcu i tak będę musiał się z tym zmierzyć, a lepiej od razu. –
Wcale nie był do tego taki przekonany. Był pewien, że gdyby nie to, że nie
szedł sam, to już dawno zboczyłby z trasy. Marek przygryzł wargę.
- Tato, zostawisz nas na
chwilę? – Mężczyzna zgodził się i wszedł do budynku szpitala. Marek pociągnął
chłopaka gdzieś na ubocze, żeby mogli spokojnie porozmawiać. Stanął przed nim i
podniósł mu głowę tak, że musiał na niego spojrzeć. – Dasz sobie radę. Będę tam
z tobą. Już raz postawiłeś się ojcu, nie pozwoliłeś żeby miał kontrolę, teraz
też możesz to zrobić.
Michał westchnął ciężko i
odwrócił wzrok. – Nie jestem tego pewien. Powiedziałem rodzicom, że jestem
gejem w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy w to nie uwierzyli, ale to wszystko
się już zaczęło. To było sześć lat temu. Udało mi się jakoś to wytrzymać... Ale
nigdy nie umiałem postawić się ojcu. Matce jeszcze umiałem, ale nie jemu. Ten
raz nie wiem jak dałem radę. Podejrzewam, że byłem zdenerwowany na
wychowawczynię, na rodziców, może na siebie, poza tym dzień w szkole też do
najmilszych nie należał, kiedy powiedzieliśmy wszystkim, że jesteśmy razem…
więc wybuchnąłem, powiedziałem mu co myślę i wyszedłem. Na początku czułem się
dobrze. Nie od razu do ciebie zadzwoniłem. Jakiś czas łaziłem tylko po mieście,
żeby się uspokoić. A kiedy już to ze mnie opadło… poczułem się fatalnie. –
Pokręcił głową. – Nie wiem dlaczego. Powinienem być z siebie zadowolony, ale
nie byłem. Musiałem to odreagować. Do ciebie zadzwoniłem, kiedy byłem już
całkiem spokojny. Nie wiem czy dam radę zrobić to drugi raz. Wtedy strach
przyszedł dopiero po fakcie, ale teraz… - Wzruszył ramionami.
Marek przygryzł wargę. Tej
części historii nie znał. Sądził, że Michał zadzwonił do niego od razu po
wyjściu z domu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że było to dość niemożliwe, ze
względu na ramy czasowe. Nie zdążyłby dojść do domu i porozmawiać z rodzicami w
kilka minut, podczas których Michał kłócił się z ojcem. Odetchnął cicho.
- Jeśli będziesz potrzebował
odreagować i wyrzucić emocje, to w porządku, Michaś. Nikt nikomu nie każe tutaj
być silnym i twardym we wszystkim co robi. Chodzi o teraz. Dasz sobie radę.
Wiem, że nie jesteś nerwowy, ale złość na niego mogłaby ci pomóc, tak samo jak
wtedy. A jeśli jednak sobie nie poradzisz, to przecież po to zabraliśmy mojego
ojca. Żeby w razie konieczności zareagował. Będę przy tobie. Nie muszę brać
udziału w tej rozmowie, ale jeśli chcesz, to zrobię to.
- Nie… - Przygryzł wargę. Może
i by chciał, ale to była jego walka. Jego demony. Sam musiał sobie
z tym poradzić. – Zrobię to
sam. Tylko… bądź gdzieś niedaleko.
Marek uśmiechnął się do niego
czule. – Cały czas będę w pobliżu. Wszystko będzie dobrze, okej?
- Okej.
- No. – Uśmiechnął się do
niego. – Jesteś gotowy?
Nigdy nie będzie gotowy, ale
musiał w końcu tam wejść. – Chodźmy.
Michał niepewnie wkroczył do
szpitala. Czuł obecność Marka, jego dłoń na swojej, i dodawało mu to otuchy,
ale wiedział, że będzie musiał poradzić sobie bez niego. Weszli po schodach na
odpowiednie piętro. Ojciec wcześniej wysłał mu numer sali, więc wiedział gdzie
powinni iść. Kiedy go zobaczył spiął się nieznacznie i mocniej ścisnął rękę Marka.
- W porządku, Michaś?
Czuł gulę w gardle. Niechętnie
puścił dłoń chłopaka. – Idę.
Zostawił Marka i jego tatę, po
czym ruszył do ojca. Miał wrażenie jakby podróż przez korytarz trwała całą
wieczność. Z jednej strony chciał mieć to już za sobą, z drugiej wolałby żeby
to nigdy nie nadeszło. Na korytarzu nie było żadnych ludzi oprócz nich. Stanął
przed ojcem i odetchnął głęboko, czekając na jego reakcję, która od razu
nadeszła.
- W końcu łaskawie się
skontaktowałeś.
- Nie dziw się, że wcześniej
tego nie robiłem. – Jego głos nie zabrzmiał tak, jak by sobie tego życzył.
Słychać było jego niepewność. – Co z matką?
- Wejdź do niej, potem wracamy
do domu.
Michał pokręcił głową i
westchnął ciężko, ale wszedł na salę. Wolał kłócić się z ojcem po wizycie. Spojrzał
na łóżko, gdzie leżała jego rodzicielka. Zawsze miał wobec niej mieszane
uczucia. Kochał ją. Nigdy go nie uderzyła. Coś przykrego zdarzyło jej się mu
powiedzieć raptem raz, czy dwa. Jednak mimo to nie była dobrą matką. Nigdy nie
dawała mu tego co potrzebował dzieciak. Okazywać uczucia nauczyli go dopiero
dziadkowie. Gdyby nie oni, zapewne byłby bardzo podobny do ojca. Patologia
rodzi patologię, ale on na szczęście jakoś się uchował.
- Cześć mamo – powiedział.
Wiedział, że powinno zabrzmieć to wesoło, czule… że powinno być słychać w jego
głosie jakiekolwiek ciepłe uczucia. Ale nie potrafił. – Co się stało?
- Twój ojciec mnie pobił.
Michał zesztywniał. On był
ofiarą, ale nigdy nie widział, żeby ojciec podniósł rękę na matkę. Kłócili się
nieraz, ale ona nigdy od niego nie oberwała, a przynajmniej on o tym nie
wiedział.
- Dlaczego?
- Przez ciebie. – Spojrzał na
matkę zaskoczony, ale szczerze mówiąc nie zdziwił się. Pewnie była na niego
wściekła. – Za to, że urodziłam i wychowałam pedała, który na dodatek stawia
się rodzicom i nic nie robi sobie z ich zakazów.
Michał nawet nie wiedział co
miałby na to powiedzieć. Musiał wyjść. Kręciło mu się w głowie. Czuł żal do
matki za jej słowa, jak i wściekłość na ojca, że śmiał podnieść na nią rękę.
Chciał ją jednocześnie bronić i znienawidzić. Sprzeczność tych emocji była nie
do zniesienia. Na dodatek ojciec stał nadal przed salą, najwyraźniej
zamierzając zabrać go do domu.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. –
Głos mu drżał, choć nie wiedział czy z wściekłości, czy z bólu.
- Pójdziesz. – Jego głos był
nieznoszący sprzeciwu.
Zacisnął zęby. – Pobiłeś ją.
- Tak. Należało jej się. Tak
samo jak i tobie.
- Nienawidzę cię.
Poczuł niespodziewanie bolesne
uderzenie. Zakręciło mu się w głowie, ale utrzymał równowagę. Momentalnie
poczuł przy sobie swojego chłopaka.
- Zabierz go do domu – polecił
ojciec Marka. Michał pozwolił mu wyciągnąć się ze szpitala, a potem posadzić
się na jakiejś ławce.
Marek patrzył na niego z
troską. Widział jego zdenerwowanie. Miejsce po uderzeniu miał zaczerwienione,
więc domyślał się, że szybko wyjdzie mu siniak. Wyciągnął dłoń, chcąc pogłaskać
go po policzku, ale Michał ją odtrącił.
- Spójrz na mnie – poprosił.
Kiedy nie zareagował, dłonią odwrócił go tak, że musiał na niego patrzyć. –
Michał…
- Daj mi spokój. – Wyrwał się i
odwrócił głowę. Był wkurzony, zdenerwowany, rozżalony i czuł się okropnie.
Marek to widział. Westchnął ciężko. Na rozmowę nie ma teraz co liczyć.
Postanowił więc chociaż go przytulić, ale Michał nie pozwolił mu na to. – Czego
w „daj mi spokój” nie rozumiesz?
- Chcę pomóc – warknął.
- Nic mi nie jest. – Ponownie
odepchnął jego dłoń. – Marek!
- Michał, martwię się, okej?
- To się nie martw!
Marek pokręcił głową. –
Rozumiem, że jesteś zdenerwowany, ale, do cholery ciężkiej, ja nic ci nie
zrobiłem. – Głos mu stwardniał, a to był znak, że zaczyna się irytować. Nie
chciał tego, ale taki już był. A Michał teraz wcale nie ułatwiał.
- Daj mi święty spokój.
- Michaś… - Wykrzesał z siebie
ostatnie pokłady cierpliwości. Miał być oparciem, nie chciał go bardziej
denerwować.
- Marek, czy ja mówię
niewyraźnie? – Był wkurzony, a chłopak wcale mu nie pomagał. – Nie potrzebuję cię!
– Wstał i ruszył do domu.
Marek westchnął ciężko. – Jak
tam sobie chcesz – mruknął. Nie poszedł za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz