niedziela, 20 lipca 2014

5. Nastoletnia miłość

Rozdział 5

Marek leżał na kanapie z głową na kolanach Michała i wpatrywał się w notatki z fizyki. Maturę mieli za tydzień. Nieco ich to stresowało. Michał czytał po raz enty niezrozumiały temat z rozszerzonej chemii. Biologię zaledwie powtórzył i douczył się tego, czego nie potrafił, bo tutaj akurat był pewien swojej wiedzy.
- Nie spamiętam tych dat. – Marek skapitulował. – Wymiękam. Uczymy się od samego rana, w niedzielę, a już szesnasta!
- Też mam dość – zgodził się z nim. – Ale pouczmy się jeszcze trochę. Ja tylko to doczytam, w końcu zacząłem ogarniać, i wtedy zrobimy sobie wolne, hm?
Marek westchnął cierpiętniczo i uderzył się zeszytem w czoło. Czemu Michał musiał być takim cholernym pracusiem? I czemu wystarczyło jedno jego słowo, żeby znowu zabrał się za naukę?
I czemu, do jasnej ciasnej, nie potrafił mu odmówić kolejnej godziny nad książkami?!
- Na Boga, Michaś, są wakacje.
- Wakacje będą jak napiszemy egzaminy – odparł. Zaśmiał się na widok jego żałosnej miny. – No dobrze, niech będzie, idziemy się przewietrzyć.
- W końcu gadasz do rzeczy. – Ożywił się. Nauka nigdy mu bardzo nie przeszkadzała, potrafił ślęczeć nad książkami, ale dziś naprawdę miał dość. Miał wolną chatę, cały dzień spędzał ze swoim facetem, a nie zrobili nic (nic!) poza nauką i zjedzeniem czegoś. Nie myślał tu koniecznie o seksie, ale przecież jakieś wygłupy, pieszczoty, droczenie się, czułe słówka, czy chociaż obejrzenie jakiegoś durnego romansidła powinno mieć miejsce. Pocieszał się tylko myślą, że po maturach będą mieli tyle wolnego ile dusza zapragnie. Może nawet gdzieś wyjadą? Uśmiechnął się na myśl o  spędzeniu choćby i kilku dni bez rodziców, w jakimś miłym miejscu, tylko we dwoje.
- Nad czym tak rozmyślasz? – Michał sprowadził go z powrotem na ziemię.
- Skąd myśl, że nad czymś rozmyślam?
- Bo uśmiechasz się wiążąc buty – zaśmiał się.
Marek zorientował się, że faktycznie, rozmarzył się podczas zawiązywania sznurowadeł. Parsknął śmiechem pod nosem. – Oczywiście o tobie. – Posłał mu uśmiech zarazem uroczy co łobuzerski. – Jesteś pewien, że musimy się jeszcze dzisiaj uczyć? – zapytał, zamykając drzwi od domu na klucz.
- Dlaczego?
- Bo ja wiem, może dlatego, że moich rodziców nie ma w domu i jeszcze jakiś czas nie będzie? Kto normalny by przepuścił taką okazję?
Michał zaśmiał się. – W sumie racja. Ale rączki przy sobie.
Spojrzał na niego z miną niewiniątka. – Przecież ja jestem grzeczny.
- Ta, kiedy śpisz – zakpił.
- Nie wspomnę kto tu ostatnio nie chciał dać mi spać. – Pokazał mu język. Marek zarumienił się jak nastolatka. Fakt, trochę poczynali sobie w łóżku, ale do niczego nie doszło! Po prostu byli po paru piwach, a potem okazało się, że u rodziców Marka są jacyś jego wujkowie i napili się z nimi, a potem obojgu zaszumiało w głowie. Być może gdyby nie to, że rodzice Marka byli obecni, to doszłoby do czegoś więcej, ale oni powstrzymywali się. Nie chcieli się spieszyć.
- Bardzo chętnie mi na to pozwalałeś. – Jęknął zaskoczony, kiedy Marek przyciągnął go do siebie władczo. Był w takich chwilach niesamowicie seksowny (nie żeby normalnie taki nie był, po prostu wydawał się wtedy strasznie zaborczy, męski i namiętny, a to naprawdę nakręcało) i Michałowi ciężko było trzymać ręce przy sobie (wbrew temu co utrzymywał, to on był bardziej łasy na pieszczoty).
- Bardzo chętnie pozwoliłbym ci na więcej – stwierdził zmysłowym głosem i pocałował go zaborczo. Michał odwzajemnił pocałunek z przeczuciem, że jeśli Marek przestanie go obejmować, to jak nic runie na ziemię. Jego pocałunki (szczególnie TAKIE pocałunki) robiły na nim niesamowite wrażenie. – Wracamy do środka? – zapytał szeptem. Nie, żeby cisza go jakoś bardzo interesowała. Po prostu był pewien, że gdyby mówił głośno, to wydyszałby tylko coś jak stara lokomotywa.
- Jeśli nie chcemy gorszyć sąsiadów zza płotu, to dobry pomysł – zgodził się, z żalem żegnając jego usta, ciepły oddech i silne objęcia. Weszli z powrotem do domu (po co oni w ogóle wychodzili? Jakaś dziwna gra wstępna?) i zdjęli buty i bluzy, choć Michał ze swoją rozstawał się niechętnie, bo wcześniej zakosił ją Markowi (ciepła była! Wcale nie chodziło o zapach). Zaraz jednak brak bluzy wynagrodziła mu obecność Marka. Zaatakował jego usta, miażdżąc je i wsuwając do środka język. Michał jęknął tylko, nie tylko nie próbując, ale też nie chcąc protestować. Te namiętne zabawy spodobały się im obu, bo dotychczas sobie na to nie pozwalali, ze względu na obecność rodziców. A jeśli już nawet się na coś takiego odważyli, to musieli uważać, starać się być cicho i ogólnie nie mogli dać się ponieść chwili. Ich języki splatały się w dzikim tańcu. Michał z ulgą powitał objęcia chłopaka, bo naprawdę obawiał się, że nogi go nie utrzymają. Robił na nim niesamowite wrażenie zwyczajnym pocałunkiem, a co jeśli dojdzie do czegoś więcej? Chyba zemdleje. O zgrozo!
Marek od dawna wiedział jak bardzo ten chłopak go pociąga. Jak bardzo pragnie poczuć jego dotyk, usta, dłonie. Jak bardzo chciałby go zdominować, albo zostać zdominowanym (przy nim jakoś nie potrafił być władczym samcem, nie kiedy Michaś patrzył na niego tymi swoimi rozkochanymi oczami). Zawędrowali po omacku do pokoju Marka. W zasadzie to do ich pokoju, ale rodzice nie musieli o tym wiedzieć. Nie mieli nic przeciwko spaniu razem, jeśli na spaniu się kończyło, dlatego woleli po prostu
im o tym nie mówić. Łóżko na szczęście było rozłożone i obaj chętnie z tego skorzystali, rzucając się na nie tak, że aż zatrzeszczało.
Michał z chęcią powitał pocałunki chłopaka na swojej szyi. Cieszył się tylko, że leżą. Przynajmniej nie musiał się martwić, że się przewróci. Jego pocałunki doprowadzały go do obłędu. To było tak cudowne doświadczenie, że nie chciał żeby się kończyło.
Marek zachłannie całował jego szyję, zastanawiając się jak chłopak zareaguje, jeśli zacznie go rozbierać. Z drugiej strony obaj byli już solidnie podnieceni i potrzebowali swojego dotyku jak powietrza. Słyszał przyspieszony oddech Michała i samo to wystarczyło, żeby się podniecił. Nikt nigdy tak na niego nie działał. Zakochał się, cholera, zakochał się jak głupi. Z natury był niecierpliwy, więc irytował go fakt, że chłopakowi zachciało się dzisiaj koszul na guziki. Cholerne, nie mógł ich rozpiąć drżącymi z podniecenia dłońmi. Zaraz rozerwie je, i tyle by było jeśli chodzi o ulubioną koszulę Michała. Jego trud po chwili został nagrodzony i mógł podziwiać tors swojego kochanka w pełnej krasie. Michał najwidoczniej nie chciał być tutaj jedynym rozbieranym, bo zaraz pozbawił Marka górnej części garderoby. Przyszło mu to o tyle prościej, że chłopak miał na sobie zwyczajny czarny
t-shirt. Marek przyssał się zaraz do sutków Michała. Chłopak westchnął głęboko, zadowolony. Rozkręcali się obaj i myślenie nie było teraz ich mocną stroną. Prawdopodobnie gdyby zapytać
o ich imiona, nie potrafiliby ich podać.
- O matko… - Tym razem to z ust Marka wydobył się przeciągły jęk, kiedy Michał postanowił wziąć bardziej czynny udział w zabawie, i niby to przypadkiem przesunął rękę w okolice, gdzie nabrzmiały członek Marka próbował usilnie przebić się przez materiał spodni. Ból i rozkosz z tego dotyku, nawet jeśli nie bezpośredniego, był nie do opisania. Chciał więcej. Obaj chcieli. Postanowił odwzajemnić się tym samym i lekko ucisnął go przez materiał spodni. Michał wydał z siebie cichy okrzyk. Obaj byli naprawdę podnieceni i nie zapowiadało się, żeby mieli długo wytrzymać bez zadowolenia siebie nawzajem. Nie robili tego jeszcze, ale nie myśleli o tym teraz. Wypadło spontanicznie i nie mieli zamiaru rezygnować. Pozbyli się spodni i bokserek. Marek, który powrócił teraz do ust kochanka, czuł jego penisa wbijającego mu się w brzuch. Było to tak dobre, że nie potrafił poprawnie skupić się na pocałunku. Nie był jednak w tym odosobniony. Dla ich obu tak bezpośrednio dotyk był zniewalający. Marek w końcu nie wytrzymał i złapał członek Michała, z satysfakcją słuchając jego pojękiwań. Były jak muzyka dla jego uszu. Nie przewidział, że sam będzie reagował jeszcze bardziej entuzjastycznie, kiedy to Michaś zacznie go masturbować. Pierwszy doszedł Marek, ale Michał zaraz go dogonił. Obaj byli klejący od potu, brudni od spermy… i cholernie zadowoleni z tego co zaszło.
- Cały się kleję. – Poskarżył się Michał, kiedy uspokoili się już i leżeli tylko przytuleni do siebie, nadal nadzy z niedbale narzuconą kołdrą, wcale nie zasłaniającą tego, co teoretycznie miała zasłonić.
- Mi to nie przeszkadza – mruknął Marek, przygryzając płatek jego ucha.
- Ale mi owszem.
Wywrócił oczami. – Cały ty, zero wczucia się w atmosferę – stwierdził marudnie.
Michał zaśmiał się, widząc jego rozżaloną minę. – A z ciebie to taki romantyk? – zakpił.
- A nie? – obruszył się. Przecież był romantyczny! Kto jak nie on przynosił mu kawę do łóżka
w weekendy? A ten cholerny niewdzięcznik jeszcze się z niego śmieje!
- Śmiem sądzić, że z romantyzmem trochę ci nie po drodze – droczył się.
- Tak ci się wydaje, bo zawsze psujesz nastrój swoim marudzeniem – odparował.
- To skoro jesteś taki romantyczny, to bardzo proszę, słucham.
Marek zmrużył oczy. On sobie z niego jawnie żartował! Tak po prostu sobie z niego kpił!
- Nie wiem co w tobie widzę – westchnął.
- Tak, to było bardzo romantyczne.
- A idź ty – żachnął się. – Ja tu się staram, a ty w ogóle tego nie doceniasz, cholero jedna.
Michał zaśmiał się. Uwielbiał to ich droczenie się, szczególnie że obaj wiedzieli, że nie obrażają się na poważnie. – Docenię, jak faktycznie się postarasz.
- Mam być romantyczny, hę? A proszę cię bardzo. – Przyciągnął go do siebie i pocałował najczulej jak tylko potrafił. Potem chyba wziął sobie za cel zacałować go na śmierć, bo obsypywał pocałunkami całą jego twarz. – Nadal nie jestem romantyczny?
Michał śmiał się jak głupi, usiłując wybić mu z głowy kolejne pocałunki, ale Marek ani myślał zaprzestawać nowej zabawy. Naprawdę lubił śmiech Marka, a skoro tak łatwo mógł go wywołać, to chętnie pobawi się jeszcze chwilkę.
- Marek, przestań już! – wykrztusił rozbawiony. Chłopak przygryzł wargę patrząc na niego.
- I kto tu teraz nie jest romantyczny?
- To nie było romantyczne, tylko szalone – stwierdził i umknął przed jego ramionami.
- Ej, gdzie idziesz? – zapytał z wyrzutem.
- Pod prysznic.
- Dołączę się!
- Zabarykaduję drzwi!
Marek zaśmiał się, opadając na łóżko. Matko, nigdy nie był tak szczęśliwy. I gówno go obchodziło czy pójdzie za to do piekła. Był zakochany i chciał czerpać z tego uczucia jak najwięcej.
Michał wrócił po jakimś czasie i wskoczył do łóżka. Marek od razu przyciągnął go do siebie, oplatając szczelnie ramionami. Przez dłuższą chwilę leżeli w ciszy. Michał z przyjemnością wtulał się w jego ciepłe ciało i ani myślał się odsuwać.
- Kocham cię – Marek szepnął mu do ucha. Michał przez chwilę nie odpowiadał. Pierwszy raz to od niego usłyszał. Mówił mu wiele rzeczy, w których pomiędzy wierszami mógł to wyczytać, ale nigdy jeszcze nie powiedział tego wprost. Uśmiechnął się i spojrzał na niego. Oczy mu błyszczały.
- To było romantyczne – szepnął.
Marek zaśmiał się cicho i pocałował go lekko w usta. – Zostań ze mną – poprosił. – Najwyżej rodzice nas przyłapią, kiedy przyjadą w nocy. Nie interesuje mnie to. Chcę, żebyś został.
- Okej. – Wtulił się w niego. Teraz mógł z całą pewnością przyznać mu rację. Potrafił być romantyczny, szczególnie kiedy nie zdawał sobie z tego sprawy, a po prostu mówił co czuje. I to było cudowne. – Ja też cię kocham – powiedział w końcu. Marek uśmiechnął się szeroko, a w oczach pojawiły mu się iskierki. Pocałował go w nos, wywołując wesoły śmiech.
- Dobranoc, Michaś.
Jak Boga kochał, nikomu nigdy nie pozwalał mówić do siebie Michaś, ale Marek mógł się pochwalić tym przywilejem. Co więcej, uwielbiał, kiedy tak go nazywał. W jego ustach brzmiało to inaczej. Wyjątkowo. Nie tak, jak u matki, czy babci, które nazywały go tak, kiedy był młodszy. Mówił to z tak rozkochanym spojrzeniem i czułym uśmiechem, że nie mógł po prostu zabronić mu się tak nazywać.
- Dobranoc.

Następnego dnia z błogiego snu obudziły ich rozmowy rodziców. Spali ciasno przytuleni i aż zdziwili się, że było im tak wygodnie. Spali już razem w przeróżnych pozycjach, ale takiego mocnego (i niewygodnego) uścisku to jeszcze nie było.
- Trzeba wstać zanim rodzice zechcą nas obudzić – stwierdził Marek. Może by się tym nie przejmował, ale obaj byli nadzy, a na dodatek przez sen zrzucili z siebie kołdrę.
- A nie możemy zostać? – wymamrotał Michał, jeszcze nie do końca obudzony. Marek zaśmiał się i odgarnął chłopakowi z czoła brązowe kosmyki włosów.
- A będziesz się przed nimi tłumaczył?
- Jesteśmy dorośli. – Otworzył w końcu oczy, nadal nieco zaspane.
- Ja jestem. Tobie jeszcze brakuje, a nie chciałbym dostać zarzutu za seks z nieletnim – zaśmiał się.
- Nie uprawialiśmy seksu. – Wtulił twarz w poduszkę. - Idź pierwszy do łazienki. – Marek patrzył na niego przez chwilę. Zaraz jednak wstał i z diabelskim uśmieszkiem uszczypnął chłopaka w pośladek. Michał podskoczył zaskoczony i usiadł na łóżku. – A tobie co?
- Wiedziałem, że to cię obudzi.
Szatyn jęknął i opadł z powrotem na łóżko. – Jesteś okrutny.
- Owszem, jestem – potwierdził. Nachylił się nad nim, opierając się rękoma po obu stronach Michała. – Ale w ten sposób okrutny jestem tylko dla ciebie.
Michał uniósł jedną brew. – Zademonstrujesz?
Marek roześmiał się. Pomyślałby kto, że jego byłe dziewczyny narzekały, że to on ma zbyt często ochotę na takie zabawy. Przy Marku to był pikuś. – Jesteś niewyżyty – stwierdził. Cmoknął go w nos. – Wstawaj. – Wyszedł z pokoju.
Michał naciągnął tylko bokserki i opadł z powrotem na łóżko. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się. Był szczęśliwy. W końcu mógł być sobą, nie udawać, jak to swego czasu robił przed rodzicami. Nie udawał tylko, że nie jest gejem, ale też wiele innych rzeczy. Jego rodzice byli zakłamani, ich świat był jedną wielką grą pozorów. On był idealnym i kochanym synkiem dopóki się z nimi we wszystkim zgadzał. Nie pozwalali mu na bycie sobą, a kiedy próbował byli na niego wściekli. Szczególnie ojciec, choć i matka święta nie była. Teraz wreszcie mógł być sobą. Marek go akceptował i nie próbował na siłę zmienić. Jego rodzice lubili go, a jego obecność szybko stała się czymś naturalnym, codziennym. On sam myślał o tym miejscu jak o domu. Tutaj czuł, że jest dla kogoś ważny tak po prostu, bo jest. Czuł się potrzebny, szczęśliwy i kochany. W domu nigdy tego nie odczuł. Nie był tam potrzebny. Był jak tresowane zwierzątko do pokazywania znajomym, a kiedy przestawał słuchać przywracano go do pionu krzykiem i biciem. Rodzice kochali go dopóki spełniał ich oczekiwania, a kiedy przestawał, oni nagle tracili wszelkie uczucia do niego. Zdawał sobie sprawę, że w takim razie nie kochali go wcale. Było to o tyle bolesne, że on nie umiał ich tak po prostu znienawidzić.
Marek po szybkim prysznicu i przywitaniu się z rodzicami wrócił do pokoju. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że Michał dalej się wyleguje.
- A ty jeszcze śpisz? – zaśmiał się. – Ile można? – Ruszył do niego ze złośliwym zamiarem wykurzenia go z łóżka łaskotkami. Zamarł jednak, kiedy zobaczył łzy na jego twarzy. – Michał? – Zaniepokojony położył się obok niego. – Michaś, co się stało? – Przytulił go do siebie i pocałował w czoło. Michał uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
- Nic takiego.
- To dlaczego płaczesz?
Chłopak odetchnął głęboko. – Nic mi nie jest. Po prostu pomyślałem o rodzicach i tak jakoś... – Wzruszył ramionami. Marek westchnął i pogłaskał go po plecach, wyczuwając pod palcami znaną mu już bliznę. Choć długa, nie rzucała się w oczy i jeśli ktoś nie wiedział o jej istnieniu raczej jej nie zauważył. Marek wiedział o jej istnieniu jak i o pochodzeniu. Michał przyznał mu jakiś czas temu, że ojciec zrobił mu to, kiedy dowiedział się, że jest gejem. Marek tulił go jeszcze jakiś czas. Michał co prawda nie płakał, ale z ulgą przyjął jego milczące wsparcie. Czuł się przy nim dobrze i bezpiecznie. Tak jak zawsze chciał się czuć. – Dziękuję – szepnął. Nie był do końca pewien za co. Było tysiące rzeczy, za które chciałby mu podziękować. Ale ogólnie chyba za to, że po prostu jest.
Marek uśmiechnął się lekko. – W porządku? - Pocałował go.
- Teraz tak. – Uśmiechnął się do niego. – Wstajemy?
- Masz wolną łazienkę. – Skradł mu jeszcze jednego buziaka zanim wypuścił go z objęć.

1 komentarz: