niedziela, 20 lipca 2014

7. Nastoletnia miłość

Rozdział 7

Leżeli w łóżku, nie przeszkadzał im fakt, że było jednoosobowe. Leżeli na tyle blisko siebie, że nie stanowiło to większego problemu.
- Jak twój brat zareaguje na fakt, że masz chłopaka? – Michał w końcu zadał pytanie, z którym nosił się już od obiadu. Marek wzruszył ramionami.
- Nic nie powinien powiedzieć. Sam w naszym wieku miał faceta.
- Jest gejem?
Pokręcił głową. – Nie, zdecydowanie nie. Ogląda się wyłącznie za dziewczynami. Po prostu poznał raz chłopaka, który bardziej go poruszył, do którego poczuł coś więcej, który był dla niego pociągający. Jacek był taki, że uważał, że wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Czy to papierosy, czy alkohol, czy używki, czy seks z facetem, wszystko było dla niego tylko przygodą, epizodem. Lubiłem tego chłopaka nawet. Wtedy byłem dzieciakiem, a on zawsze się ze mną pobawił, pogadał, obejrzał bajkę czy posłuchał jakiegoś opowiadania, które w pierwszej klasie lubiłem czasem wymyślać. Potem Jacek stwierdził, że woli jednak dziewczyny, że chłopak był tylko czymś ciekawym, nowym… Wtedy nie bardzo się nad tym zastanawiałem, ale teraz żal mi tego gościa. Zakochał się pewnie w Jacku, a on… ale cóż, mój brat już taki był. Nigdy go nie obchodziło za bardzo czy kogoś skrzywdzi. Teraz dorósł i już taki nie jest, ma żonę i dzieci, ale wtedy chciał po prostu wszystkiego spróbować.
- Nie ma tak, że nigdy nikogo nie zranisz w swoim życiu.
- Jasne – zgodził się. – Nie zadowolisz wszystkich. Ale Jacek był mistrzem w łamaniu serc i innych takich.
- A ty nie? – Spojrzał na niego przekornie. – Ile razy cię widziałem z jakąś dziewczyną?
Skrzywił się nieznacznie. – Nigdy nie chciałem ich ranić. Ale po prostu to nigdy nie było to. Zawsze mi czegoś brakowało. Jak nawet coś tam czułem, choć nigdy się nie zakochałem tak naprawdę, to zbliżenia z dziewczynami zwyczajnie mnie nie kręciły. Nigdy. Chciałem tego dla zasady, nie było to złe, ale nigdy nie było dobrze. – Pocałował go w czoło. – Za to teraz jest bardziej niż dobrze. I już wiem czego mi brakowało przez cały czas.
Michał uśmiechnął się i przytulił się do jego ramienia. – Nigdy nie zauważałeś, że podobają ci się faceci?
- Wiesz… odpychałem od siebie tą myśl, że podoba mi się kolega, aktor, czy przypadkowy przystojny facet w autobusie. Wolałem oszukiwać samego siebie, tak było łatwiej, szczególnie dla kogoś, kto nie chce się wyróżniać w sposób, którego nie akceptują ludzie. Dopiero przy tobie mi to nijak nie wyszło – zaśmiał się. – Nie umiałem udawać, że nic nie czuję. I tak długo mi się udało wytrzymać… gdybym wiedział, że nie muszę się powstrzymywać przed zbliżeniem się do ciebie, to kto wie, może już dawno bylibyśmy razem? – Pocałował go w czoło. Zerknął kątem oka na zegar elektryczny. Dochodziła północ. Jego brat miał przyjechać koło dziewiątej rano. Nastawił już budzik. Z salonu dobiegał ich dźwięk włączonego telewizora i ciche rozmowy rodziców. Pewnie sądzili, że już śpią. – Michaś?
- No?
- Tak się zastanawiałem… może po maturach byśmy gdzieś razem pojechali? Jak będzie pogoda. Mój wujek ma gospodarstwo agroturystyczne w Starej Kiszewie. Na Kaszubach. To trzy godziny jazdy. Rodzice powinni się zgodzić.
- Jasne. – Uśmiechnął się. – Kilka dni tylko z tobą to kusząca perspektywa.
Marek zaśmiał się i pocałował go mocno. Michał odwzajemniał jego pocałunki z poczuciem, że jest cholernie szczęśliwy. Tyle czasu tylko się za nim oglądał, podkochiwał się i marzył o nim, a teraz miał go całego dla siebie. Choć naprawdę był nieco inny niż pokazywał w szkole, to Michał właśnie takiego go kochał. Miał nawet nadzieję, że nie jest taki za jakiego chce uchodzić przed kolegami. Zawsze wydawał mu się spokojniejszy, bardziej opanowany. Nie śmiał się z nikogo, kiedy jego kumple to robili. Uczył się, nawet jeśli z niektórych przedmiotów szło mu gorzej. Czasem miał okazję posłuchać jego rozmowy z kimś innym, niż jego paczka i widział wtedy, że jest inny. A teraz, kiedy poznał go zupełnie, już wiedział, że właśnie takiego go kocha.
- Więc zadzwonię potem do wujka, ale obawiam się, że czeka nas najpierw pogadanka wychowawcza z moimi rodzicami – zaśmiał się. Michał skrzywił się nieznacznie.
- Chyba przeżyjemy. Moi rodzice w życiu by mnie z żadnym chłopakiem nie puścili… - westchnął ciężko. Marek spojrzał na niego i pogłaskał go po plecach.
- Sądzę, że z chłopakiem mniejsze ryzyko, bo żaden z nas nie może drugiemu zrobić dziecka – zażartował. Osiągnął cel, bo Michał uśmiechnął się nieznacznie. Marek westchnął cicho. Wiedział, że wbrew temu co chce pokazać, ta sytuacja z jego rodzicami go męczy. Że nie potrafi ich znienawidzić, choć być może powinien. Za to co mu zrobili. I to właśnie go bolało, że chociaż go bili, wyzywali i krzywdzili, to on nie potrafił wyzbyć się uczuć do nich. Marek i tak był pełen podziwu dla niego – psychikę miał nie do zdarcia. Te kilka chwil słabości były praktycznie niczym, po tym piekle.
- Oni już chyba woleliby żebym miał dziecko w wieku nastu lat, niż chłopaka.
Marek westchnął. Nie chciał sprowadzać toku myślenia chłopaka na rodziców. Zawsze starał się omijać temat. Nie chciał go zmuszać do zwierzeń. – Oni na pewno za jakiś czas zrozumieją, że źle zrobili.
- Może, ale są zbyt dumni, żeby się do tego przyznać. Poza tym nie zaakceptują faktu, że mam chłopaka. Nie akceptowali niczego, czym odbiegałem od ich wizji idealnego synka. Dlatego stosunkowo łatwo to znoszę. Po prostu się przyzwyczaiłem. Ale i tak cieszę się, że się z tego wyrwałem.
- Bardzo dobrze, że się wyrwałeś. Rodzice nie powinni ci nic narzucać, a na pewno nie w taki sposób. Długo wytrzymałeś, nie zniszczyło cię to, ale prędzej czy później by cię złamali. Każdy człowiek ma jakiś próg wytrzymałości. Ale teraz będzie już dobrze. – Uśmiechnął się do niego. – Nie musisz tam wracać, ani się z nimi kontaktować.
- Nie mam zamiaru.
- Dobrze. Nie myśl już o tym, hm? – Odgarnął mu włosy z czoła i pocałował go lekko. Michał uśmiechnął się. Jakim cudem on zawsze potrafił poprawić mu humor?
- Okej. – Odetchnął głęboko. Spojrzał na zegar. – Późno już – stwierdził.
- W takim razie dobranoc.
Michał zaśmiał się. – Nie mówiłem tego po to. – Na przekór swoim słowom, ziewnął przeciągle. Marek zachichotał.
- Jasne. Obaj usypiamy. – Zgasił lampkę nocną.
- Dobranoc.
Marek uśmiechnął się złośliwie. – Erotycznych snów.
Michał parsknął śmiechem. – Pewnie, o tobie. Szczyt marzeń.

Rano o wpół do ósmej przeraźliwy dźwięk budzika wyrwał ich z błogiego snu. Michał, jako, że był bliżej, wyłączył to przeklęte urządzenie i wtulił twarz w poduszkę. Marek zaśmiał się. Jemu nigdy nie przychodziło z trudem wstać z łóżka (o ile nie miał tam czegoś ciekawszego do roboty). Jeśli musiał to po prostu wstawał. Szybko się rozbudzał, prysznic i kawa stawiały go na nogi. Dlatego też nigdy nie miał problemu, żeby zwlec się do szkoły (gorzej z dojściem do niej). Michał za to był śpiochem. Mógłby przeleżeć w łóżku cały dzień, gdyby mu na to pozwolić. Co prawda, kiedy już wstawał, jego pracoholizm się odzywał, ale póki się nie ruszył miał ogromnego lenia.
- No dalej, rusz swoje cztery litery i wstajemy. – Marek, ziewając przeciągle, wstał i zaczął z szafy wyciągać swoje ubrania.
- Czy ty zawsze od rana musisz mieć tyle energii? – wymamrotał Michał w poduszkę.
- Muszę. – Rzucił w niego koszulą i spodniami. – Podnoś się z wyrka. Niedługo przyjeżdżają. Słyszę, że rodzice już wstali, to łazienka na dole powinna być wolna.
- Mam zamiar wziąć prysznic, ty idź na dół.
- Niech ci będzie – zgodził się, doskonale wiedząc, że Michał nie był amatorem długiego moczenia się w wannie, która znajdowała się w łazience na parterze. – Tylko wstań. – Nachylił się i pocałował go
w kark.
- Już – mruknął, uśmiechając się błogo. Przekręcił się na plecy i usiadł. Marek zaśmiał się, kiedy zobaczył jego rozczochrane włosy i zamglone od snu oczy. Widok był zarazem seksowny i zabawny.
- Super fryz, nie ma co. – Poczochrał go jeszcze bardziej, skradł mu buziaka i wyszedł z pokoju. Michał ziewnął głośno i przetarł zaspane oczy. Wstał z łóżka, wziął swoje ubrania i pomaszerował do łazienki. Spojrzał w lustro i skrzywił się. Wyglądał, jakby był na kacu, a po prostu się nie wyspał. Jego włosy wcale nie były aż takie długie, sięgały mu do lini podbródka, ale po nocy wyglądał jak nastroszony kurczak. Ciężko było mu je doprowadzić do porządku nawet po kąpieli, ale – jak twierdził Marek – z takim lekkim nieładem na głowie wyglądał strasznie uroczo i pociągająco. Wzruszył ramionami, ziewnął ponownie i wszedł pod prysznic. Przymknął oczy z przyjemności, kiedy ciepła woda spłynęła mu po plecach. Uwielbiał to, szczególnie, że noce nadal były nieco chłodne. Spędził pod prysznicem jakiś czas, ale zaraz wyszedł i zaczął naciągać na siebie ubrania. Wytarł włosy – zanim przyjedzie Jacek akurat zdążą mu wyschnąć. Ziewnął ponownie. Był jak zawsze niewyspany. Zastanawiał się jakim cudem lubi coś robić, pracować nad czymś, skoro rano tak ciężko mu wstać. Gdyby nie Marek to pewnie całe wakacje by przespał i wstał dopiero, kiedy przyszłoby do składania papierów na studia. Chociaż pewnie chłopacy wyciągnęliby go na zewnątrz kilka razy. Zakodował sobie w głowie, żeby do nich zadzwonić, albo przynajmniej umówić się na jakieś piwo już po maturach. Zdane, nie zdane, każdy powód, żeby się napić jest dobry.
Wyszedł w końcu z łazienki i zbiegł na dół po schodach. Marek nadal był w łazience, ale nie zdziwił się. Kąpiel zawsze zajmowała trochę więcej czasu, nawet szybka. Przynajmniej jemu. Wszedł do kuchni.
- Dzień dobry – rzucił, widząc, że ojciec Marka przygotowuje już śniadanie.
- Cześć, Michał – odparł z uśmiechem. Lubił tego chłopaka, a że był dość otwarty, to wcale nie przeszkadzało mu, że jest w związku z jego synem. – Marek też już wstał?
- Tak, jest w łazience. Pomóc w czymś może?
- Możesz wstawić czajnik, ja dzisiaj wypiję herbatę. Ekspres też możesz włączyć, ty i Marek pewnie bez kawy nie zajedziecie – zaśmiał się. Poznał już tendencję chłopców do tego napoju bogów. On czasem wolał napić się herbaty, tak jak i jego żona. – Z jajecznicą sobie poradzę.
- Okej. – Zabrał się do roboty. Konwersował przy tym wesoło z mężczyzną. Lubił rodzinę Marka, byli przesympatyczni. Wcale nie czuł się tutaj jak intruz, a z początku trochę się tego obawiał. Przyjęli go
i traktowali jak nowego domownika, a on szybko się obył z nową sytuacją. Marek po chwili wszedł do kuchni i uśmiechnął się, widząc, że jego chłopak z ojcem przygotowują śniadanie w najlepszej komitywie. Nie obawiał się, że rodzice będą źle do niego nastawieni – znał ich w końcu. Jeśli miał mieć do czegokolwiek obawy, kiedy Michał się do nich wprowadzał, to tylko, że nie będzie czuł się tutaj na tyle swobodnie. Teraz, po tych kilku tygodniach, czuł się tutaj jak w domu, a on był z tego naprawdę zadowolony. Chciał, żeby czuł się dobrze i swobodnie.
- Cześć – przywitał się. – Pomóc w czymś? – Nie czekając na odpowiedź Michała czy ojca, wyciągnął chleb i zaczął go kroić. – Gdzie mama?
- Przygotowuje pokój. Dzieciaki prześpią się w salonie, rozłożymy im kanapę.
- Mają dwójkę dzieci – powiedział Michałowi. – Amelkę i Hanię. Diabły wcielone – zaśmiał się.
- Teraz diabły wcielone, a potem ty będziesz z nimi szalał na dywanie. – Ojciec szturchnął go w bok. Marek zaśmiał się. Co prawda to prawda. Nawet lubił dzieci, ale nie wiedział czy chciałby mieć swoje. Był na to chyba zbyt nerwowy i niecierpliwy. Gdyby już miał to wziąłby odpowiedzialność, ale chyba wolał po prostu robić za dobrego wujka.
- Ile mają lat? – zaciekawił się Marek.
- Pięć i siedem. I kolejne w drodze, ale dopiero trzeci miesiąc.
Śniadanie zjedli wesoło konwersując. O wpół do dziewiątej Marek został oddelegowany do zmywania naczyń, Michał miał nakryć do stołu i postawić ciasto, a dorośli zajęli się ostatnimi porządkami. Marek wycierał talerze i obserwował kątem oka swojego chłopaka, który otwierał szafki poszukując wszystkich potrzebnych rzeczy.
- Denerwujesz się? – zapytał niespodziewanie. Michał zaprzestał na chwilę wykonywanej czynności i zerknął na niego.
- Nie, czemu?
- Odnoszę takie wrażenie.
- Może trochę – przyznał. – Ale to chyba normalnie przy poznawaniu nowych osób, szczególnie
z rodziny swojego chłopaka, hm? – Uśmiechnął się.
Zaśmiał się pod nosem. – Spokojnie. Z Jackiem na pewno się dogadasz, Ela jest w porządku,
a dziewczynki cię pokochają od razu, bo masz dłuższe włosy.
- Co mają do tego moje włosy?
- Jak im nie dasz nożyczek to, poza kilkoma kitkami czy warkoczykami, nic ci nie zrobią. – Roześmiał się na widok jego miny.
- Mogłeś uprzedzić o takich ewentualnościach. Skoczyłbym wczoraj do fryzjera i pocieniował, to by nie miały z czego pleść.
Marek zaśmiał się ponownie i pokręcił głową. – Ale tak jak jest, jest świetnie. – Skradł mu buziaka. –
A twoja duma od razu nie ucierpi.
- Tak mówisz, ale to nie tobie będą dzieciaki gmerać we włosach – odparł i powędrował do salonu, żeby rozłożyć talerze. Marek pokręcił głową z uśmiechem. Cholera, był szczęśliwy. Nie chciałby zamieniać tego na nic innego.
Chwilę po dziewiątej przyjechali. Ojciec wyszedł do ogrodu, żeby otworzyć im bramę, bo ostatnio szwankował domofon, a oni musieli wjechać samochodem na podjazd. Dorośli nie zdążyli jeszcze przejść przez nawet pół ogrodu, kiedy do domu wparowały dwie dziewczynki i momentalnie rzuciły się na stojącego najbliżej Marka z dzikim piskiem i okrzykami „wujek!”. Michał musiał hamować się, żeby nie wybuchnąć śmiechem na ten widok. Już, kiedy Marek mówił o dziewczynkach Michał odnosił takie wrażenie, ale teraz był pewien – owinęły go sobie wokół palca. A młodym najwidoczniej to odpowiadało. Kiedy dotarli także Jacek z Elą i ojciec, nadszedł czas przedstawiania gości Michałowi. Marek, tak jak się spodziewał, jego brat zareagował zaledwie jednym zaskoczonym spojrzeniem na wieść „to Michał, mój chłopak” i zaraz powitał go jak starego kumpla, tak samo jak jego żona. Dziewczynki wypytały Marka dlaczego ma chłopaka, ale po kilku zdawkowych odpowiedziach dały mu spokój i bardziej interesujące wydały im się włosy Michała. Marek zaśmiał się tylko.
- A nie mówiłem?
- Spadaj – mruknął, ale musiał przyznać, że jest rozbawiony. Pozwalał dzieciakom na zabawę, choć zdawał sobie sprawę, że pewnie wygląda jak kompletny idiota z taką ilością gumek, spinek i innego badziewia. Szybko także awansował na drugiego wujka.
Kiedy po kilku godzinach ta bardziej oficjalna część spotkania dobiegła końca, ciasto zostało zjedzone, kawa wypita, a goście opowiedzieli co w pracy i posłuchali kilku opowieści dziewczynek, wszyscy się rozluźnili. W końcu mieli tu być przez trzy dni, więc siłą rzeczy nie będą siedzieć ciągle przy stole
i rozmawiać.

Marek wszedł do salonu, gdzie siedział jego brat. Usiadł obok niego na kanapie. Jacek uśmiechnął się do swojego młodszego o dziesięć lat braciszka.
- Co tam, młody? – rzucił. – Jak w szkole?
- Spoko. Choć pojutrze matura.
- Serio, to już? – zdziwił się. – Czas leci, niedawno zaczynałeś trzecią klasę. Nadal idziesz na architekturę?
- Aha – przytaknął. – Zdaję fizykę, historię sztuki i matmę na rozszerzeniu. Czyli to wszystko co jest wymagane. – Wywrócił oczami. Nauki było od cholery.
- A twój chłopak? – zaciekawił się.
Marek uśmiechnął się mimowolnie. – On wybiera się na weterynarię. Zdaje rozszerzoną matmę, biologię i chemię.
Pokiwał głową. – A jak rodzice to przyjęli? I w ogóle zauważyłem, że Michał jest tu całkiem zadomowiony, często bywa?
Marek zaśmiał się pod nosem. – Rodzice przyjęli to zaskakująco dobrze. Ledwo ich poinformowałem o tym, że mam chłopaka, to oni już chcieli go poznać. A zadomowiony jest dlatego, że z nami mieszka. – Zauważył zaskoczone i pytające spojrzenie brata. – Ma konflikt z rodzicami – wyjaśnił zdawkowo, nie chcąc wgłębiać się w szczegóły.
- A więc mój młodszy braciszek jest gejem, czy ma do tego takie samo podejście jak ja te dziesięć lat temu?
- Traktuję Michała poważnie, Jacek. To nie jest zabawa. Jestem gejem. .

Dwa dni później

Dzień rozpoczynający egzaminy maturalne nie był miły dla żadnego z nich. Budzik miał wyrwać ich z łóżka dopiero o siódmej, ale oni już o szóstej otworzyli oczy. Na dodatek za oknem lało jak z cebra, wiało, a termometr pokazywał zaledwie pięć stopni. Istna tortura iść w taką pogodę w garniturze.
Zwlekli się obaj z łóżka i wykonali poranną toaletę, ale póki co zostali w piżamach. Żadnemu z nich nie chciało się ubierać w domowy strój tylko po to, żeby zaraz zamienić go na garnitur. Matka Marka już wyprasowała im koszule.
- Hej, młodzieży. – Do kuchni wszedł ojciec. – Jak chcecie to mogę was dzisiaj podrzucić, tylko zepnijcie się trochę.
Zgodzili się. Najwyżej będą pół godziny przed czasem, ale przynajmniej zostanie im oszczędzony spacer w taką pogodę.
W szkole byli piętnaście po ósmej, ale nie oni jedyni zostali dzisiaj wcześniej podwiezieni przez rodziców. Poszli pod salę, gdzie mieli mieć pisemny egzamin z polskiego i usiedli na ławce.
- Polski nie jest taki zły. – Michał starał się pocieszyć ich obu. – Damy radę. Ustny też jakoś pójdzie, to tylko kilka minut.
Marek uśmiechnął się do niego i złapał go za rękę. Michał tak już miał, że kiedy się stresował, to mówił. – No właśnie, więc się nie denerwuj. – Zerknął w okno. – Ekstra, rozjaśnia się. Pójdziemy sobie potem na długi, odstresowujący spacer, co?
Jedna z dróg ze szkoły do domu Marka prowadziła przez las. Zdarzało im się czasem przejść, choć był to niezły kawał drogi.
- Okej. – Odetchnął głęboko kilka razy i rozluźnił mięśnie. Poczuł się lepiej. Starali się rozmawiać o mało istotnych rzeczach, żeby się nie denerwować. Potem dołączyli do nich Piotr i Radek, wtedy powtórzyli sobie wspólnie parę istotnych faktów z lektur. Punktualnie o dziewiątej zostali poproszeni do sali.

Marek stał oparty o ścianę i czekał na swojego chłopaka. On wyszedł z egzaminu ustnego już jakiś czas temu, ale zaraz po tym został oddelegowany z korytarza, żeby nie przeszkadzał (tak, bo nie miał nic lepszego do roboty tylko się wydzierać). Czekał już dobre dwadzieścia minut, kiedy zauważył Natana.
- Cześć – przywitał się.
- Hej. Jak poszło?
- Na pisemnym chyba dobrze. A ustny zdałem – odparł. Członkowie komisji oznajmiali im wyniki egzaminu ustnego od razu. To nieco niwelowało stres. Przynajmniej jednego był pewien. – A ty?
- Spoko, wypracowanie nie było takie ciężkie, no a ustny też mam z głowy. Bardziej martwię się matmą – odparł Natan. – Czekasz na kogoś? – zapytał. Marek pokiwał głową.
- Tak, na Michała. Wiesz czy już wszedł?
- No, wchodził po mnie, więc za chwilę powinien przyjść.
Marek pokiwał głową. – Właśnie, chłopacy o ciebie pytali.
Natan wywrócił oczami. – A miałem nadzieję na spokój.
Roześmiał się serdecznie. – Czyżbym nie tylko ja miał ich dość?
- Ta, ty tylko mniej się z tym kryłeś. Ale serio, zaskoczyłeś mnie tym, że chodzisz z Michałem.
- Dla mnie to nie jest aż takie zaskoczenie. Zawsze mi się podobał. Po prostu w końcu udało nam się zgadać.  
Z Natanem zawsze lepiej się dogadywał. Był taką cząstką normalności w ich paczce. I nie zdziwiłby się jeśli Natan myślał o nim tak samo. Pogadali jeszcze chwilę, aż po Natana nie przyjechał ojciec. Chłopak mieszkał za miastem i nie zawsze musiał tłuc się autobusami. Po chwili w końcu przyszedł Michał. Marek pozwolił sobie przyciągnąć go do siebie i cmoknąć w policzek. Na więcej nie pozwalał sobie w szkole.
- Jak ci poszło?
- Dobrze, zdałem – stwierdził. On go o wynik nie pytał, bo poinformował go o nim jak tylko wyszedł z sali. – Było wyjątkowo prosto. Aż się boję co będzie jutro.
Marek zaśmiał się. – Jak zawsze optymista. Idziemy?
- Tak. Po maturach umówiłem się z Radkiem i Piotrem na piwo, pójdziesz też?
- Jasne, trzeba będzie się zrelaksować po tym stresie. A potem pogadamy z rodzicami o naszym potencjalnym wyjeździe.

Tydzień później

W końcu mieli święty spokój. Musieli teraz poczekać jeszcze aż poznają wyniki, ale do tego czasu mieli zamiar zrobić coś przyjemnego, zamiast tylko się stresować. Poza tym czuli, że poszło im nieźle. W końcu po coś zarywali całe dnie na naukę. Teraz mieli zamiar wyjechać i odpocząć. Dlatego też czekali na powrót rodziców Marka z pracy. Według chłopaka nie powinni mieć dużych obiekcji, no ale porozmawiać z nimi musieli. Wrócili jak zwykle o siedemnastej. Nie pracowali razem, ale zawsze jakimś cudem udawało im się zgrać w czasie i wrócić wspólnie.
- Cześć, chłopcy – przywitali się. Nie spodziewali się, że będą w domu. Wspominali coś o jakimś wyjściu ze znajomymi. – Jeszcze nie wyszliście?
- Idziemy pojutrze, kolega ma jeszcze jeden egzamin, a chcieliśmy już tak bez stresu – wyjaśnił Michał.
- A właściwie to też chcieliśmy pogadać – dodał Marek. Rodzice spojrzeli na nich zaciekawieni.
- To zaraz. Robiliście coś na obiad?
Spojrzeli po sobie. W istocie to nie mieli na gotowanie nastroju i po prostu w sklepie kupili jakieś mrożonki. – Nie, ale są zapiekanki w zamrażalniku.
- Dobra, raz nie zawsze. – Matka wstawiła jedzenie do mikrofali i po kolejnych kilku minutach wszyscy siedzieli w salonie. – To o co chodzi?
Marek odetchnął cicho. – Chcielibyśmy wyjechać. Wujek Andrzej ma gospodarstwo na Kaszubach. Myślę, że nie miałby nic przeciwko – powiedział. Umiał rozmawiać ze swoimi rodzicami, dlatego to on chciał to zrobić.  Doskonale wiedział, że najpierw musiał przedstawić problem, potem dodać parę argumentów no i w końcu zapytać o zgodę. Teoretycznie mieli już te osiemnaście lat, no ale jednak nie zarabiali na siebie i mieszkali tutaj, więc zgodę wypadało uzyskać. – Wujek tam jest, więc nic się nie stanie, choć nie planujemy rozrabiać – zaśmiał się. – Poza tym teraz, do wyników matur i tak nie mamy za bardzo co robić i nudzilibyśmy się tylko w domu.
- Na ile chcecie pojechać?
Spojrzeli po sobie. Obaj nie byli pewni czy dwa tygodnie to nie za długo jak na tolerancję rodziców Marka, ale zawsze mogli skrócić wyjazd, a może jednak się uda. – Myśleliśmy o dwóch tygodniach. Wrócilibyśmy na tydzień przed podaniem wyników matur, więc w sam raz, żeby wszystko ogarnąć
i akurat, kiedy zacznie się okres składania podań na studia. Wyjechalibyśmy w środę rano.
Rodzice spojrzeli po sobie. Mieli dorosłego syna, a ten dorosły syn miał chłopaka. Jacka nie trzymali na krótkiej smyczy, choć miał w tym wieku różne nieraz głupie pomysły, a Marek był spokojniejszy, bardziej rozsądny, nie zadawał się z dziwnym towarzystwem.
- Dobrze, jedźcie. Tylko jest jedna sprawa. – Spojrzeli na matkę Marka pytająco. – Jesteście dorośli, więc zdajecie sobie sprawę z istnienia czegoś takiego jak prezerwatywa?

Ze skonsternowanymi minami wyszli do ogrodu i usiedli na bujawce. Ta rozmowa była krępująca, ale spodziewali się, że ich ona nie ominie. Nie, kiedy chcieli jechać sami na dwa tygodnie. Rodzice zdawali sobie sprawę, że nie będą tam grać w chińczyka.
- Oni naprawdę sądzą, że w wieku osiemnastu lat nie wiemy o antykoncepcji?

Michał parsknął śmiechem. – Nie było tak źle. Grunt, że możemy jechać. 

1 komentarz:

  1. Już wyobrażam sobie tą rozmowę, musiało być zabawnie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń